Ania Witczak-Szumska z Łodzi ma 16 lat. Jest ambitną i pracowitą blondynką o niebieskich oczach, delikatnym uśmiechu i wysokiej średniej w szkole (mimo, że odwiedza ją jedynie na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego). Jeśli myślicie, że jest przeciętną nastolatką – grubo się mylicie. Ania od zawsze marzyła o tym, by wydać drukiem swoje opowiadania i swój cel właśnie osiągnęła. Na księgarskich półkach pojawiły się „Moje Anioły”, jej książkowy debiut. Nie przeszkodziła jej w tym nawet nieuleczalna choroba jelita grubego - zespół Gardnera. To właśnie za jej sprawą Ania zaczęła pisać. Nie da się całkowicie uchronić ludzkości od zmartwień. Zresztą nawet gdyby się dało, nie byłoby to dla nas dobre. Wszystko zostało stworzone z jakiegoś powodu. Bóg nie chciał, abyśmy mieli życie usłane różami, więc wymyślił smutki. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że one wymknęły Mu się spod kontroli…, twierdzi w jednym ze swych dojrzałych, metaforycznych tekstów. Książka „Moje Anioły” dała dziewczynce możliwość skupienia się na czymś innym niż własna choroba i 'smutki'. Stała się również źródłem inspiracji do spełniania marzeń i dała siłę - nie tylko do walki z chorobą, i nie tylko Ani…
Ania jest podopieczną łódzkiej Fundacji Gajusz (którą szczerze podziwiam i której wiernie kibicuję) i to właśnie dzięki tej instytucji, a dokładniej: jednemu z jej programów ‘Wszystko jest możliwe’, pomagającemu spełniać marzenia dzieci, których życie jest poważnie zagrożone, udało się zrealizować marzenie dziewczynki. Niecodzienną publikację wydało Wydawnictwo Zielona Sowa z Warszawy, które zadbało o wyjątkową oprawę graficzną – teksty zostały wzbogacone przepięknymi, niezwykle subtelnymi ilustracjami autorki i Marcina Piwowarskiego. Całość wypadła na bardzo wysokim poziomie, wręcz unikatowo. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę wiek Ani i przypadłości, z którymi na co dzień musi się zmierzyć, to zapewniam, że niejeden z Was po lekturze książki przetrze oczy ze zdumienia.
Ania Witczak-Szumska zaczęła pisać dziennik niespełna trzy lata temu, po operacji jelita. Później pojawiły się rozmowy z aniołami, a na ich skutek wyjątkowe opowiadania. Wszystkie, opublikowane w "Moich Aniołach", są wypełnione po brzegi doświadczeniem, lękiem, bólem związanym z jej chorobą, ale pewnie też obserwacją życia innych pacjentów (jej przyjaciół?) i ich rodzin na oddziałach onkologicznych w łódzkich szpitalach. Świadczą o tym choćby takie motywy jak: łóżko, Anioły, schody do Nieba, Niebo, piekło, śmierć, itd. Dziewczynka już w pierwszym prezentowanym czytelnikom tekście, w „Krótkim życiorysie”, niczym aktorka dostaje tekst i ma grać. W tym konkretnym, przerażającym scenariuszu nie ma jednakże miejsca na radość ani na zabawę: Mam nakazane: grać, co mi dusza każe. Czytam scenariusz, a tam napisane: 'Umierasz'. Czasem bohaterka zostaje postawiona przed faktem dokonanym - anioł zajmuje jej łóżko, co oznacza koniec podróży, czyli śmierć. Anioły to zresztą stały motyw tej subtelnej prozy (stąd też tytuł). Po co Bóg je stworzył? To banalne pytanie – przecież anioły są odpowiedzialne za różne sprawy. Bez ich pomocy trudno byłoby Mu. Wyobraźcie sobie świat bez familijek, czyli aniołów rodzinnych, które ma każda rodzina… Znacie 'Anielicę Smutków'? Na pewno, może tylko nie wiedzieliście, że tak się nazywa. Usłyszeć można ją wieczorami razem z dziwnymi odgłosami, szelestami i smutkami – pewnie już sobie przypomnieliście.... Oprócz aniołów obdarzonych różnymi funkcjami i zadaniami, w snach autorki pojawia się również odległe od siebie niczym dwa bieguny - lodowata śmierć, która ją zabiera oraz jej zmarły, ukochany ojciec, przynoszący jej dobitne przesłanie: Kochanie, jesteś bardzo dzielna. Całe twoje dotychczasowe cierpienie w końcu minie. Ale nie myśl, że dzieje się to niepotrzebnie. W dorosłym życiu wykorzystasz swoje przeżycia.( „Odwiedziny”). To potwierdzenie sensu jej cierpienia, przynosi dziewczynce ukojenie i daje nadzieję. Choćby na jakąś wycieczkę. Ania lubi podróże, ale na te zagraniczne jej nie stać, więc często wybiera się w myślach do jednego ‘kraju’: To moja ulubiona kraina, a nazywa się Niebo. Jak tam trafić? Trzeba zamknąć oczy i pozwolić odpłynąć myślom. Wtedy dusza wychodzi z ciała i trafia do Nieba, w którym mieszkają anioły, no i oczywiście ukochany tata, za którym autorka tak bardzo tęskni... Mimo zachwytów nad tą niebieską krainą, dziewczyna czasem boi się, że nie będzie mogła wrócić do domu, do mamy. To będzie oznaczało jej prawdziwą śmierć. Nie chodzi jej o siebie, ale o jej najbliższych, którym ciężko będzie żyć bez niej. Ania jawi się w każdym opowiadaniu jako osoba wrażliwa, bardzo empatyczna, która ma świadomość, że jej odejście będzie bolesne dla jej rodziny i to z jej powodu chciałaby je odwlec...
Mimo iż w większości tych tekstów na pierwszy plan wysuwa się choroba lub jej tragiczny finał, są i takie, jak np. „Czarny kapelusz”, w którym przebijają się sprawy typowe dla nastolatki: wizyta w galerii, szukanie odpowiednich ubrań, dbałość o wygląd. W „Portrecie” na przykład na pierwszy plan wysuwa się problem urody i wykluczenia z grupy przez jego brak, a w „Tysiącach startych baletek” pasja dziewczynki cierpiącej na białaczkę. W "Moich Aniołach" doświadczenie choroby, które Anię mocno zahartowało i zmieniło jej postrzeganie świata, konkuruje z przyziemnymi troskami, radościami i zajęciami każdej nastolatki oraz próbami tłumaczenia świata młodszej siostrze (które urzekają, ujmują dojrzałością, próbą łatwego wyjaśnienia skomplikowanych zagadnień). To wszystko daje bardzo ciekawy, nieprzytłaczający efekt...
Ogromne wrażenie zrobiły na mnie cztery opowiadania związane tematycznie z porami roku: „Chochliczka Wiosny”, „Duszyczka Lata”, „O jesiennym Elfie” oraz „Mroźny podmuch”. Wszystkie piękne, liryczne, nastrojowe, z idealnie wplecioną nutą danej pory roku i jej charakterystycznym rysem. Do tego cyklu można dołożyć „Wielkanockę”, która [u]bierała się w zwiewną różową sukienkę, wkładała na głowę opaskę z zajęczymi uszami i przyczepiała puchaty ogonek. Wkładała wszystkie prezenty do starego, drewnianego wózka i ruszała uszczęśliwiać dzieci. To dzięki niej wszystkie dzieciaki dostają prezenty od ‘zajączka’. Ania udowadnia tym 'cyklem', że ma niezwykłą wyobraźnię, dobitnie dba o szczegół, świetnie dobiera słowa i jest w stanie stworzyć niezwykle liryczne obrazy mimo młodego wieku.
Oparte na przeżyciach własnych lub/i czerpane z doświadczeń innych, opowiadania 16-letniej Ani, zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Nie ma w nich dziecięcej naiwności, taniego sentymentalizmu, nadmiernego epatowania dramatem i smutkiem. Nuta śmiertelnej choroby wyraźnie się przebija, ale młoda autorka potrafi dobrać do niej subtelne słowa, lżejsze tematy, które dają do myślenia, nie pozbawiając nadziei, nie podcinając skrzydeł czytelnikowi ogromem niesprawiedliwości czy bólu dotykającego dzieci. Czego zatem życzę Ani na końcu tej recenzji? Przede wszystkim zdrowia, wiadomo. Na drugim miejscu stawiam na siłę i chęć do dalszego kreatywnego tworzenia i czarowania swoich odbiorców słowem i obrazem (oraz tańcem!), ukazując im, co w życiu naprawdę ma znaczenie i że warto cieszyć się drobiazgami. A wszystkich, którym brakuje chęci do walki o każdy dzień, zostawiam z przesłaniem Ani, która swoim przykładem pokazuje, że spełnione marzenie daje siłę. Walczmy więc o marzenia i słuchajmy głosu nieprzeciętnej, dojrzałej 16-latki: My również możemy przyczynić się do ratowania świata - z całej siły starajmy się nie załamywać i żyć z optymistycznym nastawieniem. Tyle i aż tyle.
Cytaty za: Moje Anioły, Anna Witczak-Szumska, Zielona Sowa, Warszawa, 2014.
Ocena 6/6
Ania jest podopieczną łódzkiej Fundacji Gajusz (którą szczerze podziwiam i której wiernie kibicuję) i to właśnie dzięki tej instytucji, a dokładniej: jednemu z jej programów ‘Wszystko jest możliwe’, pomagającemu spełniać marzenia dzieci, których życie jest poważnie zagrożone, udało się zrealizować marzenie dziewczynki. Niecodzienną publikację wydało Wydawnictwo Zielona Sowa z Warszawy, które zadbało o wyjątkową oprawę graficzną – teksty zostały wzbogacone przepięknymi, niezwykle subtelnymi ilustracjami autorki i Marcina Piwowarskiego. Całość wypadła na bardzo wysokim poziomie, wręcz unikatowo. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę wiek Ani i przypadłości, z którymi na co dzień musi się zmierzyć, to zapewniam, że niejeden z Was po lekturze książki przetrze oczy ze zdumienia.
Ania Witczak-Szumska zaczęła pisać dziennik niespełna trzy lata temu, po operacji jelita. Później pojawiły się rozmowy z aniołami, a na ich skutek wyjątkowe opowiadania. Wszystkie, opublikowane w "Moich Aniołach", są wypełnione po brzegi doświadczeniem, lękiem, bólem związanym z jej chorobą, ale pewnie też obserwacją życia innych pacjentów (jej przyjaciół?) i ich rodzin na oddziałach onkologicznych w łódzkich szpitalach. Świadczą o tym choćby takie motywy jak: łóżko, Anioły, schody do Nieba, Niebo, piekło, śmierć, itd. Dziewczynka już w pierwszym prezentowanym czytelnikom tekście, w „Krótkim życiorysie”, niczym aktorka dostaje tekst i ma grać. W tym konkretnym, przerażającym scenariuszu nie ma jednakże miejsca na radość ani na zabawę: Mam nakazane: grać, co mi dusza każe. Czytam scenariusz, a tam napisane: 'Umierasz'. Czasem bohaterka zostaje postawiona przed faktem dokonanym - anioł zajmuje jej łóżko, co oznacza koniec podróży, czyli śmierć. Anioły to zresztą stały motyw tej subtelnej prozy (stąd też tytuł). Po co Bóg je stworzył? To banalne pytanie – przecież anioły są odpowiedzialne za różne sprawy. Bez ich pomocy trudno byłoby Mu. Wyobraźcie sobie świat bez familijek, czyli aniołów rodzinnych, które ma każda rodzina… Znacie 'Anielicę Smutków'? Na pewno, może tylko nie wiedzieliście, że tak się nazywa. Usłyszeć można ją wieczorami razem z dziwnymi odgłosami, szelestami i smutkami – pewnie już sobie przypomnieliście.... Oprócz aniołów obdarzonych różnymi funkcjami i zadaniami, w snach autorki pojawia się również odległe od siebie niczym dwa bieguny - lodowata śmierć, która ją zabiera oraz jej zmarły, ukochany ojciec, przynoszący jej dobitne przesłanie: Kochanie, jesteś bardzo dzielna. Całe twoje dotychczasowe cierpienie w końcu minie. Ale nie myśl, że dzieje się to niepotrzebnie. W dorosłym życiu wykorzystasz swoje przeżycia.( „Odwiedziny”). To potwierdzenie sensu jej cierpienia, przynosi dziewczynce ukojenie i daje nadzieję. Choćby na jakąś wycieczkę. Ania lubi podróże, ale na te zagraniczne jej nie stać, więc często wybiera się w myślach do jednego ‘kraju’: To moja ulubiona kraina, a nazywa się Niebo. Jak tam trafić? Trzeba zamknąć oczy i pozwolić odpłynąć myślom. Wtedy dusza wychodzi z ciała i trafia do Nieba, w którym mieszkają anioły, no i oczywiście ukochany tata, za którym autorka tak bardzo tęskni... Mimo zachwytów nad tą niebieską krainą, dziewczyna czasem boi się, że nie będzie mogła wrócić do domu, do mamy. To będzie oznaczało jej prawdziwą śmierć. Nie chodzi jej o siebie, ale o jej najbliższych, którym ciężko będzie żyć bez niej. Ania jawi się w każdym opowiadaniu jako osoba wrażliwa, bardzo empatyczna, która ma świadomość, że jej odejście będzie bolesne dla jej rodziny i to z jej powodu chciałaby je odwlec...
Mimo iż w większości tych tekstów na pierwszy plan wysuwa się choroba lub jej tragiczny finał, są i takie, jak np. „Czarny kapelusz”, w którym przebijają się sprawy typowe dla nastolatki: wizyta w galerii, szukanie odpowiednich ubrań, dbałość o wygląd. W „Portrecie” na przykład na pierwszy plan wysuwa się problem urody i wykluczenia z grupy przez jego brak, a w „Tysiącach startych baletek” pasja dziewczynki cierpiącej na białaczkę. W "Moich Aniołach" doświadczenie choroby, które Anię mocno zahartowało i zmieniło jej postrzeganie świata, konkuruje z przyziemnymi troskami, radościami i zajęciami każdej nastolatki oraz próbami tłumaczenia świata młodszej siostrze (które urzekają, ujmują dojrzałością, próbą łatwego wyjaśnienia skomplikowanych zagadnień). To wszystko daje bardzo ciekawy, nieprzytłaczający efekt...
Ogromne wrażenie zrobiły na mnie cztery opowiadania związane tematycznie z porami roku: „Chochliczka Wiosny”, „Duszyczka Lata”, „O jesiennym Elfie” oraz „Mroźny podmuch”. Wszystkie piękne, liryczne, nastrojowe, z idealnie wplecioną nutą danej pory roku i jej charakterystycznym rysem. Do tego cyklu można dołożyć „Wielkanockę”, która [u]bierała się w zwiewną różową sukienkę, wkładała na głowę opaskę z zajęczymi uszami i przyczepiała puchaty ogonek. Wkładała wszystkie prezenty do starego, drewnianego wózka i ruszała uszczęśliwiać dzieci. To dzięki niej wszystkie dzieciaki dostają prezenty od ‘zajączka’. Ania udowadnia tym 'cyklem', że ma niezwykłą wyobraźnię, dobitnie dba o szczegół, świetnie dobiera słowa i jest w stanie stworzyć niezwykle liryczne obrazy mimo młodego wieku.
Oparte na przeżyciach własnych lub/i czerpane z doświadczeń innych, opowiadania 16-letniej Ani, zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Nie ma w nich dziecięcej naiwności, taniego sentymentalizmu, nadmiernego epatowania dramatem i smutkiem. Nuta śmiertelnej choroby wyraźnie się przebija, ale młoda autorka potrafi dobrać do niej subtelne słowa, lżejsze tematy, które dają do myślenia, nie pozbawiając nadziei, nie podcinając skrzydeł czytelnikowi ogromem niesprawiedliwości czy bólu dotykającego dzieci. Czego zatem życzę Ani na końcu tej recenzji? Przede wszystkim zdrowia, wiadomo. Na drugim miejscu stawiam na siłę i chęć do dalszego kreatywnego tworzenia i czarowania swoich odbiorców słowem i obrazem (oraz tańcem!), ukazując im, co w życiu naprawdę ma znaczenie i że warto cieszyć się drobiazgami. A wszystkich, którym brakuje chęci do walki o każdy dzień, zostawiam z przesłaniem Ani, która swoim przykładem pokazuje, że spełnione marzenie daje siłę. Walczmy więc o marzenia i słuchajmy głosu nieprzeciętnej, dojrzałej 16-latki: My również możemy przyczynić się do ratowania świata - z całej siły starajmy się nie załamywać i żyć z optymistycznym nastawieniem. Tyle i aż tyle.
Cytaty za: Moje Anioły, Anna Witczak-Szumska, Zielona Sowa, Warszawa, 2014.
Ocena 6/6
Bardzo rzadko sięgam po zbiory opowiadań, ponieważ nie jestem przekonana do tej formy. Ale czytając tę recenzję i poznając autorkę książki, wydaję mi się, że można zrobić wyjątek - właśnie ze względu na tak niezwykłą autorkę :)
OdpowiedzUsuńJa już się do opowiadań przekonałam, wcześniej też miałam obiekcje, tak jak Ty. Te są naprawdę wyjątkowe. Poza tym mają tak urokliwą szatę graficzną, że czytanie ich i oglądanie sielskich ilustracji to jak obcowanie z najprawdziwszymi Aniołami :) Gorąco polecam!
UsuńI ja się do tego komentarza dołączam. Opowiadania Ani bardzo mnie ujęły, ale także ich autorka jest niesamowita.
OdpowiedzUsuń