wtorek, 3 stycznia 2012

Rozbitek. Siedemdziesiąt sześć dni samotnie na morzu - Steven Callahan

Kiedy myślisz 'żeglarz', co przychodzi Ci do głowy? Przystojny mężczyzna pokroju Mateusza Kusznierewicza, doskonale umięśniony, pięknie opalony, o włosach rozjaśnionych przez słońce, zakochany w morzu bez pamięci... Być może Cię rozczaruję, ale wilk morski z książki "Rozbitek. Siedemdziesiąt sześć dni samotnie na morzu", Steven Callahan, kompletnie do tego opisu nie pasuje. Dlaczego? Wyjaśnienie znajdziesz poniżej.

Steven Callahan urodził się 6 lutego 1952 roku w Stanach Zjednoczonych. Jego największą pasją jest żeglarstwo, toteż żyje zgodnie ze zdaniem wypowiedzianym przez jednego z jego bohaterów literackich: 'Potrzebujesz Matki Ziemi, ale kochasz Morze'. Jako uzdolniony projektant łodzi i architekt statków sam zbudował sobie swój ukochany jacht, "Napoleon Solo", na którym wyruszył w samotny rejs z Wysp Kanaryjskich na Karaiby w 1982 roku. Kiedy jego łódź po sześciu dniach od rozpoczęcia rejsu tonie (zabierając mu prawie wszystko, co posiadał i co było potrzebne do przeżycia), Steven dryfuje przez 76 dni po Atlantyku na tratwie pneumatycznej (nazwanej Gumową Kaczuszką III) dokładnie relacjonując, jak sobie radził, co jadł, co pił, słowem - jak żył.

Książka Callahana to niezwykłe świadectwo woli życia. To pokładowe zapiski człowieka, dotyczące jego zdrowia fizycznego i psychicznego, kondycji tratwy, ilości jedzenia i wody. Steven przez ten cały długi okres miał do czynienia z wyjącym dookoła wiatrem, wilgocią, uderzającymi w plecy falami (dochodzącymi nawet do 10 metrów), przejmującym zimnem w nocy i trudnym do zniesienia upałem w dzień. Jego wiernymi towarzyszami niedoli były rekiny, morświny, koryfeny, rogatnice, latające ryby i małe skorupiaki, stanowiące część jego pożywienia lub też polujące na niego. Co ciekawe, na koniec swej odysei oceanicznej wszystkie te stworzenia traktował jak wiernych przyjaciół i żal mu było się z nimi rozstawać...

Nie ukrywam, iż początkowo książka ta mnie męczyła. Niewielka czcionka, fachowe słownictwo, perspektywa przeczytania ponad 200 stron o tym, jak jakiś facet samotnie dryfuje po morzu. Zastanawiałam się, o czym on będzie pisał? Bałam się, że pewnie wciąż będą się przewijały te same zwroty: strach, sztorm, burze, woda, wiatr, i że powieje nudą. Pomyliłam się. Callahan napisał piękną, prawdziwą i poruszającą powieść. Na dodatek tak sugestywną, że wydawało mi się, iż jestem na jego nieszczęsnej tratwie razem z nim. Dokładne opisy problemów z jakimi przyszło mu się zmierzyć i jak sobie poradził, nie mając do dyspozycji praktycznie żadnych narzędzi, oraz świetne ilustracje (dokumentujące przykładowo ewolucję kuszy czy podstawy nawigacji) zasługują na podziw i uznanie. Podobnie jak świadomość, ile wycierpiał, gdy do jego licznych pęcherzy, ran i otarć dostawała się słona woda... Ta niewiarygodna historia jest dowodem na to, że marzenia dają człowiekowi siłę, by przetrwać nawet w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa. Callahan nie liczył, że ktoś mu pomoże (nie ma się co dziwić - jego tratwę minęło 9 statków), ale sam się ratował. Wiedział, że mimo świetnego przygotowania i doskonałego wyposażenia, by przeżyć potrzebne mu szczęście, dlatego na każdym kroku mu pomagał. Kiedy w chwilach zwątpienia, rezygnacji i ogromnego smutku po policzku lały mu się łzy, szybko je ocierał, nie pozwalając, by do jego monotonnej egzystencji wkradło się zwątpienie, że może tę nierówną walkę z naturą i samym sobą kiedykolwiek przegrać.

Polecam tę książkę każdemu, kto zdaje sobie sprawę z tego, że wszyscy codziennie (w różnym stopniu oczywiście) walczymy o przetrwanie; że każdy z nas jest mniej lub bardziej doświadczany przez los i tylko od niego zależy, czy swoją walkę wygra. Autor dedykuje swoją opowieść wszystkim ludziom na świecie, którzy wiedzieli, wiedzą lub będą wiedzieć, co znaczy cierpienie, desperacja lub samotność, a na jej końcu pisze:

"Nie przestałem żeglować. Morze pozostaje najbardziej odludnym miejscem na świecie. Według mnie podróżowanie przez odludzie, nieważne czy pełne drzew, czy fal, jest kluczowe dla rozwoju i dojrzewania ludzkiej duszy. To na odludziu możesz odkryć, kim naprawdę jesteś, poprzez stawianie czoła wyzwaniom świata, w którym grubość portfela nie ma znaczenia, a miernikiem wartości stają się twoje umiejętności." (str. 220)

Życzę Ci więc, by Twoje umiejętności były adekwatne do bitwy, jaką przychodzi Ci stoczyć każdego dnia...

Ocena 5/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Bezdroża oraz portalowi sztukater.pl


7 komentarzy :

  1. Coś czuję, że książka może mi się spodobać. Z chęcią przeczytam:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam ludzi, którzy żywią taką namiętność do morskiego żywiołu - ja czuję wyłącznie strach:) A że lubię czytać o walce z samym sobą, pokonywaniu przeciwności losu, pasji, w dodatku z morzem w tle - z przyjemnością sięgnę!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka jest na pewno wzruszająca i trzymająca w napięciu, jednak nie bardzo lubię coś takiego czytać... Tym razem sobie odpuszczę :) I chciałam dodać, że recenzja przepięknie Ci wyszła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podpisuję się pod Ilianą - świetna recenzja:)
    Ja raczej nie przepadam za takimi książkami:)

    OdpowiedzUsuń
  5. To idealna książka dla mojej drugiej połówki. Uwielbia takie klimaty!

    OdpowiedzUsuń
  6. kasandra_85 - myślę, że trafi w Twój gust :)

    Isadora - a wiesz, że ja mam tak samo? okropnie boję się wody, dlatego "Rozbitek" był dla mnie wielkim wyzwaniem. Ręce miałam często lodowate, jakbym z Callahanem na tej tratwie była...

    Illiana, jasmina - bardzo dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że jest ktoś, komu się podoba to, co piszę :)

    tetiisheri - proponuję zrobić mu prezent, choć już po Świętach :) Będzie zadowolony!

    Pozdrawiam serdecznie wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuję się bardzo zainteresowana.

    OdpowiedzUsuń