Cztery historie czterech samotnych mężczyzn żydowskiego pochodzenia napisane piórem jednego z najważniejszych pisarzy niemieckich, tworzących w drugiej połowie dwudziestego wieku. „Wyjechali” W.G. Sebalda z roku 1992, bo o nich mowa, to swoisty bieg wspomnień dotyczący Holokaustu i życia w rzeczywistości już po nim. Ten wybitny pisarz po raz kolejny jawi się czytelnikom jako literat odważny, niepokorny, bardzo utalentowany i gruntownie przygotowany do tematu. Pokazuje on z zaangażowaniem trudną historię naszej cywilizacji, ale nie całościowo, a indywidualnie. Dzięki temu widzimy namacalne skutki zagłady – konkretnych ludzi, którzy nie potrafiąc odnaleźć się w nowej rzeczywistości, popadają w melancholię lub chcą uciec od przeszłości (nierzadko także w śmierć), itp. „Wyjechali” to przykład twórczości, która tchnie świeżością, pachnie autentyzmem i jest tą, z najwyższej półki, mimo iż zagadnienia, które podejmuje bardzo często występują w przeróżnych publikacjach. Jest to również literatura nosząca znamiona biograficzne, bo każdy z jej bohaterów jest w jakimś stopniu spokrewniony z autorem. Sebald staje z nimi ramię w ramię, obnażając przy tym samego siebie…
Dr Henry Selwyn alias Hersch Seweryn dotarł przez przypadek z litewskiej wsi pod Grodnem do Londynu, zamiast do Ameryki. Ożenił się, ale w jego małżeństwie nie układało się dobrze. Może dlatego, że jego żona, Heidi, nie wiedziała (!), że jest Żydem. Żyli razem, a jednak osobno. Kiedy Henry notorycznie przebywał w ogrodzie, gdzie rozmawiał z liśćmi i zwierzętami, kobieta podróżowała. Nie mogąc odnaleźć się w nowym, powojennym świecie, tęskniąc do swoich rodzinnych stron (narrator wspominał podczas rozmowy z Selwynem: Wyczuwałem, że asystuj[e] swemu powrotowi z przeszłości nie bez pewnego wzruszenia), odebrał sobie pewnego dnia życie…
Paul Bereyter zginął 30. grudnia 1983. To nauczyciel Sebalda ze szkoły powszechnej, którego męczyły demony nazistowskich Niemiec. Przed wojną kochał swoją pracę, uwielbiał swoich uczniów. Niestety, nie nacieszył się nią długo, bo hitlerowcy odebrali mu prawo wykonywania zawodu. Kiedy później pozwolono mu wrócić do szkoły (był w ¾ Aryjczykiem), nie mógł w niej wytrzymać, dostawał furii na widok uczniów, miał ataki klaustrofobii. Słowa jednego z członków jego rodziny: Paul skończy na kolei, która zawsze miała dla niego głębsze znaczenie, okazały się prorocze. Podobnie jak Selwyn sam zdecydował o zakończeniu swojego żywota…
Ambros Adelwarth to wujeczny dziadek Sebalda, uciekający od bolesnych wspomnień. [I]m więcej opowiadał, tym bardziej był przygnębiony (…) chociaż miał wielką potrzebę opowiadania dalej, nie mógł z siebie już nic wydobyć, żadnego zdania, żadnego słowa, żadnego dźwięku. Miał niezwykle fascynujący życiorys (zwiedził świat, podejmował ciekawe prace, przebywał z interesującymi ludźmi) udokumentowany zdjęciami i opowieściami rodziny, lecz opowiadanie [o tym] było dla niego męką, a zarazem próbą wyzwolenia, ratunkiem, a jednocześnie bezlitosnym sądem nad samym sobą...
Max Ferber to Żyd, którego rodzice uratowali od śmierci wysyłając go do Ameryki, sami zaś ginąc. Zamiast do niej, dotarł do Londynu, a ostatecznie osiadł w Manchesterze. Był malarzem i odludkiem, który nie potrafił normalnie funkcjonować w powojennym społeczeństwie. Matka dała mu przed śmiercią swoje zapiski, w których zamiast o wojnie i wszechobecnej zagładzie pisała o swoim dzieciństwie w niewielkim niemieckim miasteczku, w którym bez obaw kultywowała żydowskie tradycje, miała marzenia i plany na przyszłość, których niestety nigdy nie zrealizowała. Max wprawdzie dostał szansę od losu, ale przekreślił ją tak, jak i swoje życie…
Każda z historii zawarta w tej książce składa się ze strzępów pamięci, które nieustannie narażone na przemijanie, zostały uratowane przez autora. Widać dokładnie, jak sumiennie Sebald tę publikację przygotowywał, jak skrupulatnie zbierał do niej materiały (zdjęcia, stare gazety, pamiętniki), z jak wieloma z ludźmi się spotykał, jak dalekie miejsca odwiedzał, mogące mieć związek z bohaterami książki. Miewał nawet sny, w których pojawiali się ludzie i miejsca z przeszłości. Chcąc ocalić ludzkie wspomnienia, stworzył z nich ten swoisty kolaż, bo nie mógł darować, że po Niemcach tak ładnie posprzątano (Czułem jednak coraz wyraźniej, że otaczające mnie zewsząd duchowe zubożenie i amnezja Niemców, zręczność z jaką wszystko zostało zatarte, zaczynają działać mi na umysł i nerwy). Autor nie mówi o zagładzie ani o cierpieniu wprost (peryferyjny obraz Holokaustu). Czuć je, ale w oddali, bo to nie one są najważniejsze, a ludzie. Pojmując zawiedzione nadzieje wielu Żydów, pokazuje ich losy, by pamięć o nich, ich planach i marzeniach, czyli o tym, czego pozbawił ich Holokaust, nie umarła. Ale książka Sebalda jest przede wszystkim świadectwem, że sztuką jest żyć w świecie po katastrofie, którą nie każdy z jego bohaterów posiadł, niestety. Pamięć o wydarzeniach z przeszłości, o szczęśliwym dzieciństwie czy życiu sprzed wojny daje poczucie bezpieczeństwa w nowej rzeczywistości, choć nie jest ona pozbawiona cierpienia. Całość wypada tak przekonująco, iż zaciera się granica między fikcją a rzeczywistością i nie wiadomo, czy pierwszoosobowy narrator to sam autor czy też nie. Bez wątpienia jest to również zasługa doskonałego tłumaczenia Małgorzaty Łukasiewicz i zawartych w tej publikacji licznych zdjęć. Polecam, to naprawdę świetna książka!
Cytaty za: Wyjechali, W.G.Sebald, W.A.B., Warszawa 2005.
Dr Henry Selwyn alias Hersch Seweryn dotarł przez przypadek z litewskiej wsi pod Grodnem do Londynu, zamiast do Ameryki. Ożenił się, ale w jego małżeństwie nie układało się dobrze. Może dlatego, że jego żona, Heidi, nie wiedziała (!), że jest Żydem. Żyli razem, a jednak osobno. Kiedy Henry notorycznie przebywał w ogrodzie, gdzie rozmawiał z liśćmi i zwierzętami, kobieta podróżowała. Nie mogąc odnaleźć się w nowym, powojennym świecie, tęskniąc do swoich rodzinnych stron (narrator wspominał podczas rozmowy z Selwynem: Wyczuwałem, że asystuj[e] swemu powrotowi z przeszłości nie bez pewnego wzruszenia), odebrał sobie pewnego dnia życie…
Paul Bereyter zginął 30. grudnia 1983. To nauczyciel Sebalda ze szkoły powszechnej, którego męczyły demony nazistowskich Niemiec. Przed wojną kochał swoją pracę, uwielbiał swoich uczniów. Niestety, nie nacieszył się nią długo, bo hitlerowcy odebrali mu prawo wykonywania zawodu. Kiedy później pozwolono mu wrócić do szkoły (był w ¾ Aryjczykiem), nie mógł w niej wytrzymać, dostawał furii na widok uczniów, miał ataki klaustrofobii. Słowa jednego z członków jego rodziny: Paul skończy na kolei, która zawsze miała dla niego głębsze znaczenie, okazały się prorocze. Podobnie jak Selwyn sam zdecydował o zakończeniu swojego żywota…
Ambros Adelwarth to wujeczny dziadek Sebalda, uciekający od bolesnych wspomnień. [I]m więcej opowiadał, tym bardziej był przygnębiony (…) chociaż miał wielką potrzebę opowiadania dalej, nie mógł z siebie już nic wydobyć, żadnego zdania, żadnego słowa, żadnego dźwięku. Miał niezwykle fascynujący życiorys (zwiedził świat, podejmował ciekawe prace, przebywał z interesującymi ludźmi) udokumentowany zdjęciami i opowieściami rodziny, lecz opowiadanie [o tym] było dla niego męką, a zarazem próbą wyzwolenia, ratunkiem, a jednocześnie bezlitosnym sądem nad samym sobą...
Max Ferber to Żyd, którego rodzice uratowali od śmierci wysyłając go do Ameryki, sami zaś ginąc. Zamiast do niej, dotarł do Londynu, a ostatecznie osiadł w Manchesterze. Był malarzem i odludkiem, który nie potrafił normalnie funkcjonować w powojennym społeczeństwie. Matka dała mu przed śmiercią swoje zapiski, w których zamiast o wojnie i wszechobecnej zagładzie pisała o swoim dzieciństwie w niewielkim niemieckim miasteczku, w którym bez obaw kultywowała żydowskie tradycje, miała marzenia i plany na przyszłość, których niestety nigdy nie zrealizowała. Max wprawdzie dostał szansę od losu, ale przekreślił ją tak, jak i swoje życie…
Każda z historii zawarta w tej książce składa się ze strzępów pamięci, które nieustannie narażone na przemijanie, zostały uratowane przez autora. Widać dokładnie, jak sumiennie Sebald tę publikację przygotowywał, jak skrupulatnie zbierał do niej materiały (zdjęcia, stare gazety, pamiętniki), z jak wieloma z ludźmi się spotykał, jak dalekie miejsca odwiedzał, mogące mieć związek z bohaterami książki. Miewał nawet sny, w których pojawiali się ludzie i miejsca z przeszłości. Chcąc ocalić ludzkie wspomnienia, stworzył z nich ten swoisty kolaż, bo nie mógł darować, że po Niemcach tak ładnie posprzątano (Czułem jednak coraz wyraźniej, że otaczające mnie zewsząd duchowe zubożenie i amnezja Niemców, zręczność z jaką wszystko zostało zatarte, zaczynają działać mi na umysł i nerwy). Autor nie mówi o zagładzie ani o cierpieniu wprost (peryferyjny obraz Holokaustu). Czuć je, ale w oddali, bo to nie one są najważniejsze, a ludzie. Pojmując zawiedzione nadzieje wielu Żydów, pokazuje ich losy, by pamięć o nich, ich planach i marzeniach, czyli o tym, czego pozbawił ich Holokaust, nie umarła. Ale książka Sebalda jest przede wszystkim świadectwem, że sztuką jest żyć w świecie po katastrofie, którą nie każdy z jego bohaterów posiadł, niestety. Pamięć o wydarzeniach z przeszłości, o szczęśliwym dzieciństwie czy życiu sprzed wojny daje poczucie bezpieczeństwa w nowej rzeczywistości, choć nie jest ona pozbawiona cierpienia. Całość wypada tak przekonująco, iż zaciera się granica między fikcją a rzeczywistością i nie wiadomo, czy pierwszoosobowy narrator to sam autor czy też nie. Bez wątpienia jest to również zasługa doskonałego tłumaczenia Małgorzaty Łukasiewicz i zawartych w tej publikacji licznych zdjęć. Polecam, to naprawdę świetna książka!
Cytaty za: Wyjechali, W.G.Sebald, W.A.B., Warszawa 2005.
Za możliwość książki serdecznie dziękuję Księgarni Gandalf, której bogatą ofertę serdecznie polecam!
Świetnie napisane. Książka intryguje.)
OdpowiedzUsuńCieszę się i polecam!
Usuńnie słyszałam o niej, koniecznie poszukam, bo to moje klimaty.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam podrzucić Ci jakiś ciekawy tytuł :)
Usuń