Marek Bieńczyk, ubiegłoroczny zdobywca Nagrody Nike za „Książkę twarzy”, do dziś pozostawał dla mnie autorem nieznanym. Owszem słyszałam, iż pisał felietony dotyczące wina dla pewnej gazety, ale nie czytałam ani ich ani żadnej z jego powieści. Bieńczyk jest nie tylko enologiem, ale chyba przede wszystkim pisarzem, eseistą, tłumaczem Kundery, Barthesa i Ciorana i historykiem. Swoją przygodę z jego twórczością rozpoczęłam od „Tworek”, powieści nominowanej do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody Literackiej im. Władysława Reymonta za książkę roku w 2000 r. oraz Paszportu Polityki w 1999 r. Książka ta podejmuje tematykę drugiej wojny światowej, ale w sposób nietypowy. Czy to normalne, by młodzi ludzie szukali azylu podczas wojennej zawieruchy w szpitalu psychiatrycznym i co ciekawsze znajdowali go tam? Jak żyją ze świadomością, iż staje się on dla nich rajem, miejscem pierwszych romansów i nawiązywanych przyjaźni, okresem zabaw i uciech, a z Warszawy nadlatuje dym pochodzący z palącego się getta? Tworki, wszędzie Tworki, w moim pokoju Tworki, w moim domu Tworki, cały kraj Tworki. (...) Ludzie, ludzie trzymajcie mnie, boja jestem z Tworek! Kto ty jesteś, tworek mały, jaki znak twój, tworek cały. Zapraszam Was do świata, w którym nie brakuje szaleństwa, miłości, przyjaźni i ulotnego szczęścia, bo choć czasy, w jakich przyszło żyć bohaterom „Tworek” do łatwych nie należą, to młodość rządzi się przecież swoimi prawami…
Jest rok 1943. Jurek ma 21 lat, głowę pełną pomysłów i wierszy, które namiętnie pisze lub cytuje. Wobec braku perspektyw i w trosce o własne życie odpowiada na ogłoszenie w sprawie pracy w administracji szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych w podwarszawskich Tworkach. Szybko zaczyna pracować w buchalterii razem z nowo poznaną, niezwykle urodziwą Sonią Kubryń. Dziewczyna staje się jego przewodniczką po terenie zakładu, pokazuje mu ukochaną huśtawkę (która pozwala jej oderwać się choć na chwilę od złowrogiej rzeczywistości), oprowadza go po parku i przedstawia przechadzających się po nim chorych (min. tych uważających się za: Antyplatona, Goethego, Bismarcka), stanowiących jednakże jedynie tło dla rozgrywającej się akcji. Kubryń szybko wpada w oko Jurkowi, ale nie tylko jemu. Do Tworek przyjeżdżają koledzy chłopaka, którzy rywalizują o względy Sonii. Jej serce zdobywa Olek, najlepiej ze wszystkich grający w piłkę. Życie tych młodych osób (do ekipy dołączają także Marcel Brochowitz-buchalter i jego żona Anna oraz Janka) płynie dość beztrosko. Kiedy grają w karty, śmieją się, jedzą jabłka, czy też tańczą i piją wódkę podczas Wigilii uważają, [ż]e tutaj czas płynie i nic nie może się zdarzyć. Że siedz[ą] tu sobie za dębem złego i dobrego jak u Pana Boga za piecem. Ich czas w Tworkach upływa na rozmowach o literaturze i miłości, na spacerach i grach towarzyskich, czasem na świętowaniu urodzin. Rzeczywistość wojenna jest praktycznie poza nimi. Jurek nie zna pochodzenia swoich przyjaciół, zresztą niewiele go ono obchodzi. Kiedy zaczynają nagle znikać i pozostają po nich jedynie listy powoli wszystko staje się jasne. Okazuje się, iż Sonia i Janka pochodziły z Berdyczowa. Ta pierwsza sama zgłosiła się na gestapo i została błyskawicznie powieszona na Koprach za miastem. W ślad za nią poszedł Olek i jego matka. Los Marcela i Ani posiadających fałszywe dokumenty, którzy mieli zostać wymienieni za jeńców niemieckich i dostać wizę do Szwajcarii, jest oficjalnie nieznany, ale czytelnik domyśla się, co się z nimi stało. Choć Marcel był prawie pewien, że dał się wciągnąć w pułapkę, (świadczą o tym jego słowa skierowane do Ani: Twoje ciche słowa bardzo pięknie brzmią. Twoje usta pragną, a twe oczy lśnią. Rzecz jednakże w tym, moja żono, jest, że zamiast Szwajcarii czeka nas piec), miał świadomość tego, że nie ma wyjścia i musi zaryzykować... Jak zakończy się ta historia? Sprawdźcie sami!
Marek Bieńczyk zaserwował nam niezwykle oryginalną lekturę, pisaną specyficznym, poetyckim wręcz językiem, której nie sposób ogarnąć za pierwszym razem, zrozumieć każdy jej szczegół, odnaleźć przesłanie w pozornym potoku rzeczy banalnych. Sposób opowiadania, notorycznie wysuwający się na pierwszy plan, może drażnić, bo trzeba do niego przywyknąć i przyjąć go takim jaki jest. „Tworki” nie są książką, w której przedstawia się zagładę Żydów czy też niemiecką okupację w sposób podobny do tego, jaki dobrze znamy choćby z lektur szkolnych (na początku nawet trudno zorientować się, że autor pisze o wojnie!). Nie są także publikacją pisaną pod wpływem własnych doświadczeń, bo Marek Bieńczyk urodził się w roku 1956, a więc wojny nie miał szansy przeżyć. Widać tu za to niezwykłą wrażliwość autora, skłonność do liryzmu, umiłowanie poezji, która bardzo często staje się bohaterem tej powieści i uniwersalizm samej historii. Nie ma znaczenia, w którym roku toczy się akcja, bo kiedy jedna z bohaterek mówi: Pamiętasz, zastanawiałeś się kiedyś w liście, jak mało w tym wielkim świecie jest miejsca na dobroć. Tak mało się jej spotyka, że stała się po prostu luksusem. Ja także stanowczo przyłączam się do twego twierdzenia, że wśród ludzi rzadkim zjawiskiem jest człowiek. Człowiek, który miałby duszę. A dusza – to głowa i serce. Zwłaszcza serce, to czyż nie opisuje i naszej rzeczywistości? Czy nie jest tak, że istnieją enklawy zła, w których giną niewinni ludzie, a reszta ludzkości na to patrzy i nie reaguje? Czyż i w naszym współczesnym świecie nie brakuje empatii, pokoju i tolerancji?
Książka Marka Bieńczyka ujęła mnie swoją innością, oryginalnym ujęciem tematu, ciekawą fabułą i językiem, który próbuje zagłuszyć okrucieństwo wojny, jednocześnie go wzmacniając. Polecam serdecznie!
Ocena 5/6
Cytaty za: Tworki, Marek Bieńczyk, Wielka Litera, Warszawa 2012.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera
Jest rok 1943. Jurek ma 21 lat, głowę pełną pomysłów i wierszy, które namiętnie pisze lub cytuje. Wobec braku perspektyw i w trosce o własne życie odpowiada na ogłoszenie w sprawie pracy w administracji szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych w podwarszawskich Tworkach. Szybko zaczyna pracować w buchalterii razem z nowo poznaną, niezwykle urodziwą Sonią Kubryń. Dziewczyna staje się jego przewodniczką po terenie zakładu, pokazuje mu ukochaną huśtawkę (która pozwala jej oderwać się choć na chwilę od złowrogiej rzeczywistości), oprowadza go po parku i przedstawia przechadzających się po nim chorych (min. tych uważających się za: Antyplatona, Goethego, Bismarcka), stanowiących jednakże jedynie tło dla rozgrywającej się akcji. Kubryń szybko wpada w oko Jurkowi, ale nie tylko jemu. Do Tworek przyjeżdżają koledzy chłopaka, którzy rywalizują o względy Sonii. Jej serce zdobywa Olek, najlepiej ze wszystkich grający w piłkę. Życie tych młodych osób (do ekipy dołączają także Marcel Brochowitz-buchalter i jego żona Anna oraz Janka) płynie dość beztrosko. Kiedy grają w karty, śmieją się, jedzą jabłka, czy też tańczą i piją wódkę podczas Wigilii uważają, [ż]e tutaj czas płynie i nic nie może się zdarzyć. Że siedz[ą] tu sobie za dębem złego i dobrego jak u Pana Boga za piecem. Ich czas w Tworkach upływa na rozmowach o literaturze i miłości, na spacerach i grach towarzyskich, czasem na świętowaniu urodzin. Rzeczywistość wojenna jest praktycznie poza nimi. Jurek nie zna pochodzenia swoich przyjaciół, zresztą niewiele go ono obchodzi. Kiedy zaczynają nagle znikać i pozostają po nich jedynie listy powoli wszystko staje się jasne. Okazuje się, iż Sonia i Janka pochodziły z Berdyczowa. Ta pierwsza sama zgłosiła się na gestapo i została błyskawicznie powieszona na Koprach za miastem. W ślad za nią poszedł Olek i jego matka. Los Marcela i Ani posiadających fałszywe dokumenty, którzy mieli zostać wymienieni za jeńców niemieckich i dostać wizę do Szwajcarii, jest oficjalnie nieznany, ale czytelnik domyśla się, co się z nimi stało. Choć Marcel był prawie pewien, że dał się wciągnąć w pułapkę, (świadczą o tym jego słowa skierowane do Ani: Twoje ciche słowa bardzo pięknie brzmią. Twoje usta pragną, a twe oczy lśnią. Rzecz jednakże w tym, moja żono, jest, że zamiast Szwajcarii czeka nas piec), miał świadomość tego, że nie ma wyjścia i musi zaryzykować... Jak zakończy się ta historia? Sprawdźcie sami!
Marek Bieńczyk zaserwował nam niezwykle oryginalną lekturę, pisaną specyficznym, poetyckim wręcz językiem, której nie sposób ogarnąć za pierwszym razem, zrozumieć każdy jej szczegół, odnaleźć przesłanie w pozornym potoku rzeczy banalnych. Sposób opowiadania, notorycznie wysuwający się na pierwszy plan, może drażnić, bo trzeba do niego przywyknąć i przyjąć go takim jaki jest. „Tworki” nie są książką, w której przedstawia się zagładę Żydów czy też niemiecką okupację w sposób podobny do tego, jaki dobrze znamy choćby z lektur szkolnych (na początku nawet trudno zorientować się, że autor pisze o wojnie!). Nie są także publikacją pisaną pod wpływem własnych doświadczeń, bo Marek Bieńczyk urodził się w roku 1956, a więc wojny nie miał szansy przeżyć. Widać tu za to niezwykłą wrażliwość autora, skłonność do liryzmu, umiłowanie poezji, która bardzo często staje się bohaterem tej powieści i uniwersalizm samej historii. Nie ma znaczenia, w którym roku toczy się akcja, bo kiedy jedna z bohaterek mówi: Pamiętasz, zastanawiałeś się kiedyś w liście, jak mało w tym wielkim świecie jest miejsca na dobroć. Tak mało się jej spotyka, że stała się po prostu luksusem. Ja także stanowczo przyłączam się do twego twierdzenia, że wśród ludzi rzadkim zjawiskiem jest człowiek. Człowiek, który miałby duszę. A dusza – to głowa i serce. Zwłaszcza serce, to czyż nie opisuje i naszej rzeczywistości? Czy nie jest tak, że istnieją enklawy zła, w których giną niewinni ludzie, a reszta ludzkości na to patrzy i nie reaguje? Czyż i w naszym współczesnym świecie nie brakuje empatii, pokoju i tolerancji?
Książka Marka Bieńczyka ujęła mnie swoją innością, oryginalnym ujęciem tematu, ciekawą fabułą i językiem, który próbuje zagłuszyć okrucieństwo wojny, jednocześnie go wzmacniając. Polecam serdecznie!
Ocena 5/6
Cytaty za: Tworki, Marek Bieńczyk, Wielka Litera, Warszawa 2012.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera
Jeżeli w tle jest szpital psychiatryczny to muszę przeczytać! Poza tym wypadałoby znać jakąś książkę tłumacza mojego ukochanego Kundery ;)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu przymierzam się do przeczytania "Książki twarzy". Naczytałam się dość skrajnych recenzji odnośnie twórczości Bieńczyka, dlatego sama nie wiem czego się po nim spodziewać. Skoro polecasz "Tworki" postaram się zwrócić na nie uwagę przy najbliższej wizycie w księgarni:)
OdpowiedzUsuńJa też nie znam twórczości pana Bieńczyka, mało tego nawet recenzji jego książek nie czytałam. Mam "Terminal", który chce przeczytać zanim sięgnę po "Książkę twarzy". Myślę, że bez wątpienia jest to bardzo oryginalny i oczytany pisarz, który wiele czerpie z teorii literatury, ale jednocześnie nie dostosowuje swoich utworów do nich na siłę, przez co jego dzieła są ciekawe i skutecznie intrygują czytelnika. Takie mam wnioski po "Tworkach". Czy słuszne, okaże się po kolejnych przeczytanych publikacjach. Pozdrawiam!
UsuńPrzyznam się bez bicia, że pierwszy raz spotykam się z tą pozycją. Wydaje mi się, że może być naprawdę interesująca. :)
OdpowiedzUsuńJa też o niej wcześniej nie słyszałam, bo w ogóle Bieńczyk był mi obcy. "Tworki" są jedną z tych książek, które całkowicie mnie zaskoczyły swoją treścią. W tym wypadku na szczęście pozytywnie, więc polecam :)
UsuńKsiążka z pewnością warta uwagi, jedyne co mnie odstręcza to schemat -on młody, ona piękna, jedno drugiemu przewodnikiem, no ale...
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie i pozdrawiam cieplutko
Schemat schematem, a ta książka romansidłem na pewno nie jest, więc nie musisz się obawiać. Dziękuję za zaproszenie, zaraz zaczynam Cię szukać we mgle, skoro lubisz ;)
UsuńOd jakiegoś czasu przymierzam się do przeczytania tej książki (jak i innych tego autora).
OdpowiedzUsuńZachęca mnie m.in. właśnie to, że jest napisana poetyckim językiem.
Oj tak :) Myślę, że nie powinnaś być zawiedziona. Polecam!
UsuńCzytałam kiedyś tę książkę i nie spodobał mi się język, jakim została napisana, denerwowało mnie to, że Bieńczyk wplata w tekst dziecięce rymowanki :-)
OdpowiedzUsuńTak, to prawda, wplata je dość często. Myślę, że można się do tego języka przyzwyczaić, ale jeśli komuś one bardzo przeszkadzają, to nie sądzę, by przeczytał tę książkę do końca :/
Usuń