czwartek, 28 marca 2013

Whitney, którą znałem - Benjamin Winans

Była pełna życia i niesforna, ujmująca i ogromnie irytująca, szczera i zamknięta w sobie. I żyła na takim poziomie sławy, jakiego niewielu doświadcza na tej ziemi. O tej najistotniejszej rzeczy przede wszystkim należy pamiętać. Sześć nagród Grammy, dwadzieścia dwie nagrody American Music Awards, ponad sto milionów sprzedanych płyt, tytuł artystki wszech czasów. 11 lutego 2012 roku cały świat oniemiał, bo ludzie kochali tę przepiękną i utalentowaną ‘czarną księżniczkę’, która tak niespodziewanie zgasła. Była boskim darem, który uwielbiał się śmiać i który pozostawił po sobie wieczny ślad w postaci swego niebiańskiego głosu. Oto Whitney Houston w obiektywie swego przyjaciela, wokalisty, twórcy piosenek i producenta muzyki R&B i gospel, BeBe Winansa. W swojej książce, „Whitney, którą znałem”, nie chce nam opowiedzieć o światowej sławy diwie, lecz o ofierze rozpędzonej sławy, jego przyjaciółce i pokrewnej duszy.

Whitney to jeden z najwspanialszych głosów, których łaski dostąpiła nasza planeta; to właśnie dzięki niej wiadomo, na czym polega różnica między byciem zdolnym do śpiewania, a wiedzą, jak śpiewać, twierdzili ludzie z branży. Dar głosu i głęboko kochającej duszy tej czarnoskórej piękności współgrały z umiejętnością jednoczenia ludzi, obalania stereotypów i niwelowania różnic rasowych w USA (patrz film „Bodyguard”). Kochała osoby utalentowane, lubiła wyszukiwać nowe talenty, by z dala od kamer je wspierać (dodawała otuchy m.in. Alicii Keyes, Brandy, Beyonce, Kelly Rowland i Rihannie). Pewnie niewielu wiedziało, że założyła Fundację Whitney Houston dla Dzieci, wspierała United Negro Found, Fundację dla Dzieci Chorych na Cukrzycę, szpital Świętego Judy i inne instytucje. Była szczera, otwarta na ludzi, ale to śpiew był dla [niej] ucieczką i skutecznie krzepił jej duszę. Matka Whitney, która znała ją najlepiej, określiła swą córkę jako oryginalną ptaszynę, którą sława skazała na samotność i stały nadzór opinii publicznej. Houston chciała otaczać się bezinteresownymi ludźmi, którzy nie będą wykorzystywać jej majątku w niecny sposób. Spędzała czas przebywając z tymi, których kochała, bo potrzebowała człowieka, który jej wysłucha, milczącej duszy, która to uszanuje (…) Wiedziałem, że jeśli jej wysłucham, będzie to dla niej sygnałem, że ją kocham. Kochać znaczy wysłuchać, pisze BeBe. Była szalona dla swoich przyjaciół, zawsze będąc gotową do poświęceń, co zresztą robiła z radością, np. śpiewała z przyjemnością i zaangażowaniem w chórkach Winansa. Prawdziwie kochała Jezusa i nie wstydziła się tego, zawsze uznawała Boga i jego wpływ na swoje życie (…) Podążała za Bogiem i kochała swoje gospelowe korzenie. To właśnie gospel według autora książki pomagał jej się odnaleźć, kiedy musiała sobie radzić z życiem rodzinnym, życiem w drodze i życiem w świetle reflektorów. A w każdym z nich chciała odnieść sukces i czuć, że to, co robi, ma znaczenie. Pragnęła być perfekcyjna we wszystkim: trafnie zauważył [Kevin Costner], że stale potrzebowała potwierdzenia własnej wartości. Kiedy powtarzał pytania, które sam od niej usłyszałem: ‘Jestem wystarczająco dobra? Spodobam się?’, tylko kiwałem potakująco głową, wspomina BeBe.

Whitney schodząc ze sceny była sama: Spadała w dół na oczach świata. Później o tym czytano i rozmawiano w pracy. Tymczasem sama i zagubiona musiała się borykać ze wszystkimi problemami, a ludzie plotkowali i wydawali wyroki. Tak naprawdę do pewnego stopnia winni są wszyscy – winni wścibstwa i szybkiego osądu. Czyż to nie obłuda, że potępiamy słabości innych tylko dlatego, że nie są nasze? Trzeba przyznać, że Houston nie radziła sobie ze sławą. Tak wielu ludzi nadawało rytm jej życiu – od ochroniarzy przez członków zespołu, ludzi odpowiedzialnych za finanse aż po dziennikarzy i prawników. Ledwo się orientowała, kto jest kim. A kiedy nie znamy dobrze ludzi mających pracować na nasz sukces, niezbyt się orientujemy, kto rzeczywiście na niego pracuje, a kto nas okrada. Czuła się tak po ludzku oszukiwana, co ogromnie ją bolało, bo kochała ludzi i chciała im ufać. Dopiero po latach zorientowała się, kogo może obdarzyć zaufaniem, a kogo nie. Pragnęła normalności, a tymczasem media notorycznie prześwietlały jej życie. Opinia publiczna zapomina, że poza ekranem telewizora gwiazda to prawdziwy człowiek, który żyje, oddycha, jada śniadania. To osoba mająca przyjaciół, a nawet wrogów. Istota, która posiada uczucia, przypomina BeBe i dodaje, że prawdziwe życie Whitney to dramatyczna historia pełna kontrastów i piękna. Kiedy doświadczała tego, jak bardzo ludzie byli w stosunku do niej nieszczerzy, budził się w niej gniew. Gdy po siedmiu latach tłustych, przyszło siedem lat chudych, gdy nigdzie jej nie zapraszano, nie okazywano szacunku, gdy zaczęły się problemy w małżeństwie, bezlitośnie strącono ją z piedestału. Wtedy zaczęła w sobie tłumić wszystkie negatywne emocje i doszły do głosu uzależnienia. Nie oszczędzała się, dużo mówiła zamiast milczeć, nadwyrężała głos, była coraz bardziej zmęczona. Gazety w tym czasie przedstawiały ją w okropnym świetle, zapominając, iż u osoby śpiewającej zawodowo długa przerwa powoduje, że struny głosowe zanikają, jak każdy mięsień. (…) Whitney nie śpiewała regularnie i dlatego nie była gotowa do występów. Brakowało jej pewności siebie, bo głos nie był już taki jak dawniej, a koncerty wypadały blado. Bliscy chcieli jej pomóc, ale ona będąc dużą dziewczynką, odrzuciła ich wsparcie i pogrążała się coraz bardziej nie tylko w narkotykach i alkoholu. Dawałem jej przestrzeń, której potrzebowała. Wiedziała, że w każdej chwili może do mnie zadzwonić albo wpaść do mnie, żeby pogadać, ale to niestety nie uchroniło Whitney przed śmiercią…

„Whitney, którą znałem”
nie jest zwykłą biografią. To raczej zbiór wspomnień, pisanych bez chęci zarobku, dotyczących pięknej, prawdziwej i szczerej 28-letniej przyjaźni Whitney i BeBe, który ukazuje ludzką twarz swojej ‘siostry’ (jak miał w zwyczaju nazywać Houston), będącej światowej sławy diwą, ale bez skandali, pikantnych historyjek czy wyjawionych sekretów. To wyważona słodko-gorzka opowieść przyjaciela, który napisał tę książkę, by pomóc sobie w przeżywaniu żałoby. Co ważne, Winans oprócz pochwał uchwycił też krytykę niezrozumiałych decyzji przyjaciółki, ryzykownych kroków czy śmiesznych przywar (jak np. ta, że była fatalnym kierowcą, czy że notorycznie rozmawiała w kinie podczas seansu i trudno z nią było wtedy wytrzymać). Na końcu książki zawarł także cenne wskazówki dla tych, którzy marzą o wielkiej karierze w show-biznesie. Należy także wspomnieć, że publikacja ta została doskonale dopracowana graficznie i pięknie wydana na kredowym papierze i w twardej oprawie. Zawiera ona ponadto zdjęcia z prywatnych zbiorów autora, a okładkę zdobi wspaniały czarno-biały portret wokalistki autorstwa Michaelangelo de Battisty.

Świat mógł oglądać (…) radość, gdy śpiewała – czasami prawie się śmiała, śpiewając. Pewnie dlatego, że wtedy była szczęśliwa. Odczuwała boską przyjemność, której nie była w stanie ukryć. Whitney, byłaś wyjątkowa. W moim sercu pozostaniesz na zawsze.
Spoczywaj w pokoju.

Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem Historia pełna kontrastów i piękna

8 komentarzy :

  1. Świetne !

    Zapraszam :
    http://dziewczyna-ksiazka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię tę piosenkarkę, więc z chęcią bym przeczytała książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie napisane. :) Bardzo cenię Whitney...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! A mnie strasznie jej brakuje :( Nie ma takiego drugiego głosu na świecie...

      Usuń
  4. Uwielbiam ten głos. Ta historia to kolejny dowód, iż niektórzy artyści żyją stanowczo za krótko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny post. Nie uniosła sławy i popularności, ale myślę, że nie jest to łatwo robić o czym swiadczy wiele podobnych życiorysów.
    Żal.)

    OdpowiedzUsuń