Ona i On. Może raczej: On i Ona. A może i nie. Ona - Grażyna Jagielska – pisarka, tłumaczka, dziennikarka, ŻONA i MATKA. On – Wojciech Jagielski – pisarz, publicysta, korespondent wojenny, od jakiegoś czasu wreszcie stacjonarnie MĄŻ przy boku Grażyny, autorki niedawno opublikowanej książki "Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym".
Grażyna i Wojciech studiowali afrykanistykę i indologię. Od samego początku mieli wspólne pasje, identycznie postrzegali świat i chcieli go poznać RAZEM. Połączyło ich prawdziwe uczucie. Początkowo byli wędrowcami, którzy nigdzie nie zapuszczali korzeni, stwarzając sobie tymczasowe warunki do życia. Z czasem trzeba było to zmienić. Pojawiło się dziecko, brakowało stabilizacji. Z zamiłowania do podróży zrezygnowała ONA, poświęciła się dla męża, który pracując dla pewnej gazety coraz mniej czasu spędzał w domu i coraz więcej ryzykował. Pierwsze symptomy uzależnienia Wojtka od pracy i Matki Agory były tak niegroźne, że je zlekceważyliśmy, pisze Grażyna. Jej mąż eliminował wszystko, co przeszkadzało mu w pracy - miał sto osiemdziesiąt dni urlopu, którego nie mógł wykorzystać, bo bał się, że przegapi coś ważnego. Gazeta była dla niego trzecim dzieckiem. Musiał ciągle czuwać będąc w kraju, by za chwilę być daleko stąd, we właściwym miejscu o właściwej porze, dobrze przygotować się do wojen, siedząc w archiwach lub czytając zagraniczne gazety. Ona coraz częściej nie mogła sobie poradzić z Wojtka nieobecnością i strachem o jego życie, który ją paraliżował. Nowe mieszkanie, które kupiła, miało coś zmienić, pozwolić im funkcjonować jak wszyscy: Chciałam żyć w tych samych bezwojennych czasach co moi znajomi, sąsiedzi, wszyscy ludzie w mieście. Ale to nie było takie proste, bo jak wspomina autorka: Już wiedziałam, że to się nigdy nie skończy, tu nie ma żadnej linii końcowej, żadnej mety, do której biegniemy. Coraz częściej nie potrafili się porozumieć, oddalali się od siebie, chcieli się rozstać. By być blisko niego, Grażyna chciała z nim nawet jeździć na wojny, ale to niestety nie był trafiony pomysł. Wojciech stwierdził wprost: Mogę to robić [być korespondentem wojennym] (...) ponieważ wiem dokładnie, do czego wrócę. Muszę wiedzieć, że z tobą jest wszystko w porządku, jesteś tu bezpieczna i na mnie czekasz. To mi zapewnia nietykalność (...) Nie mogę pracować kiedy jesteś ze mną. (...) Przykro mi. Przy tobie nie umiem ryzykować. Twoja obecność mnie ogranicza. (...) Przestaję być dziennikarzem. Jeżeli będziemy pracować razem, już nic mi się nie uda. Na wyprawie do Kaszmiru i na Sri Lankę ich współpraca się zakończyła, ale on wciąż jej oddawał brudy, jakich nałapał w świecie. Strach, wątpliwości, jakie się miewa o trzeciej nad ranem, niejasne podejrzenie, że nagrody dziennikarskie i dobre recenzje w prasie międzynarodowej nie są tak ważne, jak się wydaje, paskudne wspomnienia z wojny. Oddawał [jej] nawet niepokój, że te wojenne obrazy nie wypaczają psychiki, prawie się ich nie boi. [Ona] się ich bała[...], więc wszystko było w porządku. Ale to nieprawda. Jagielska poczuła się wyobcowana, przestała czuć cokolwiek, miała koszmary, nie wychodziła z domu, miewała ataki paniki i lęku, a ludzie nie mieli do niej dostępu. By zwrócić na siebie uwagę ogoliła głowę na łyso. Myślę, że to wojny końca lat dziewięćdziesiątych tak mnie zmieniły, doprowadziły do choroby nerwowej, którą powinien mieć mój mąż korespondent wojenny. Trafiła do ośrodka zdrowia psychicznego z syndromem stresu bojowego, kiedy zaczęły ją prześladować obrazy wojenne, o których opowiadał jej mąż, kiedy nie działały już środki farmakologiczne, gdy miała zaburzenia postrzegania i cierpiała na bezsenność. Słowem, gdy się psychicznie rozpadała...
Po dwudziestu latach pracy jako korespondent wojenny i po przeżyciu pięćdziesięciu trzech wojen, Wojciech Jagielski zrezygnował z pracy dla gazety. I choć jego żona wie, że [z] tym zawodem się nie zrywa, on tkwi we krwi, w mózgu. Można go tylko zaleczyć, ale odezwie się prędzej czy później, to odważnie prosi, by teraz ktoś osądził nas za to, co zrobiliśmy. Żyliśmy z wojny i strasznych opowieści, z tego, co się stało (...) I ryzykowaliśmy życiem, szczęściem bliskich dla zwykłej dziennikarskiej zdobyczy. Tego chyba nie wolno robić. Grażyna Jagielska cały czas leczy swoją psychikę. Jest z nią jej mąż, który specjalnie dla niej zrezygnował ze swojej największej pasji. Wspiera ją, jest obok, ona czuje jego obecność, której przez lata tak jej brakowało. Nie jest im lekko, bo zmienili się oboje, bo od nowa muszą tworzyć swoją rzeczywistość, otwierając się na potrzeby drugiej osoby, mając w pamięci bolesną przeszłość. Mają zamiar podróżować wspólnie jak przed laty, nadrobić stracony czas. Są RAZEM, dodają sobie wzajemnie sił i nie wstydzą się mówić o swoich trudnych doświadczeniach. Po co? Może by kogoś ostrzec, przestrzec, prawdopodobnie także w ramach własnej terapii, a może by pokazać wszystkim do czego zdolna jest miłość. Taka prawdziwa, silna, z kamienia.
Cytaty za: Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym, Grażyna Jagielska, ZNAK, Kraków 2013.
Ocena 5/6
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję portalowi Oblicza Kultury
Grażyna i Wojciech studiowali afrykanistykę i indologię. Od samego początku mieli wspólne pasje, identycznie postrzegali świat i chcieli go poznać RAZEM. Połączyło ich prawdziwe uczucie. Początkowo byli wędrowcami, którzy nigdzie nie zapuszczali korzeni, stwarzając sobie tymczasowe warunki do życia. Z czasem trzeba było to zmienić. Pojawiło się dziecko, brakowało stabilizacji. Z zamiłowania do podróży zrezygnowała ONA, poświęciła się dla męża, który pracując dla pewnej gazety coraz mniej czasu spędzał w domu i coraz więcej ryzykował. Pierwsze symptomy uzależnienia Wojtka od pracy i Matki Agory były tak niegroźne, że je zlekceważyliśmy, pisze Grażyna. Jej mąż eliminował wszystko, co przeszkadzało mu w pracy - miał sto osiemdziesiąt dni urlopu, którego nie mógł wykorzystać, bo bał się, że przegapi coś ważnego. Gazeta była dla niego trzecim dzieckiem. Musiał ciągle czuwać będąc w kraju, by za chwilę być daleko stąd, we właściwym miejscu o właściwej porze, dobrze przygotować się do wojen, siedząc w archiwach lub czytając zagraniczne gazety. Ona coraz częściej nie mogła sobie poradzić z Wojtka nieobecnością i strachem o jego życie, który ją paraliżował. Nowe mieszkanie, które kupiła, miało coś zmienić, pozwolić im funkcjonować jak wszyscy: Chciałam żyć w tych samych bezwojennych czasach co moi znajomi, sąsiedzi, wszyscy ludzie w mieście. Ale to nie było takie proste, bo jak wspomina autorka: Już wiedziałam, że to się nigdy nie skończy, tu nie ma żadnej linii końcowej, żadnej mety, do której biegniemy. Coraz częściej nie potrafili się porozumieć, oddalali się od siebie, chcieli się rozstać. By być blisko niego, Grażyna chciała z nim nawet jeździć na wojny, ale to niestety nie był trafiony pomysł. Wojciech stwierdził wprost: Mogę to robić [być korespondentem wojennym] (...) ponieważ wiem dokładnie, do czego wrócę. Muszę wiedzieć, że z tobą jest wszystko w porządku, jesteś tu bezpieczna i na mnie czekasz. To mi zapewnia nietykalność (...) Nie mogę pracować kiedy jesteś ze mną. (...) Przykro mi. Przy tobie nie umiem ryzykować. Twoja obecność mnie ogranicza. (...) Przestaję być dziennikarzem. Jeżeli będziemy pracować razem, już nic mi się nie uda. Na wyprawie do Kaszmiru i na Sri Lankę ich współpraca się zakończyła, ale on wciąż jej oddawał brudy, jakich nałapał w świecie. Strach, wątpliwości, jakie się miewa o trzeciej nad ranem, niejasne podejrzenie, że nagrody dziennikarskie i dobre recenzje w prasie międzynarodowej nie są tak ważne, jak się wydaje, paskudne wspomnienia z wojny. Oddawał [jej] nawet niepokój, że te wojenne obrazy nie wypaczają psychiki, prawie się ich nie boi. [Ona] się ich bała[...], więc wszystko było w porządku. Ale to nieprawda. Jagielska poczuła się wyobcowana, przestała czuć cokolwiek, miała koszmary, nie wychodziła z domu, miewała ataki paniki i lęku, a ludzie nie mieli do niej dostępu. By zwrócić na siebie uwagę ogoliła głowę na łyso. Myślę, że to wojny końca lat dziewięćdziesiątych tak mnie zmieniły, doprowadziły do choroby nerwowej, którą powinien mieć mój mąż korespondent wojenny. Trafiła do ośrodka zdrowia psychicznego z syndromem stresu bojowego, kiedy zaczęły ją prześladować obrazy wojenne, o których opowiadał jej mąż, kiedy nie działały już środki farmakologiczne, gdy miała zaburzenia postrzegania i cierpiała na bezsenność. Słowem, gdy się psychicznie rozpadała...
Po dwudziestu latach pracy jako korespondent wojenny i po przeżyciu pięćdziesięciu trzech wojen, Wojciech Jagielski zrezygnował z pracy dla gazety. I choć jego żona wie, że [z] tym zawodem się nie zrywa, on tkwi we krwi, w mózgu. Można go tylko zaleczyć, ale odezwie się prędzej czy później, to odważnie prosi, by teraz ktoś osądził nas za to, co zrobiliśmy. Żyliśmy z wojny i strasznych opowieści, z tego, co się stało (...) I ryzykowaliśmy życiem, szczęściem bliskich dla zwykłej dziennikarskiej zdobyczy. Tego chyba nie wolno robić. Grażyna Jagielska cały czas leczy swoją psychikę. Jest z nią jej mąż, który specjalnie dla niej zrezygnował ze swojej największej pasji. Wspiera ją, jest obok, ona czuje jego obecność, której przez lata tak jej brakowało. Nie jest im lekko, bo zmienili się oboje, bo od nowa muszą tworzyć swoją rzeczywistość, otwierając się na potrzeby drugiej osoby, mając w pamięci bolesną przeszłość. Mają zamiar podróżować wspólnie jak przed laty, nadrobić stracony czas. Są RAZEM, dodają sobie wzajemnie sił i nie wstydzą się mówić o swoich trudnych doświadczeniach. Po co? Może by kogoś ostrzec, przestrzec, prawdopodobnie także w ramach własnej terapii, a może by pokazać wszystkim do czego zdolna jest miłość. Taka prawdziwa, silna, z kamienia.
Cytaty za: Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym, Grażyna Jagielska, ZNAK, Kraków 2013.
Ocena 5/6
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję portalowi Oblicza Kultury
Chętnie przeczytam, nie wyobrażam sobie, co Grażyna musiała czuć każdego dnia, gdy jej męża nie było w domu. Nie dziwię się, że ma teraz problemy.
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej zaskoczyło to, że ona ciągle czekała na telefon z wiadomością o śmierci męża... Biedna kobieta :/
UsuńNo właśnie, nie wiem jak można tak funkcjonować. Wykończyłabym się i to szybko.
UsuńOstatnio miałam do czynienia z lekturami opowiadającymi o zawodzie - powołaniu korespondenta wojennego i myślę, że ta książka idealnie wpisze się w ten nurt. Chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
O tak! masz rację, a tę pozycję polecam gorąco!
UsuńCieszę się że książkę tak wysoko oceniłaś bo całkiem niedawno się na nią skusiłam i wiele sobie po niej obiecuję. Kupiłam też książkę jej męża i planuję zrobić sobie kiedyś taki maraton i w pewnym sensie porównać ich spojrzenia.
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł! Książka jest naprawdę dobra - szczególnie jej początek i koniec. Środek dotyczący wspólnej wyprawy na wojnę trochę gorzej przypadł mi do gustu, dlatego ocena nie jest najwyższa :) ale to bardzo ciekawa pozycja.
Usuń