poniedziałek, 23 lipca 2012

Turnus - Tomasz Łubieński

Kreta – grecka wyspa, będąca celem turystów z całego świata, kolebka europejskiej cywilizacji. Miejsce, gdzie elementy życia (niesamowita przyroda: bardzo wysokie góry, skaliste wybrzeża, szerokie plaże, piękna roślinność) stykają się ze śladami śmierci (okrutna historia daje znać o sobie, a jej piętna nie da się zatrzeć). Spotkanie tak różnych światów z perspektywy dramaturga, eseisty, prozaika, publicysty i tłumacza, jakim jest Tomasz Łubieński, musi wypaść ciekawie. I wypada.

Przewodniczką czytelnika, ale i polskich turystów, którzy przylecieli na Kretę, jest Persi (‘kiczowaty’ skrót od Persefony). Pochodzi z Białej Podlaskiej, jej matka jest kobietą bardzo wierzącą, brat zaś alkoholikiem. To prosta dziewczyna, absolwentka (podejrzanej) Europejskiej Szkoły Turystyki. Chcąc wyrwać się ze swej smutnej rzeczywistości, emigruje do Paryża. Tam opiekuje się dziećmi, wyprowadza na spacer psy i doznaje licznych upokorzeń. Tam też traci dziewictwo, bo jak wiadomo Paryż to miasto spotkań, miasto rozstań… Po powrocie do kraju dzięki spędzeniu intymnych chwil z rektorem (jakże to gorzka refleksja nad polskim szkolnictwem wyższym!), wyrusza dalej w świat - na Kretę, gdzie ma opiekować się przybywającymi z Polski turystami. „Turnus” jest właściwie monologiem Persi (trudno się temu dziwić, skoro autor ma tak wiele wspólnego z teatrem), w którym mówi ona w prostych słowach o sprawach najwyższej wagi.
Drugą obok Persi, tak dobrze wyeksponowaną postacią, jest dojrzały mężczyzna, nazywany przez rezydentkę Profesorem. Przybył na Kretę, bo interesuje się historią (szczególnie: bitwą aliantów z wojskami hitlerowskimi podczas II wojny światowej, a właściwie jej śladami w postaci niemieckich cmentarzy na wyspie) i zamiast bezmyślnego leżenia na plaży, woli aktywny wypoczynek połączony z rozwijaniem swoich pasji i poszerzaniem wiedzy. Dobrze rozumie się z młodą i ładną przewodniczką, toteż chętnie spotyka się z nią w kawiarni, gdzie mają okazję podyskutować o życiu i śmierci. Kiedy Persi otrzymuje od niego propozycję wspólnej wspinaczki na Psiloritis, najwyższy szczyt kreteński, nie odmawia. Ta wyprawa odmieni ją na zawsze, bo bliski kontakt z Profesorem, to uświadomienie sobie przemijalności życia, zaś jego nagłe zniknięcie przywołuje na myśl śmierć…

„Turnus” Tomasza Łubieńskiego może czytelnika swoim letnim zabarwieniem zmylić. Można się bowiem nastawić na lekką, wakacyjną lekturę z gorącym romansem w tle i mocno się rozczarować. Autor doskonale wykorzystał z pozoru błahy temat, by zmusić nas do głębszej refleksji, niezupełnie na temat wakacji. Z racji tego, iż jeździ on na Kretę regularnie od kilku lat, zdążył ją już dość dobrze poznać i poczuć jej klimat: dzikie wnętrze, ślady cywilizacji na wybrzeżu, ślady okrutnej historii. To szczególne ukazanie wyspy z całą gamą jej barw, zapachów i pięknej natury w połączeniu z jego zamiłowaniem do historii stwarza możliwości ukazania spraw najważniejszych w przyjemnych okolicznościach przyrody, w bezbolesny sposób. Poruszone zostają przykładowo kwestie bycia singlem w dzisiejszych czasach: szukania własnej drogi i szczęścia poza krajem, bycie narażonym na różne niebezpieczeństwa i ucieczkę przed odpowiedzialnością. Wspomniane są także wydarzenia z kraju, które szokowały opinię publiczną (jak np. przechowywanie zwłok zamordowanych dzieci w beczkach, opublikowanie zdjęć wcześniaków, wystających z kieszeni pielęgniarskich fartuchów, itd.). Krótko mówiąc: jest to bezlitosna ocena polskiej rzeczywistości, gdzie często nie ma miejsca dla ludzi starych czy niedołężnych, tak jak i perspektyw dla młodych. A wszystko to opisane dość zabawnym językiem mimo wagi omawianych zagadnień.

Wszyscy jesteśmy turystami na tej pięknej ziemi…, mówi Profesor. Czy zatem tytułowy ‘turnus’ dotyczy jedynie turystów będących pod opieką Persi? Czy może ma odniesienie do każdego z nas, bo przecież nasze życie tu na ziemi, kiedyś się skończy, podobnie jak upojne wakacje na Krecie? Oryginalnie, intrygująco, na poziomie, czyli W.A.B jak zwykle nie zawiódł.

Cytaty za: Turnus, Tomasz Łubieński, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012.

Ocena 5/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

sobota, 21 lipca 2012

Nella. Piękno nieoczekiwanego - Kelle Hampton

Od pierwszej sekundy, kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam, że ma zespół Downa, ale nikt inny tego nie zauważył. Trzymałam ją w ramionach i płakałam. Płakałam i przeczesywałam wzrokiem salę w poszukiwaniu kogoś, kto powiedziałby mi, że to nieprawda. Patrzyłam na nią, jakby nie była moim dzieckiem, i próbowałam to przyjąć. Nella, druga córka Bretta i Kelle Hamptonów przychodzi na świat 22 stycznia 2010 roku z zespołem wad wrodzonych. Nie jest zatem idealna, jak się spodziewano. Swymi migdałowymi oczyma Nella błaga cichutko o akceptację i miłość. Nie chodzi jednak o dalszą rodzinę czy krewnych, ale o własną mamę...



Nie jest łatwo zaakceptować taką diagnozę. W ciąży matka przepełniona jest zazwyczaj wielką nadzieją i szczęściem. Żadna kobieta nie zastanawia się nad możliwością urodzenia chorego dziecka, skoro badania nie dają powodu do obaw. Kelle Hampton nie była wyjątkiem. Marzyła o tym, by ich druga córeczka była jak starsza, Lainey, zdrowa i śliczna, ale stało się inaczej. Kobieta spojrzawszy na Nellę po porodzie była rozgoryczona, płakała i całowała córkę na przemian. Czuła ogromny ból, który nieustannie próbowali łagodzić jej przyjaciele i rodzina, ale on niestety nie malał. Kelle ogromnie bała się spojrzeć w przyszłość, bo nie wyobrażała sobie życia z chorym dzieckiem. Pojawił się kryzys wiary i pytania, czy powinna ufać Bogu, skoro zesłał jej taki krzyż. Dzięki wsparciu najbliższych podjęła wyzwanie –uwierzyła, że będzie wspaniałą mamą dla Nelli, że nauczy się ją kochać całą sobą, jak uczynili to inni. Było to możliwe dopiero wówczas, gdy zdała sobie sprawę, że najważniejsze jest życie, a nie choroba, nie zespół Downa. Kelle zaczęła wreszcie mówić, kim jest jej dziecko, a nie, co ma. Początkowo nie chciała uczestniczyć w grupach wsparcia czy kongresach dotyczących tego zagadnienia. Wolała sama w domu, w odosobnieniu mierzyć się ze swymi problemami. Później jednak zmieniła zdanie. Terapia stała się naturalnym elementem ich codzienności, fizjoterapeuta członkiem rodziny, a ona sama podróżowała po kraju, biorąc udział w różnych zjazdach tematycznie związanych z chorobą ich córki. Wróciła także do pisania bloga, którego stworzyła po narodzinach Lainey. Szybko okazało się, że wiele osób z całego świata czytało jej posty, komentowało je, a Kelle czując dobro od nich płynące, otrzymała dużą dawkę nadziei i przeszła gruntowną metamorfozę. Najlepszą lekcję dostała jednak od swej starszej córki, która pokochała swą malutką siostrę bezwarunkowo, całym sercem, skupiając się na niej, a nie na jej upośledzeniu: Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy dano jej potrzymać młodszą siostrzyczkę. Patrzyłam na to z bólem… ze łzami... z podziwem, bo moja mała córeczka nauczyła mnie, jak kochać. Pokazała mi, co to jest bezwarunkowa miłość... co oznacza brak uprzedzeń… Była...dumna. I to był jeden z najpiękniejszych momentów mojego życia.


Kelle Hampton odczuwała ogromny ból związany z utratą własnych wyobrażeń, strach przed końcem szczęśliwego życia i złymi ludźmi, którzy będą okrutni dla Nelli. Tymczasem okazało się, że ich chore dziecko napotykało zewsząd na ogrom miłości i przyjaznych gestów. Nie było mowy o szyderstwach czy współczuciu. Nellę wszyscy traktowali jak zdrowe dziecko, które mimo zbyt nisko osadzonych, maleńkich uszu, dziwnie pomarszczonego noska czy migdałowych oczu, ma zdrowe serce, potrafi ssać, nie wykazuje innych wad wrodzonych i jest piękne, bezbronne i szczere. Stare życie rodziny Hamptonów odeszło w zapomnienie na korzyść nowego. Dzięki tej małej istotce ich świat uległ przewartościowaniu i umożliwił gruntowną przemianę. Żyjąc w myśl zasady: Żyjemy, oddychamy, zastanawiamy się, upadamy, podnosimy się i zaczynamy od nowa, posiadają siłę, której już nikt im nie odbierze...


Książka „Nella. Piękno nieoczekiwanego” jest wyjątkowa, podobnie jak miłość, dobro i nadzieja, jakie z sobą niesie. Niezwykła szczerość autorki, autentyczność wypowiedzi, otwartość na czytelników sprawia, że jest to lektura tak wzruszająca, że nie sposób opanować łez. Daleko jej jednak do kiepskiego melodramatu, grającego na emocjach. To wyjątkowa opowieść o tolerancji, akceptacji i zrozumieniu odmienności oraz umiejętności znajdywania szczęścia w drobiazgach. Intymnie, szczerze i z wielkim wyczuciem o sprawach najważniejszych. Po prostu pięknie.

Cytaty za: „Nella. Piękno nieoczekiwanego”, Kelle Hampton, Wydawnictwo Rodzinne, 2012.

PS Wszystkie zamieszczone przeze mnie zdjęcia pochodzą ze strony: http://www.kellehampton.com/, na którą Was serdecznie zapraszam, byście mogli na bieżąco śledzić losy Kelle i jej cudownej rodziny :)

Ocena 6/6

Recenzja opublikowana na portalu Lubimy Czytać pod tytułem "Trudna miłość"

piątek, 20 lipca 2012

Wyniki konkursu rocznicowego

Dziś będzie krótko i na temat, bo pora już późna. Bardzo serdecznie dziękuję WSZYSTKIM, którzy wzięli udział w konkursie. Dziękuję za polecone mi książki (część z nich czytałam, część przeczytam na pewno) i miłe życzenia. Mam nadzieję, że część z Was będzie do mnie jeszcze zaglądała :) Konkurs wygrywa właścicielka bloga Aleksandrowe myśli, która poleciła mi książkę "Kawalerowie Angeliny". Uwielbiam Włochy, tamtejszą kuchnię, mam obecnie wielką ochotę na lekką lekturę, przy której dane mi będzie poczuć się jak na wakacjach, bo w tym roku niestety zostaję w domu. Gratuluję serdecznie i poproszę o przesłanie danych na adres widoczny w zakładce KONTAKT.

Wszystkim zaś życzę wspaniałych wakacji i wartościowych lektur :) Pozdrawiam, Ines


Zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.photogen.com/

sobota, 14 lipca 2012

Zgubieni - Charlotte Rogan

Znacie to uczucie, gdy zasiadacie z filiżanką aromatycznej herbaty w ręce i macie zamiar oddać się pasjonującej lekturze, jaką obiecuje Wam opis z okładki książki i pozytywne recenzje innych czytelników? Ja bardzo je lubię i na szczęście przeważnie mam okazję go doświadczać. Tym razem było inaczej. Rozczarowałam się i to ogromnie, bo „Zgubionych” amerykańskiej autorki Charlotte Rogan poleca sam J.M. Coetzee, książka jest dobrze oceniana, a prawa autorskie do niej zakupiło 14 krajów. Ja przyznaję z ręką na sercu: mnie ta powieść zmęczyła i sprawiła, że kilka razy nad nią zasnęłam...

Latem 1914 roku tonie luksusowy liniowiec „Cesarzowa Aleksandra”, płynący z Londynu do Nowego Jorku, na którego pokładzie znajduje się 800 osób. Niestety, nie ma szans, by uratować wszystkich, szalup jest za mało, a niektóre bezmyślnie odpływają prawie puste, pozostawiając na pastwę losu nawet kobiety i dzieci. Jedną z osób, którym udaje się dostać do łodzi ratunkowej jest 22-letnia Grace Winter, młoda mężatka, będąca w podróży poślubnej ze swym wybrankiem, Henrym. To właśnie ona staje się narratorką tej dramatycznej historii. Początkowy szok po katastrofie, miesza się ze zmęczeniem i niedowierzaniem, ale i cichą nadzieją na ratunek. Śmierć, strach, histeria, bycie sam na sam ze swoimi myślami, tęsknota za bliskimi, problemy fizjologiczne na łodzi, chłód w nocy, często padający deszcz, racjonowanie żywności i wody, to nic w porównaniu z nadmiernie przeciążoną szalupą, do której wlewa się woda i która szybko przestaje być ostoją na bezkresnym oceanie. Wtedy pojawia się szatańska myśl. Aby zwiększyć szansę na przeżycie, ktoś musi opuścić łódź (sam albo pod przymusem, zgodnie z wolą grupy), by dać nadzieję na ratunek innym (jak chłodno relacjonuje Grace: Nie mogliśmy ocalić wszystkich i sami przeżyć). Ale kto? Początkowo pomysł wydaje się być absurdalny, ale z czasem nabiera sensu, bo przecież każdy z tych czterdziestu rozbitków w szalupie walczy heroicznie o przetrwanie! To właśnie wtedy mamy okazję obserwować różne postawy osób znajdujących się w tym samym tragicznym położeniu. Jedni stają się przywódcami, za których głosem idzie reszta, która poddaje im się mniej lub bardziej karnie. Inni dobrowolnie rzucają się w otchłań. Niektórzy zaś są w stanie posunąć się daleko i właśnie za to będą sądzeni, kiedy uda im się przeżyć po trzech tygodniach dryfowania po morzu. Ich zachowanie nie powinno dziwić, skoro wiadomo, że świat jest z gruntu niebezpieczny i przerażający, ludzie stają się coraz bardziej obojętni, mają na uwadze jedynie własne dobre, zaś wokół króluje znieczulica...

Tematyka tej książki jest interesująca bez dwóch zdań. Pozwalała na stworzenie świetnej powieści psychologicznej, u której podstaw leżą przecież wyciągnięte z biblioteczki męża Charlotte Rogan opisy faktycznych procesów karnych osób ocalałych z katastrof morskich. Miała ona szansę być wiarygodną i zmuszającą do przemyśleń lekturą, ale nie wyszło. Sytuację próbowała ratować narracja w pierwszej osobie (choć sama bohaterka nie porwała mnie wcale), wartka akacja (notorycznie przerywana), forma pamiętnika, stylizowany język, okładka z parą w łodzi ratunkowej (podobnie jak i opis może sugerować książkę z rozbudowaną historią miłosną w tle, więc część czytelników może się czuć zawiedziona), ale z marnym skutkiem. Autorka prowokuje pytania o rzeczy ostateczne, ale w świetle niedopowiedzeń, braku spójności, chaosu, to dla mnie za mało. Brak wyrazistych charakterów, głębszej analizy mroków ludzkiej duszy, czegoś co sprawi, że ta powieść poruszy do głębi, będzie czymś więcej niż tylko czytadłem, oto moje zarzuty pod kątem pani Rogan. Cóż, obiecywałam sobie wiele, a dostałam mało. Autorka skutecznie zniechęciła mnie do sięgania po debiuty, nawet te pisane przez 10 lat (więc rzekomo dopracowane, dojrzałe, dobre...), a nawet polecane przez Noblistów. Bez polotu, silnych emocji, przemyśleń – nudno.

Ocena 2/6

Cytaty za: „Zgubieni”, Charlotte Rogan, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.

Recenzja opublikowana na portalu Lubimy Czytać pod tytułem "Dylemat rozbitków"

środa, 11 lipca 2012

Za plecami anioła - Renata L. Górska

Kiedy z nieba leje się żar, z półek sklepowych błyskawicznie znikają litry napojów chłodzących, a większości czytelników trudno skupić się na lekturach wymagających, warto zajrzeć do książki miłej, lekkiej i przyjemnej, ale nie banalnej ani schematycznej. Tak też zrobiłam. Wybrałam powieść Renaty L. Górskiej. Autorka od wielu lat mieszka za naszą zachodnią granicą, ma w swoim dorobku takie powieści obyczajowe jak: „Cztery pory lata” i „Błędne siostry” i wytrwale pisze kolejne. Moje pierwsze spotkanie z tą przesympatyczną panią zdecydowałam rozpocząć nie od jej debiutu, ale od książki „Za plecami anioła”, która ukazała się w 2010 roku. Zachęcił mnie intrygujący tytuł i opis znajdujący się na okładce: „Pod skrzydłami anioła chowamy to, co bezcenne. Za jego plecami możemy odkryć tajemnice…” Przejdźmy zatem do fabuły:

Marta to młoda Polka mieszkająca w Niemczech. Ma za sobą nieudane małżeństwo i związek, który właśnie się rozpadł, traci także pracę, co skutecznie podkopuje jej pewność siebie i zniechęca do nawiązywania kolejnych znajomości. Nie mogąc odnaleźć się na obczyźnie, zamierza wrócić do Polski. Lecz zamiast w kraju, wysiada w małym, górskim miasteczku, Tauburgu. I choć zakłada, że jest tu tylko na chwilę, słowa nie dotrzyma… Dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu zostaje opiekunką seniorki rodu von Tauburgów, pani Adeli (będącej także Polką), która po wylewie potrzebuje miłego towarzystwa i solidnej rehabilitacji. Marta szybko znajduje sobie także dwie przyjaciółki: Paulinę i Lucy (o zdecydowanie odmiennym usposobieniu), które wspierają ją szczególnie mocno, kiedy społeczność niemieckiego miasteczka zaczyna rozpowszechniać na jej temat plotki. Stanie się tak m.in. za sprawą rzekomego romansu Marty z jednym z synów pani Adeli, który stanowi główny motyw książki i nie zostanie tu dalej opisany z wiadomych względów :-)

„Za plecami anioła” to powieść bez wątpienia godna polecenia wszystkim, którzy lubią książki z wątkiem miłosnym w tle, ale te, stworzone bez zbędnej ckliwości czy patosu. Bardzo podoba mi się kobiecość, jaki Renata L. Górska przemyciła w swojej prozie. Widoczna jest jej dbałość o szczegóły (dowodem niech będzie bardzo dokładny opis sukienki Marty, który mogła stworzyć jedynie kobieta) czy zamiłowanie do urokliwych zamków kryjących w sobie tajemnice. Autorka nie stroni od tematów złożonych i niewygodnych. Wspomina o trudach życia na emigracji w (rzekomo) tolerancyjnych Niemczech; powiększającej się grupie neonazistów i metodach ich działania, prowadzących do dojścia do władzy u naszych zachodnich sąsiadów; o problemie przyznania się do odmiennej orientacji seksualnej czy trudach wychowania dzieci. Fabuła jest interesująca, dobrze przemyślana, zdecydowanie nieschematyczna, a narracja-ciekawa. Bohaterowie nie są czarno-biali (może poza Sabiną; reszta jest zróżnicowana), a fakt, że mamy okazję poznać ich historię, tok myślenia i motywy działania, czyni z nich postaci nam bliskie, bo popełniające błędy jak każdy z nas. To, co może męczyć to zbyt mała czcionka przy tak ogromnej ilości stron. Myślę, że książka mogłaby być o 1/3 krótsza, bo ponad 500 stron tekstu pisanego ‘drobnym maczkiem’ może niewprawionego czytelnika zwyczajnie odstraszyć. Dodatkowo należy wspomnieć o błędach w redakcji (pojawiają się, niestety), oraz dość długich opisach (choć te dotyczące przyrody w wykonaniu pani Renaty są pierwsza klasa!). Jednakże nawet w takim rozmiarze, w jakim powieść Renaty L. Górskiej się ukazała, czyta się ją bardzo przyjemnie. Historia Marty i mieszkańców Tauburga wzbudza naszą ciekawość i daje wytchnienie, gdy szukamy lekkiej lektury na czas upalnych wakacji. Kto z nas nie chciałby przenieść się, choćby na chwilę, do ukochanego przez Martę Engelhaus, gdzie panuje cudowna atmosfera, gdzie z bliska można obserwować piękno przyrody, skryć się przed słońcem przy rzeźbie tajemniczego anioła, pobawić się z dwoma rozkosznymi labradorami, a u kresu dnia zastanowić się, co zrobić, by urzeczywistnić nasze marzenia i stać się szczęśliwym, niezależnie od miejsca, w którym przyszło nam żyć? "Za plecami anioła" to dobry wybór na te gorące dni, przekonajcie się sami :-)

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję portalowi Oblicza Kultury

piątek, 6 lipca 2012

Konkursowo :)


Najwyższy czas zorganizować jakiś konkurs. Mój blog pierwsze urodziny obchodził w czerwcu, ale nawał zajęć nie pozwolił mi zająć się przygotowaniem czegoś smakowitego dla Was :) Dziś jest inaczej i będzie wreszcie urodzinowo! Przechodzę zatem do konkretów. Po pierwsze nagroda - wybrałam na nią książkę "Kupiliśmy ZOO" Benjamina Mee, zaś jej recenzję można znaleźć tutaj. Po drugie kilka wskazówek, co zrobić, by wziąć udział w trwającym od dziś konkursie:

1. Należy zgłosić chęć wzięcia udziału w komentarzach pod tym postem
2. Napisać tytuł książki, którą polecacie mi na wakacje, a swój wybór uzasadnić w 1 (!) zdaniu
3. Zostawić namiary na siebie: blogerzy wstawiają podlinkowany konkursowo baner na swojej stronie; a ci, którzy bloga nie posiadają zostawiają swój adres mailowy
4. Czekać na wyniki, które ogłoszę 20. lipca, bo konkurs trwa od 6 do 19. lipca do północy :)

Serdecznie zapraszam do zabawy i odwiedzania mojego bloga nie tylko przy okazji urodzin :)

Tym zaś, którym marzy się większa nagroda, zapraszam do księgarni Gandalf, która przygotowała niespodziankę dla swoich klientów. Oto link do konkursu: http://www.gandalf.com.pl/konkursy/wygraj-skuter