Znacie to uczucie, gdy zasiadacie z filiżanką aromatycznej herbaty w ręce i macie zamiar oddać się pasjonującej lekturze, jaką obiecuje Wam opis z okładki książki i pozytywne recenzje innych czytelników? Ja bardzo je lubię i na szczęście przeważnie mam okazję go doświadczać. Tym razem było inaczej. Rozczarowałam się i to ogromnie, bo „Zgubionych” amerykańskiej autorki Charlotte Rogan poleca sam J.M. Coetzee, książka jest dobrze oceniana, a prawa autorskie do niej zakupiło 14 krajów. Ja przyznaję z ręką na sercu: mnie ta powieść zmęczyła i sprawiła, że kilka razy nad nią zasnęłam...
Latem 1914 roku tonie luksusowy liniowiec „Cesarzowa Aleksandra”, płynący z Londynu do Nowego Jorku, na którego pokładzie znajduje się 800 osób. Niestety, nie ma szans, by uratować wszystkich, szalup jest za mało, a niektóre bezmyślnie odpływają prawie puste, pozostawiając na pastwę losu nawet kobiety i dzieci. Jedną z osób, którym udaje się dostać do łodzi ratunkowej jest 22-letnia Grace Winter, młoda mężatka, będąca w podróży poślubnej ze swym wybrankiem, Henrym. To właśnie ona staje się narratorką tej dramatycznej historii. Początkowy szok po katastrofie, miesza się ze zmęczeniem i niedowierzaniem, ale i cichą nadzieją na ratunek. Śmierć, strach, histeria, bycie sam na sam ze swoimi myślami, tęsknota za bliskimi, problemy fizjologiczne na łodzi, chłód w nocy, często padający deszcz, racjonowanie żywności i wody, to nic w porównaniu z nadmiernie przeciążoną szalupą, do której wlewa się woda i która szybko przestaje być ostoją na bezkresnym oceanie. Wtedy pojawia się szatańska myśl. Aby zwiększyć szansę na przeżycie, ktoś musi opuścić łódź (sam albo pod przymusem, zgodnie z wolą grupy), by dać nadzieję na ratunek innym (jak chłodno relacjonuje Grace: Nie mogliśmy ocalić wszystkich i sami przeżyć). Ale kto? Początkowo pomysł wydaje się być absurdalny, ale z czasem nabiera sensu, bo przecież każdy z tych czterdziestu rozbitków w szalupie walczy heroicznie o przetrwanie! To właśnie wtedy mamy okazję obserwować różne postawy osób znajdujących się w tym samym tragicznym położeniu. Jedni stają się przywódcami, za których głosem idzie reszta, która poddaje im się mniej lub bardziej karnie. Inni dobrowolnie rzucają się w otchłań. Niektórzy zaś są w stanie posunąć się daleko i właśnie za to będą sądzeni, kiedy uda im się przeżyć po trzech tygodniach dryfowania po morzu. Ich zachowanie nie powinno dziwić, skoro wiadomo, że świat jest z gruntu niebezpieczny i przerażający, ludzie stają się coraz bardziej obojętni, mają na uwadze jedynie własne dobre, zaś wokół króluje znieczulica...
Tematyka tej książki jest interesująca bez dwóch zdań. Pozwalała na stworzenie świetnej powieści psychologicznej, u której podstaw leżą przecież wyciągnięte z biblioteczki męża Charlotte Rogan opisy faktycznych procesów karnych osób ocalałych z katastrof morskich. Miała ona szansę być wiarygodną i zmuszającą do przemyśleń lekturą, ale nie wyszło. Sytuację próbowała ratować narracja w pierwszej osobie (choć sama bohaterka nie porwała mnie wcale), wartka akacja (notorycznie przerywana), forma pamiętnika, stylizowany język, okładka z parą w łodzi ratunkowej (podobnie jak i opis może sugerować książkę z rozbudowaną historią miłosną w tle, więc część czytelników może się czuć zawiedziona), ale z marnym skutkiem. Autorka prowokuje pytania o rzeczy ostateczne, ale w świetle niedopowiedzeń, braku spójności, chaosu, to dla mnie za mało. Brak wyrazistych charakterów, głębszej analizy mroków ludzkiej duszy, czegoś co sprawi, że ta powieść poruszy do głębi, będzie czymś więcej niż tylko czytadłem, oto moje zarzuty pod kątem pani Rogan. Cóż, obiecywałam sobie wiele, a dostałam mało. Autorka skutecznie zniechęciła mnie do sięgania po debiuty, nawet te pisane przez 10 lat (więc rzekomo dopracowane, dojrzałe, dobre...), a nawet polecane przez Noblistów. Bez polotu, silnych emocji, przemyśleń – nudno.
Latem 1914 roku tonie luksusowy liniowiec „Cesarzowa Aleksandra”, płynący z Londynu do Nowego Jorku, na którego pokładzie znajduje się 800 osób. Niestety, nie ma szans, by uratować wszystkich, szalup jest za mało, a niektóre bezmyślnie odpływają prawie puste, pozostawiając na pastwę losu nawet kobiety i dzieci. Jedną z osób, którym udaje się dostać do łodzi ratunkowej jest 22-letnia Grace Winter, młoda mężatka, będąca w podróży poślubnej ze swym wybrankiem, Henrym. To właśnie ona staje się narratorką tej dramatycznej historii. Początkowy szok po katastrofie, miesza się ze zmęczeniem i niedowierzaniem, ale i cichą nadzieją na ratunek. Śmierć, strach, histeria, bycie sam na sam ze swoimi myślami, tęsknota za bliskimi, problemy fizjologiczne na łodzi, chłód w nocy, często padający deszcz, racjonowanie żywności i wody, to nic w porównaniu z nadmiernie przeciążoną szalupą, do której wlewa się woda i która szybko przestaje być ostoją na bezkresnym oceanie. Wtedy pojawia się szatańska myśl. Aby zwiększyć szansę na przeżycie, ktoś musi opuścić łódź (sam albo pod przymusem, zgodnie z wolą grupy), by dać nadzieję na ratunek innym (jak chłodno relacjonuje Grace: Nie mogliśmy ocalić wszystkich i sami przeżyć). Ale kto? Początkowo pomysł wydaje się być absurdalny, ale z czasem nabiera sensu, bo przecież każdy z tych czterdziestu rozbitków w szalupie walczy heroicznie o przetrwanie! To właśnie wtedy mamy okazję obserwować różne postawy osób znajdujących się w tym samym tragicznym położeniu. Jedni stają się przywódcami, za których głosem idzie reszta, która poddaje im się mniej lub bardziej karnie. Inni dobrowolnie rzucają się w otchłań. Niektórzy zaś są w stanie posunąć się daleko i właśnie za to będą sądzeni, kiedy uda im się przeżyć po trzech tygodniach dryfowania po morzu. Ich zachowanie nie powinno dziwić, skoro wiadomo, że świat jest z gruntu niebezpieczny i przerażający, ludzie stają się coraz bardziej obojętni, mają na uwadze jedynie własne dobre, zaś wokół króluje znieczulica...
Tematyka tej książki jest interesująca bez dwóch zdań. Pozwalała na stworzenie świetnej powieści psychologicznej, u której podstaw leżą przecież wyciągnięte z biblioteczki męża Charlotte Rogan opisy faktycznych procesów karnych osób ocalałych z katastrof morskich. Miała ona szansę być wiarygodną i zmuszającą do przemyśleń lekturą, ale nie wyszło. Sytuację próbowała ratować narracja w pierwszej osobie (choć sama bohaterka nie porwała mnie wcale), wartka akacja (notorycznie przerywana), forma pamiętnika, stylizowany język, okładka z parą w łodzi ratunkowej (podobnie jak i opis może sugerować książkę z rozbudowaną historią miłosną w tle, więc część czytelników może się czuć zawiedziona), ale z marnym skutkiem. Autorka prowokuje pytania o rzeczy ostateczne, ale w świetle niedopowiedzeń, braku spójności, chaosu, to dla mnie za mało. Brak wyrazistych charakterów, głębszej analizy mroków ludzkiej duszy, czegoś co sprawi, że ta powieść poruszy do głębi, będzie czymś więcej niż tylko czytadłem, oto moje zarzuty pod kątem pani Rogan. Cóż, obiecywałam sobie wiele, a dostałam mało. Autorka skutecznie zniechęciła mnie do sięgania po debiuty, nawet te pisane przez 10 lat (więc rzekomo dopracowane, dojrzałe, dobre...), a nawet polecane przez Noblistów. Bez polotu, silnych emocji, przemyśleń – nudno.
Ocena 2/6
Cytaty za: „Zgubieni”, Charlotte Rogan, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.
Recenzja opublikowana na portalu Lubimy Czytać pod tytułem "Dylemat rozbitków"
A moje odczucia były diametralnie różne od Twoich! Co więcej - była to jedna z najciekawszych powieści, jakie przeczytałam w ostatnim czasie! Według mnie fabuła była spójna i logiczna, a postaci dostatecznie wyraziste, no ale, ile ludzi, tyle opinii:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Wiem, czytałam Twoją recenzję :) Ja strasznie się zawiodłam na tej książce, wiązałam z nią OGROMNE nadzieje :( ale nie wyszło, niestety. Wypada mi tylko napisać, że o gustach się rzeczywiście nie dyskutuje :/ Pozdrawiam gorąco!
OdpowiedzUsuńNo proszę! Ja też się nastawiam na cuda, a tu jednak może niesłusznie... dzięki Twojej recenzji jak zacznę czytać to nie będę oczekiwać cudów.
OdpowiedzUsuńI to jest chyba dobre podejście. Ja nastawiłam się na wyborną lekturę, no i stało się jak się stało...
UsuńZ chęcią sięgnę po tę książkę w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://aleksiazka.blogspot.com
Ta książka jest pełna niedopowiedzeń i chyba na tym polega jej urok. Myślę, że może zachwycić, zwłaszcza miłośników powieści XIX-wiecznej. Mnie nie rzuciła na kolana, ale też nie potraktowałam jej tak surowo jak Ty ;)
OdpowiedzUsuńNiedopowiedzenia swoją droga, miłośnicy wspomnianej przez Ciebie powieści także, ale mnie się po prostu ta książka nie podobała i tyle. Wyraziłam swoje zdanie, byłam szczera i odważna, bo nie słodziłam Wydawnictwu czy LC, stąd może wrażenie surowej oceny. No cóż, taka już jestem :) Pozdrawiam :)
UsuńJa też nie słodziłam, bo nie mam takiego zwyczaju - książka po prostu mnie urzekła:)
OdpowiedzUsuńWiem, droga Isadoro, Ciebie o to nie posądzam :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZdania podzielone....rośnie moja ciekawość. Do kogo mi będzie bliżej? Nie chce mi się wierzyć że pod tą ponętną okładką może być nieciekawa powieść. Ostatnio mam szczęście do samych takich:( Może to reguła,im chwytliwsza okładka tym większy zawód?
OdpowiedzUsuńZatem czytaj i podziel się z nami swoimi wrażeniami :)
OdpowiedzUsuńHmm teraz to mnie ta książka zaintrygowała. Opinie są podzielone jak widać :)
OdpowiedzUsuńja pierwszy raz o niej słyszę,, ale nie pamiętam, ale tak czy siak, na razie jakoś specjalnie za nią rozglądać się nie będę ;)
OdpowiedzUsuńTeż więcej się spodziewałam po zapowiedziach. Rozczarowana, zastanawiałam się, czego tu brakuje. Zmarnowany materiał na dobrą książkę. Gdyby to napisał dobry autor!
OdpowiedzUsuńJak widzę książka wywołuje bardzo różne odczucia. Pozostaje mi tylko wypróbować ją na sobie:))
OdpowiedzUsuń