Nieraz zadaję sobie pytanie, czy pewne wspomnienia są naprawdę moje własne, czy nie są to może opowieści dotyczące wydarzeń, których byłem nieświadomym aktorem, przekazane mi później przez uczestników owych wypadków, o ile oni sami nie powtarzali historii zasłyszanych od innych, pisze w „Małym pamiętniku”, José de Sousa Saramago, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury z 1998 roku. Są to zapiski 84-letniego pisarza, w których wraca on do miejsc swego dzieciństwa, do przygód z tamtego okresu, które okrasza nie tylko nostalgią krajobrazu, ironią, bliskimi mu osobami czy wczesnym zainteresowaniem literaturą, ale i pikanterią seksualnych doświadczeń. „Mały pamiętnik” zdaje się być zatem lekturą wartościową, po części ze względu na treści autobiograficzne, mądrą z uwagi na zaawansowany wiek doświadczonego autora oraz ciekawą z powodu możliwości drzemiących w nobliście. Czy taką jest w rzeczywistości?
Azinhaga, to niewielka portugalska miejscowość leżąca między dwoma rzekami: Almond i Tag. To właśnie tam urodził się José Saramago: Przez całe dzieciństwo i w pierwszych latach dorastania ta zapadła, biedna wieś, której granice wyznaczał szum wody i zieleni, z niskimi domami otoczonymi srebrzystą szarością gajów oliwnych, latem palona słonecznym skwarem, zimą skuta siarczystym mrozem i wielokrotnie zalewana przez wdzierającą się do domów wodę, była kolebką, która uformowała moją osobowość, torbą kangura, w której się skryłem, by samorzutnie, po cichu, samotnie i potajemnie stać się tym, kim na dobre i na złe miałem się stać. On był wpisany w malowniczy krajobraz Azinhagi, stanowił jej integralną część od dziecka, gdy samotnie wędrował przez gaje oliwne, cierniste zarośla, jeżyny i nasłuchiwał głosów ptaków czy wspinał się na drzewa. Jednak wiosną 1924 roku jego rodzice zdecydował się ze względów ekonomicznych przenieść do stolicy kraju (byli bardzo biedni, nie stać ich było na kupno gazety, co rok na wiosnę matka oddawała w zastaw nasze kołdry, a potem ciułała każdy grosz, żeby przed zimą je wykupić). O tym, co go spotkało w tym nowym miejscu relacjonował czytelnikom nie dbając o chronologię: [R]odzice (…) zabrali mnie do Lizbony, w sferę innej wrażliwości, innego sposobu myślenia i życia, jakby miejsce mojego urodzenia było czystym przypadkiem, pomyłką losu, którą można jeszcze naprawić. Ale tak nie było. Nikt tego nie zauważył, lecz dziecko zdążyło już zapuścić korzonki i rozłogi, delikatne nasionko, jakim byłem poczuło się pod malutkimi, niepewnymi stopami gliniastą ziemię, która objawiła mu swój niepowtarzalny charakter. Na owej ziemi autor spotykał ciekawych ludzi, np. kobietę o ogromnych stopach, Girę, szalonego sąsiada wzywającego nieustannie na pomoc świętego Hilarego czy sympatycznego malarza, pana Chavesa, z którym się zaprzyjaźnił.
W jego pamięci dość dobrze zachował się policzek wymierzony przez ojca za brak szacunku dla osoby dorosłej i dane po raz pierwszy słowo honoru w wieku 14 lat. Doskonale zapamiętał, jak jego matka chodziła do wróżki, a potem okadzała pokój oraz ciągłą obecność ‘bezbożnej krawcowej’, która pracowała w niedzielę i za ten ciężki grzech została skazana (…) na szycie w ścianach domów przez całą wieczność. Pisał również o szramach i bliznach na swoim ciele, o pokusach, którym ulegał jako dziecko (kusiły go szczególnie cukierki czekoladowe…) i przykrej dolegliwości, którą określa mianem ‘nadwrażliwości węchowej’, uniemożliwiającej mu podróżowanie tramwajami ze względu na panujący w nich zaduch i przykry zapach. Dzielił się także tym, jak i dlaczego stał się kłamczuchem: Kłamałem bez żadnego powodu, na prawo i lewo, przy każdej nadarzającej się okazji. Kompulsywnie, jak to się teraz mówi oraz przyznawał, że jak każdy chłopiec czasem psocił. Podobno już jako młody chłopak porzucił edukację religijną i nie krępował się utrzymywać kontaktów cielesnych z płcią przeciwną (w wieku 11 lat obmacywał kuzynkę i flirtował z sąsiadką na balkonie)...
Rodzice i dziadkowie Saramago byli analfabetami, on sam często przekręcał słowa (np. zamiast ‘kapłan’, mówił ‘kalpan’), lecz chęć samodzielnego czytania i poznawania świata sprawiły, że Portugalczyk szybko nauczył się składać litery: Mając dziesięć lat, umiałem już płynnie czytać i doskonale rozumiałem to, co czytałem, ponadto robiłem mało błędów ortograficznych (…), zaś jego pierwszym ważnym doświadczeniem czytelniczym był „Rudzik z młyna”.
„Mały pamiętnik” (wcześniej miał nosić zgoła odmienny tytuł: „Księga kuszenia”…) to jak pisze sam autor małe wspomnienia małego dziecka. To o nich jest ta książka, mimo iż wiele zdarzeń z jego przeszłości jest pogrzebanych w zapomnieniu, a niektóre sytuacje trudno mu umieścić w czasie, z czym się nie kryje. Wybrał zaś tylko te, które były dla niego najważniejsze. To, co mi przeszkadzało w lekturze tej książki to brak chronologii, wzmacniający wrażenie bałaganu i chaosu, który mnie męczył. Poza tym zestawienie zupełnie różnych tematów obok siebie, jak np. fakt, iż Saramago lubił pieczywo i częste wycieczki do kina ‘Salon Lizbona’ (po których miewał horrory) występuje obok relacji o wyprawie na świński targ i zachowaniu nielubianych sąsiadów (skądinąd jestem ciekawa, po co czytelnikowi wiadomości o nich, skoro nic nie wnoszą do historii?), a nagle pojawia się motyw śmierci 4-letniego brata na zapalenie płuc. W książce nie ma dialogów, opisywane wspomnienia są właściwie nudne, przedstawiane bez inwencji twórczej, jakiejś iskry czy planu (chyba, że ja go nie dostrzegłam). Nie ma w nich czegoś, co by czytelnika porwało i sprawiło, że przeczytałoby się je z wypiekami na twarzy. „Mały pamiętnik” sprawia wrażenie jakby stanowił początkowy materiał do obrobienia, niejako szkic wstępny, a nie gotowy produkt.
Bywa tak, że zapominamy to, co chcielibyśmy zapamiętać, lub wręcz przeciwnie – obsesyjnie, natrętnie, pod wpływem najlżejszego bodźca wracają z przeszłości obrazy, pojedyncze słowa, przebłyski, nagłe olśnienia i nie sposób tego wytłumaczyć, bo one przychodzą samorzutnie i bezwiednie pisał Saramago. Zdaje się, że te jego ‘przebłyski’ przeważnie bez ładu, składu i polotu (eh, ależ to brzmi w przypadku noblisty!), na wszelkie możliwe tematy, mnie nie urzekły. Czytałam, czekając na coś, co mnie zachęci do dalszej lektury, a nie jedynie do podglądania, ile jeszcze stron do końca. Czuje się oszukana, bo wracający do swoich korzeni Saramago napisał ciekawie zapowiadającą się książkę, która jednakże czytelnika nie wzrusza i nie wzbogaca, nie porusza ważnych tematów lub jedynie lekko ich dotyka, by zakończyć się tak samo niespodziewanie jak zacząć. Zamknęłam „Mały pamiętnik” i chcę o nim zapomnieć, by poprzez niego nie definiować negatywnie całej twórczości tego autora. Omawianą pozycję polecam odważnym i zagorzałym fanom tegoż literata. Reszcie proponuję wybrać inne dzieło.
Cytaty za: Mały pamiętnik, José Saramago, Świat Książki 2012.
Ocena 2/6
Recenzja została opublikowana na portalu Lubimy Czytać pod tytułem: Przebłyski i wspomnienia
Azinhaga, to niewielka portugalska miejscowość leżąca między dwoma rzekami: Almond i Tag. To właśnie tam urodził się José Saramago: Przez całe dzieciństwo i w pierwszych latach dorastania ta zapadła, biedna wieś, której granice wyznaczał szum wody i zieleni, z niskimi domami otoczonymi srebrzystą szarością gajów oliwnych, latem palona słonecznym skwarem, zimą skuta siarczystym mrozem i wielokrotnie zalewana przez wdzierającą się do domów wodę, była kolebką, która uformowała moją osobowość, torbą kangura, w której się skryłem, by samorzutnie, po cichu, samotnie i potajemnie stać się tym, kim na dobre i na złe miałem się stać. On był wpisany w malowniczy krajobraz Azinhagi, stanowił jej integralną część od dziecka, gdy samotnie wędrował przez gaje oliwne, cierniste zarośla, jeżyny i nasłuchiwał głosów ptaków czy wspinał się na drzewa. Jednak wiosną 1924 roku jego rodzice zdecydował się ze względów ekonomicznych przenieść do stolicy kraju (byli bardzo biedni, nie stać ich było na kupno gazety, co rok na wiosnę matka oddawała w zastaw nasze kołdry, a potem ciułała każdy grosz, żeby przed zimą je wykupić). O tym, co go spotkało w tym nowym miejscu relacjonował czytelnikom nie dbając o chronologię: [R]odzice (…) zabrali mnie do Lizbony, w sferę innej wrażliwości, innego sposobu myślenia i życia, jakby miejsce mojego urodzenia było czystym przypadkiem, pomyłką losu, którą można jeszcze naprawić. Ale tak nie było. Nikt tego nie zauważył, lecz dziecko zdążyło już zapuścić korzonki i rozłogi, delikatne nasionko, jakim byłem poczuło się pod malutkimi, niepewnymi stopami gliniastą ziemię, która objawiła mu swój niepowtarzalny charakter. Na owej ziemi autor spotykał ciekawych ludzi, np. kobietę o ogromnych stopach, Girę, szalonego sąsiada wzywającego nieustannie na pomoc świętego Hilarego czy sympatycznego malarza, pana Chavesa, z którym się zaprzyjaźnił.
W jego pamięci dość dobrze zachował się policzek wymierzony przez ojca za brak szacunku dla osoby dorosłej i dane po raz pierwszy słowo honoru w wieku 14 lat. Doskonale zapamiętał, jak jego matka chodziła do wróżki, a potem okadzała pokój oraz ciągłą obecność ‘bezbożnej krawcowej’, która pracowała w niedzielę i za ten ciężki grzech została skazana (…) na szycie w ścianach domów przez całą wieczność. Pisał również o szramach i bliznach na swoim ciele, o pokusach, którym ulegał jako dziecko (kusiły go szczególnie cukierki czekoladowe…) i przykrej dolegliwości, którą określa mianem ‘nadwrażliwości węchowej’, uniemożliwiającej mu podróżowanie tramwajami ze względu na panujący w nich zaduch i przykry zapach. Dzielił się także tym, jak i dlaczego stał się kłamczuchem: Kłamałem bez żadnego powodu, na prawo i lewo, przy każdej nadarzającej się okazji. Kompulsywnie, jak to się teraz mówi oraz przyznawał, że jak każdy chłopiec czasem psocił. Podobno już jako młody chłopak porzucił edukację religijną i nie krępował się utrzymywać kontaktów cielesnych z płcią przeciwną (w wieku 11 lat obmacywał kuzynkę i flirtował z sąsiadką na balkonie)...
Rodzice i dziadkowie Saramago byli analfabetami, on sam często przekręcał słowa (np. zamiast ‘kapłan’, mówił ‘kalpan’), lecz chęć samodzielnego czytania i poznawania świata sprawiły, że Portugalczyk szybko nauczył się składać litery: Mając dziesięć lat, umiałem już płynnie czytać i doskonale rozumiałem to, co czytałem, ponadto robiłem mało błędów ortograficznych (…), zaś jego pierwszym ważnym doświadczeniem czytelniczym był „Rudzik z młyna”.
„Mały pamiętnik” (wcześniej miał nosić zgoła odmienny tytuł: „Księga kuszenia”…) to jak pisze sam autor małe wspomnienia małego dziecka. To o nich jest ta książka, mimo iż wiele zdarzeń z jego przeszłości jest pogrzebanych w zapomnieniu, a niektóre sytuacje trudno mu umieścić w czasie, z czym się nie kryje. Wybrał zaś tylko te, które były dla niego najważniejsze. To, co mi przeszkadzało w lekturze tej książki to brak chronologii, wzmacniający wrażenie bałaganu i chaosu, który mnie męczył. Poza tym zestawienie zupełnie różnych tematów obok siebie, jak np. fakt, iż Saramago lubił pieczywo i częste wycieczki do kina ‘Salon Lizbona’ (po których miewał horrory) występuje obok relacji o wyprawie na świński targ i zachowaniu nielubianych sąsiadów (skądinąd jestem ciekawa, po co czytelnikowi wiadomości o nich, skoro nic nie wnoszą do historii?), a nagle pojawia się motyw śmierci 4-letniego brata na zapalenie płuc. W książce nie ma dialogów, opisywane wspomnienia są właściwie nudne, przedstawiane bez inwencji twórczej, jakiejś iskry czy planu (chyba, że ja go nie dostrzegłam). Nie ma w nich czegoś, co by czytelnika porwało i sprawiło, że przeczytałoby się je z wypiekami na twarzy. „Mały pamiętnik” sprawia wrażenie jakby stanowił początkowy materiał do obrobienia, niejako szkic wstępny, a nie gotowy produkt.
Bywa tak, że zapominamy to, co chcielibyśmy zapamiętać, lub wręcz przeciwnie – obsesyjnie, natrętnie, pod wpływem najlżejszego bodźca wracają z przeszłości obrazy, pojedyncze słowa, przebłyski, nagłe olśnienia i nie sposób tego wytłumaczyć, bo one przychodzą samorzutnie i bezwiednie pisał Saramago. Zdaje się, że te jego ‘przebłyski’ przeważnie bez ładu, składu i polotu (eh, ależ to brzmi w przypadku noblisty!), na wszelkie możliwe tematy, mnie nie urzekły. Czytałam, czekając na coś, co mnie zachęci do dalszej lektury, a nie jedynie do podglądania, ile jeszcze stron do końca. Czuje się oszukana, bo wracający do swoich korzeni Saramago napisał ciekawie zapowiadającą się książkę, która jednakże czytelnika nie wzrusza i nie wzbogaca, nie porusza ważnych tematów lub jedynie lekko ich dotyka, by zakończyć się tak samo niespodziewanie jak zacząć. Zamknęłam „Mały pamiętnik” i chcę o nim zapomnieć, by poprzez niego nie definiować negatywnie całej twórczości tego autora. Omawianą pozycję polecam odważnym i zagorzałym fanom tegoż literata. Reszcie proponuję wybrać inne dzieło.
Cytaty za: Mały pamiętnik, José Saramago, Świat Książki 2012.
Ocena 2/6
Recenzja została opublikowana na portalu Lubimy Czytać pod tytułem: Przebłyski i wspomnienia
No cóż, przypadkowe strzępy wspomnień z dzieciństwa to niezbyt udany pomysł na książkę, choćby i noblisty. Jakiś motyw przewodni by się przydał, a nie epatowanie szokującym zestawieniem wspomnień... Nawet, jeśli myślą przewodnią miałby być cytat na początku recenzji (nawiasem mówiąc sama tak mam!), to wciąż nie łagodzi chaosu i bałaganu myśli, jaki wyziera z lektury. Raczej sobie oszczędzę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Mnie ta książka absolutnie nie przypadła do gustu. Jedynie okładka bardzo mi się podoba, ale to chyba nie zbyt wiele...
Usuń