środa, 19 listopada 2014

Drugi dziennik - Jerzy Pilch

Latem tego roku sięgnęłam po pierwszą część pięknie wydanych przez Wielką Literę osobistych zapisków Jerzego Pilcha pt. „Dziennik”. Ci, którzy czytali moją recenzję tejże publikacji (zaś ci, którzy przegapili, mogą nadrobić zaległości klikając TUTAJ), zauważyli, że nie oceniłam jej wysoko. Co gorsze – ogromnie się zawiodłam, wszak autor ów od lat należy do moich ulubionych i sięgam po jego twórczość w zasadzie w ciemno. Obiecałam sobie wtedy, że koniecznie muszę przeczytać drugą część tych notatek, żeby się przekonać, że to jednorazowa ‘wpadka’. Tak też zrobiłam i „Drugi dziennik. 21 czerwca 2012 – 20 czerwca 2013”, tym razem wydany przez Wydawnictwo Literackie, skończyłam kilka dni temu. Jeśli chcecie wiedzieć jak wrażenia, odpowiem Wam błyskawicznie krótkim cytatem z przeczytanej właśnie publikacji: Dziennik może być polem żenad. Reszta, moi Drodzy, jest (prawie) milczeniem…

Jak się dobrze domyślacie „Drugi dziennik” rozpoczyna się 21.6.2012, a kończy 20.6.2013. Od samego początku dużo w nim opisów stanu zdrowia autora. Pilch jest w złej formie fizycznej (tym, którzy nie wiedzą przypominam, że cierpi na chorobę Parkinsona) i to widać, a nawet czuć (może stąd taki poziom? Kto wie…), zresztą on sam notorycznie o tym wspomina: Choroba to nie jest kraksa zdrowia. Choroba to jest byt osobny, autonomia czysta. Ile warte zdrowie - wiadomo po stracie. Co znaczy choroba – zaczynasz pojmować, gdy żadnych odniesień do zdrowia już nie ma, gdy poprzednie zdrowe wcielenie do szczętu zapomniane, wymazane, nigdy nieistniejące. Empatyczny czytelnik bez problemu wyobraża sobie trud, jaki sprawia mu wykonywanie codziennych czynności, takich jak: zapinanie koszuli i wdziewanie obuwia zimowego, próba zakręcenia butelki coca-coli czy zjedzenie talerza zupy łyżką. Pilch w swojej dość nędznej formie znajduje mimo wszystko jeden powód do radości. Otóż za sprawą własnych dolegliwości człowiekowi się zdaje, że żyje w normalnym kraju. Być może będąc znanym pisarzem, który nie musi się martwić o fundusze i posiada rozległe kontakty tak właśnie jest, ale gdyby zapytać szarych pacjentów zebranych w pierwszej lepszej przychodni, opinia byłaby zgoła inna, zapewniam Pana, Panie Jerzy… Nie dziwi zatem kolejny sarkastyczny pomysł - ktoś listownie poleca autorowi czytanie ‘Gazety Polskiej’ jako leku na chorobę Parkinsona… Pilch zdaje się, nie zamierza z rady skorzystać, bo od dawna wie, że pomóc może mu jedynie operacja. Wspominał o niej w „Dzienniku” i właściwie wtedy był na nią zdecydowany. Był, bo już nie jest. Kiedy wyobraził sobie, jak to może wyglądać, oprócz odwagi stracił chyba nawet wiarę w jej powodzenie: Z niesłychaną finezją rozpierdolą mi czaszkę, z niebywałą zręcznością pogrzebią mi w mózgu, niezwykłą precyzją dotkną końcem lutownicy fatalnego miejsca, zainstalują elektrody, zaszyją, zakleją – operacja się udała – pacjent jednakowoż w popłochu. Niby wszystko okej: nie trzęsie się, cały niewzruszony; ręka, noga głowa – nawet nie drgną; niestety nie wszystko okej… Swoją drogą w tym momencie wiemy już doskonale, że autor nękany swymi przypadłościami jednak zdecydował się na zabieg chirurgiczny. Być może dlatego, że był pełen obaw o dalszy rozwój kariery literackiej. Ogromnie się bał, iż zapomni polszczyzny, przestanie się zachwycać literaturą polską oraz że stanie się niezdolny do tworzenia choćby od strony technicznej – będzie miał problem z obsługą komputera, zapomni, jak stawia się litery, itp. Póki co ma dużo zapału i jest przekonany, że kiedy człowiek czyta dużo dobrych książek, będzie też dobre rzeczy pisał, wszak literatura obchodząca się bez literatury skazana jest na klęskę, aż mi się ciśnie na usta pytanie, co i czy w ogóle Pilch czytał pisząc oba dzienniki... Zdając sobie sprawę, że pisze ciągle o swoich dolegliwościach, chory autor założył sobie, że spróbuje bezwzględnie wykluczyć z "Drugiego dziennika" słowo ‘choroba’ i jej synonimy. Niestety, nie udało się. Temat ten, co skądinąd zrozumiałe, pisarz wałkuje non stop: [M]iała po mnie zostać kronika dymania, zostanie kronika zdychania, niby szlachetniej, ale jednak wolałbym na odwrót. Świadomy jest również tego, że w tym momencie został mu ‘tylko Pan Jezus’, i wie, że niby powinien się cieszyć, ale nie potrafi. Bo choć odwieczne marzenie o samotności niczym niezmąconej, monolitycznej jak marmur i niezłomnej jak sen doktrynera się spełniło – sam się budzisz, sam zasypiasz, sam jesz, sam robisz zakupy, sam oglądasz TV, etc., etc., ale to nie o to chodziło. Choroba bierze nad nim górę, co moim skromnym zdaniem widocznie wpływa na jego twórczość pamiętnikarską. Nie wyszedł mu przykładowo opis ‘niekłamanego w niczym jednego dnia życia J.P’ ani garść wspomnień z dzieciństwa, kiedy całą rodziną szydzili z pytających o kwaterę letników, wyzywali ich od bolszewików (sic!). Pilch natomiast tradycyjnie wspomina krewnych, znajomych i ludzi, którzy mieli na niego wpływ - co ciekawe najczęściej w nawiązaniu do rzeczy ostatecznych. Duże wrażenie wywarła na nim śmierć przyjaciela z wiślańskiej szkoły - Jerzego Cieślara, który w młodości zapowiadał się świetnie, a skończył dość marnie: Przed nami wszystko, ale przed Jurkiem już nic, a za nim marność, przestrzelone szanse. On już ostatnią datę ma, ale jej nie zna. Co uduszonemu we śnie powiedzieć? Co on mówi? Co o nim można napisać? Że miał rację, bo cokolwiek zdziałamy albo czegokolwiek nie zdziałamy, i tak zdechniemy? Że życie jest absurdem?

Tym smutnym akcentem zakończmy sprawy osobiste i przejdźmy szybko do literatury, o której w „Drugim dzienniku” również jest mowa. Znajdziemy tu na pewno wspomnienie książki Güntera Grassa „W drodze z Niemiec do Niemiec”, której autorowi Pilch zarzuca autotematyzm (w kontekście tego spisuje ‘pięć elementarnych diarystycznych lapsusów rzetelnie spisanych, krótko skomentowanych i należycie uogólnionych przez dyplomowanego diarystę profesjonalistę’). Autor porównuje również Lechonia i Herberta; wspomina o Szymborskiej i Adamie Włodku (i o jej namowach, by wstąpili do partii) oraz próbuje dowieść, że Nabokov nie lubił Manna i że jego ojciec nie jest fizycznie podobny do niemieckiego noblisty (choć był ogromnie zafascynowany „Faustusem”, którego pod koniec życia czytał na okrągło). Pisarz wyznaje za to, iż jest pełen fascynacji Camusem. Zaś pod wpływem Sandora Marai pisze o grafomanie, cytując fragmenty jego dzieł, a dla podniesienia ciśnienia układa ‘pierwszą jedenastkę tych, co osiągnęli pełnię’, w skład której wchodzą m.in.: Mann, Dostojewski, Tołstoj, Proust, Poe, Nabokov, Schulz, Conrad i inni. Następnie sięga odważnie do patriotyzmu: A fakt pozostaje faktem: dziś Polski nikt nie kocha. Dziś Polskę kochają wyłącznie pojedynczy, mniej lub bardziej ekscentryczni cudzoziemcy. Owym obcokrajowcem jest bez wątpienia Albrecht Lempp, Niemiec szczerze wielbiący nasz kraj, doktor nauk humanistycznych, menadżer kultury i tłumacz literatury polskiej na język niemiecki (tłumaczył z sukcesem m.in. książki Pilcha), o którym kilka zdań przeczytamy również w „Drugim dzienniku”. Następnie jak zwykle u tegoż literata znajdziemy przysłowiowe trzy grosze w sprawie religii (do stałych tematów Pilcha należą jeszcze polityka i piłka nożna). Tym razem autor z Wisły wspomina o tym, że przodkowie Jana Pawła II byli ewangelikami (chyba po to, by tak po raz kolejny dowieść przewagi luteran nad katolikami…). Pisze również o olimpiadzie (że to dziś wydarzenie marginalne a kiedyś stało w centrum zainteresowania wszystkich); o przełożonym z powodu ulewy meczu- Polska-Anglia i o nierozłożonym dachu, a w konsekwencji o straconej możliwości wygrania ze słabą Anglią. Tymczasem jego błyskotliwy cytat Piłka nożna to jest gra, w której bierze udział 22 mężczyzn, a i tak zawsze przegrywają Polacy w obliczu obecnych sukcesów naszej reprezentacji staje się nieaktualny…

Owszem, „Drugi dziennik” miał być w założeniu intymniejszy, tak nawet w pierwszym odruchu miał brzmieć pełny tytuł: „Drugi dziennik, intymniejszy”, chwalebnie odpuściłem tę dziecinadę; z intymnością jak to z intymnością: same kłopoty, pisze Jerzy Pilch w drugiej części swych zapisków. Ja za to nie z intymnością, a z tym autorem mam problem. Co się stało? Pilch zmienił styl czy to ja się zmieniłam? W moim mniemaniu jego dzienniki to klapa. Wielka klapa, nuda i strata czasu. Oto rzeczowniki, które przychodzą mi na myśl, kiedy sięgam pamięcią do obu ostatnich autobiograficznych publikacji mojego ulubionego autora. Oprócz nich pojawia się pytanie: gdzie się podział ten zmysł obserwacji, cięte riposty, intrygujące wtrącenia, intelektualne zaczepki, tak charakterystyczne dla jego pisarstwa? Zabrakło, ale może jeszcze warto mieć nadzieję. Wszak ona umiera ostatnia...

Cytaty za: Drugi dziennik. 21 czerwca 2012 – 20 czerwca 2013, Jerzy Pilch, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.

Ocena: 2/6

Tę oraz inne, ciekawsze książki znajdziecie na www.gandalf.com.pl Polecam gorąco!



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz