niedziela, 27 lipca 2014

Dziennik - Jerzy Pilch

24 lipca tego roku Gazeta Wyborcza podała informację, iż Jerzy Pilch przeszedł poważną operację. Podobno poddał się głębokiej stymulacji mózgu, ponieważ choroba Parkinsona uniemożliwiała mu samodzielną egzystencję. W tej na pozór smutnej treści jest i nadzieja, bo pisarz rzekomo pisze już swoją nową powieść. Tego optymizmu może braknąć jednakże w dalszej części mojego tekstu. Jestem świeżo po lekturze pierwszej części Dziennika Jerzego Pilcha z 2012 roku (na którą zdecydowałam się dopiero teraz, kiedy już dawno po premierze, a wokół niej zrobiło się cicho). Podeszłam do lektury z namaszczeniem, pewna doznań literackich na odpowiednim poziomie. I choć bardzo chciałabym zapiać teraz z zachwytu – nie dam rady. Książka w żadnym momencie nie powaliła mnie na kolana, jak inne, wcześniejsze publikacje (mojego ulubionego przecież) autora. Po zamknięciu czułam wielkie rozgoryczenie i ogromny ból, bo byłam pewna, że przez ten „Dziennik” przepłynę… Tym razem autor o ‘marny[m] wiślańsko-luterański[m] rozum[ie]’, jak sam o sobie napisał, zapomniał, że intensywne zdania zawsze są mocną stroną prawdziwej literatury. W jego Tu właśnie takich tąpnięć mi brakowało...

Motywów przewodnich w tej publikacji doszukałam się pięciu: piłka nożna (przede wszystkim ukochana Cracovia, ale i polska reprezentacja na Euro 2012 z propozycją koszulek, na których początkowo zabrakło orzełka…), polityka (wyraźna sympatia PO stronie jednej partii), religia (i chęć dowiedzenia przewagi luteranizmu nad katolicyzmem), literatura (dawni pracodawcy, mistrzowie, współczesne publikacje, itp.), zdrowie (czy raczej jego ubytki – problemy z postępującą chorobą Parkinsona) – kolejność bez znaczenia. Pierwszy felieton datowany jest na 21.12.2009, ostatni na 21.11.2011.

Jak to w dzienniku, autor porusza sprawy, które w danej chwili były dla niego ważne. Wrażenia dowolnie mieszają się z odczuciami, niektóre tematy są kontynuowane na kilku kartkach, inne pisarz traktuje dość oschle. Z jednej strony szumnie odżegnuje się od polityki i polskiego futbolu, a z drugiej - namiętnie ogląda TVN 24, regularnie komentuje doniesienia sportowe w prasie i trzyma kciuki za wiecznie przegrywającą Cracovię. Nie wstydzi się mówić o momentach, w których nie pojmuje swego postępowania ([W]czoraj wyszedłem na miasto w dwu różnych butach, Przypadek? Początek? A może już środek?), o własnej chorobie, o tym, że prawa ręka zaczęła wieść kompletnie samodzielne życie, a kłopoty z pamięcią, a może nawet ze świadomością narastają. Pilch zdaje sobie sprawę, że przemija, że jego czas powoli się kończy, dlatego np. zastanawia się, jakie ubranie naszykować sobie do trumny. W obliczu odejścia z tego świata mimowolnie zaczyna wspominać – Agnieszkę Osiecką, Kornela Filipowicza (w młodości go odwiedzał - był jego przyjacielem i mistrzem), Andrzeja Nowakowskiego (kolegę ze studiów z krakowskiej polonistyki, który podarował mu kalendarz wielkości stołu pingpongowego), Adama Zagajewskiego (jego poruszającą twórczość) i imiennika tego ostatniego - Adama Małysza (jego ‘radość i piękno skakania’), itp.

Dotyka również spraw, które poruszyły całe społeczeństwo w kraju jak i za granicą, jak np. sprawę zaginięcia Iwony Wieczorek (był wtedy w Sopocie) i oczywiście katastrofę smoleńską (pisze w jej kontekście o zmarłym w tej katastrofie Adamie Pilchu - ewangelickim pastorze, który był mu bliski i wspomina słowa swojej babki pasujące do tych dramatycznych wydarzeń jak ulał: Ze wschodu nawet dobry wiatr nie wieje). Wraca pamięcią do stanu wojennego (przy okazji przyznaje, co zawdzięcza generałowi: Jaruzelski dał mi nie tylko wolność, dał mi też – jak się miało po latach pokazać - fach do ręki).

Jerzy Pilch dość często nawiązuje, co oczywiste, do literatury. Ostro wypowiada się o Januszu Rudnickim (zwłaszcza o proponowanym przez niego kanonie lektur), Jarosławie Marku Rymkiewiczu i Cormacu McCarthy’m. Wraca do kontrowersyjnej biografii Ryszarda Kapuścińskiego, wypowiada się o nowym redaktorze naczelnym Tygodnika Powszechnego, Piotrze Mucharskim, i przy okazji wspomina swoje 10 lat w tej redakcji. Po przyznaniu Nobla Mario Vargasowi Llosie, przypomina, że ten nie zawsze stał po właściwej stronie. W pamiętnym roku 1982 stał wręcz tam, gdzie stało ZOMO. A na naszym rodzimym gruncie przywołuje Nagrodę Nike dla Tadeusza Słobodzianka - dobrego znajomego Pilcha i ważn[ej] posta[ci] [jego] młodości i człowiek[a] bardzo m[u] bliski[ego]. Poza tym wielokrotnie powtarza tę samą przejmującą frazę Franza Kafki - „Sam ze sobą nie mam nic wspólnego…” Zapowiada również, że napisze kiedyś autobiografię pt. „Dusza w ekscesach” – trzymam za słowo, Panie Jerzy.

Po doniosłej tematyce, pora na lżejszy kaliber. Pilch napomyka również o rzeczach błahych dla ludzkości, ale ciekawych dla jego czytelników. Przykładowo o tym, na czym był w kinie chcąc nadrobić zaległości; co ostatnio czytał; jakie papierosy pali i dlaczego kupuje je na zapas. Kolekcjonuje zresztą nie tylko fajki, ale również gromadz[i] zapasy grubych, a nawet bardzo grubych książek (...) Grube książki są twoimi Szecherezadami, olimpiadami, mundialami, twoimi podróżami, twoją wodą życia. Tylko grube książki są w twoim zasięgu - w kosmos nie polecisz, w olimpiadzie już nie weźmiesz udziału, na mundial nie pojedziesz, w podróż dookoła świata nie ruszysz, nawet do Wenecji już ci się nie chce, masy rozmaitych rzeczy już nie dasz rady zrobić, ale nadzieję na przeczytanie grubej książki możesz mieć zawsze (…). Tu zgadzam się całkowicie, bo sama wyznaję podobną filozofię. Autor dowodzi, że Bóg istnieć musi skoro przywrócił weekendowy ekspres Warszawa-Wisła-Warszawa i chętnie rozwodzi się nad swoimi wrażeniami z podróży PKP. Wyznaje również, w jakich warunkach jest w stanie tworzyć: Nie tylko znoszę, ale wręcz przy słynnej ponadtrzydziestostopniowej apokalipsie, ‘podczas której starsi ludzie nie powinni wychodzić z domu’, dobrze mi się pracuje. Pot i duchota po paru dniach dają aurę szaleństwa, a każde szaleństwo-nawet z przegrzania-uskrzydla. Pisarz zabiera też krytyczny głos w sprawie internetu, porównuje go do jedn[ej] wielk[iej] rzek[i] gówna, baz[y] anonimowych agresorów, schronieni[a]- i co może istotniejsze – spełnieni[a] wszelkiej maści popaprańców i frustratów. Nie ma też najlepszej opinii o naszej ojczyźnie – kraju frustratów, których poznać można po nienawistnym dialogu z telewizorem. Hmm, tu się na pewno nie zgodzę...

Całymi latami marzyłem o byciu literackim urzędnikiem, a przyrosła mi cyganeryjna gęba lekkoducha, bankietowicza i Bóg wie kogo. No właśnie, kogo? Jaki obraz Jerzego Pilcha wyłania się z jego zapisków? Bez wątpienia jest ‘sekretarzem własnego umysłu’, jak o sobie mówi. Poraził mnie swoją szczerością, zaskoczył otwartością na czytelnika i ujął umiłowaniem swojej małej ojczyzny. Najbardziej jednak jestem zszokowana marazmem, który ten Dziennik naznacza. Autor intryguje czytelnika swoją logiką, kreśli swym charakterystycznym (czasem ponurym, czasem satyrycznym, ale i sarkastycznym) stylem obraz świata. Ponieważ Pilcha cenię, zajrzę do niego raz jeszcze. Liczę na to, że drugi tom, "Drugi dziennik. 21 czerwca 2012 - 20 czerwca 2013" będzie inny, że nie będę się mogła od niego oderwać, że zabraknie mi tchu. Amen.

Ocena 3/6

Cytaty za: Dziennik, Jerzy Pilch, Wielka Litera, Warszawa 2012.

Tę oraz inne, warte polecenia książki znajdziecie na www.gandalf.com.pl Polecam gorąco!


4 komentarze :

  1. Nie czytałam nic Pilcha i jakoś nie mogę się zmusić nawet do Dzienników - ostatnio odłożyłam w bibliotece, a i ty nie ocenilas najlepiej; pamiętniki często opowiadają o banalnych sprawach, które wcale mnie nie ciekawią. Nie wiedziałam jednak ze pisarz jest chory... Btw. Widzę ze i Tobie rozjechała się czcionka w szablonie - miałam te sama - coś się w blogspocie porobiło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dzienniki bardzo lubię. Dają możliwość podejrzenia, co się dzieje w życiu naszych ulubieńców, czym się kierują w życiu, co ich fascynuje, co porabiają, jakie są ich fascynacje literackie. Tym razem jednak nie byłam usatysfakcjonowana ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu... Wierzę jednak, że drugi tom Pilcha będzie lepszy. Sprawdzę niedługo. Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  2. Ja również nie czytałam jeszcze nic Pilcha. O operacji również nie słyszałam. Na pewno w końcu zajrzę do jego twórczości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, byle byś nie zaczynała od tego "Dziennika"...

      Usuń