Koniec roku to czas, kiedy chętnie robimy wszelakie podsumowania. Nie inaczej jest również w branży książkowej. Moje podsumowanie 2013 roku jeszcze przede mną, ale wiem już dziś, która z książek na pewno znajdzie się w nim jako kompletne rozczarowanie. Myślę o „Utraconej córce”, amerykańskiej autorki Lucy Ferriss. Powieść, którą wydawca promuje jako piękną opowieść o małżeństwie i miłości, jest raczej nudna (momentami do tego stopnia, że aż chce się rzucić ją w kąt), rozwleczona, a sama historia nie do końca przekonuje. Przewidywalna i ‘odrobinę’ naiwna też jest – czy warto zatem zajmować sobie nią głowę? Sprawdźmy.
Brook i Sean O’Connor, są małżeństwem z 7-letnim stażem i mają śliczną, i rezolutną córeczkę, Meghan. Wiodą spokojne życie i na pierwszy rzut oka są jedną z tych szczęśliwych, amerykańskich rodzin, jakich pełno w publikacjach twórców zza oceanu. W rzeczywistości nie jest to do końca prawda. Sean marzy o kolejnym dziecku (sam ma liczne rodzeństwo, które dorobiło się już potężnej gromadki dzieci), więc chciałby tego samego dla swojej jedynaczki. Choć 33-letnia Brook uwielbia dzieci i ma im wiele miłości do zaoferowania, nie wyraża zgody na kolejnego potomka. Jest przekonana, że to nie jest dobry moment na powiększenie rodziny, bo ma ciężki okres w pracy, a poza tym ogromnie boi się porodu. Próbuje przekonać Seana do adopcji dziecka, ale on jej nie rozumie i czuje się dotknięty jej propozycją. Kobieta na skutek tego coraz częściej trzyma swoje emocje na uwięzi, stłumione, ukryte. Staje się milcząca, nieprzenikniona i widać wyraźnie, że skrywa jakiś sekret. Oliwy do ognia dolewa były chłopak Brook z czasów liceum, Alex, który swoim niespodziewanym pojawieniem się w jej życiu, budzi upiory z przeszłości. Sean zaczyna być zazdrosny o żonę, przeczuwa, że może odejść od niego, skoro coraz częściej słyszy o jej dawnej miłości. Widzi siebie jako ofiarę, bo serce Brook porusza chłopak z czasów liceum o imieniu Alex. Cyganie, ucieczki i tajemnicze martwe kobiety z jeziora. Nie rodzina. Nie pozbawiony kondycji drukarz czy impulsywna piegowata córka. Czytelnik powoli dowiaduje się, po co przyjechał Alex, jaką wspólną mroczną przeszłość skrywają dawni kochankowie. Wiele lat temu Brook zaszła w niechcianą ciążę. Wiedziała, że dziecko zrujnuje jej przyszłość, więc postanowiła się go pozbyć, żeby walczyć o każdy kolejny szczęśliwszy już dzień bez tej ‘pomyłki’. Nie obeszło się niestety bez przykrych konsekwencji. Po tych wydarzeniach dziewczyna zrezygnowała ze studiów, znalazła pracę, zajęła się pielęgnowaniem roślin, zaczęła przygarniać milczące zwierzęta, wyszła za mężczyznę, którego jej zdaniem pewnie nigdy nie zdoła rozczarować. Mówiąc krótko: pogrzebała w jakimś odległym miejscu wszystko to, co czyniło ją niepowtarzalną. Pod wpływem Aleksa i powracających wspomnień kobieta postanawia powrócić do swojej rodzinnej miejscowości, by w podróży wspomnień zamknąć bolesną kartę ich wspólnej przeszłości. Tam Brook spotyka niepełnosprawną dziewczynę, która wyraźnie kogoś im przypomina. Czy Najda, wychowywana w polskiej rodzinie jest ich córką? Jeśli tak, to jak to możliwe skoro Brook pozbyła się dziecka w przydrożnym motelu? Czy ta sentymentalna wędrówka przyniesie bohaterom spokój i ukojenie czy raczej pogrąży i tak już wycieńczoną kobietę? Czy w obliczu ciągłych kontaktów Brook z Aleksem małżeństwo Seana ostanie się?
Jak już pisałam na wstępie jestem rozczarowana. Bogaty wachlarz poruszanych przez autorkę trudnych społecznie tematów (wczesna ciąża, aborcja, zdrada, kłamstwo, ponoszenie konsekwencji swoich młodzieńczych decyzji, itd.) na ponad 500 stronach, miał tworzyć piękną, intrygującą mozaikę, wspartą wielowymiarowymi, realnymi postaciami. Niestety, nie wyszło. Książka jest nierówna, momentami akcja rozwlekana jest w nieskończoność, by za chwilę galopować. Kiedy czytelnik wpada w rytm, zaczyna zagłębiać się w fabułę, Lucy Ferriss skutecznie gasi jego zapędy. Książka zamiast wyciskać łzy, budzić refleksje czy wzniecać dyskusje, pozostawia odbiorcę obojętnym. Na koniec dobra rada: zamiast tracić czas na przebrnięcie przez tę cegłę (mnie jej lektura zajęła całą wieczność…), warto poświecić czas innemu tekstowi o podobnej, życiowej tematyce, ale opowiedzianemu w ciekawszy, bardziej dopracowany sposób. Takiemu, który sprawi, że krew buzuje w żyłach, w oczach pojawiają się łzy, a na jego końcu uczucie, że było warto go przeczytać. W przypadku „Utraconej córki” tych właśnie odczuć mi zabrakło.
Cytaty za: Utracona córka, Lucy Ferriss, Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.
Ocena 1/6
Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: Fatalnie zmieszana przeszłość z teraźniejszością
Brook i Sean O’Connor, są małżeństwem z 7-letnim stażem i mają śliczną, i rezolutną córeczkę, Meghan. Wiodą spokojne życie i na pierwszy rzut oka są jedną z tych szczęśliwych, amerykańskich rodzin, jakich pełno w publikacjach twórców zza oceanu. W rzeczywistości nie jest to do końca prawda. Sean marzy o kolejnym dziecku (sam ma liczne rodzeństwo, które dorobiło się już potężnej gromadki dzieci), więc chciałby tego samego dla swojej jedynaczki. Choć 33-letnia Brook uwielbia dzieci i ma im wiele miłości do zaoferowania, nie wyraża zgody na kolejnego potomka. Jest przekonana, że to nie jest dobry moment na powiększenie rodziny, bo ma ciężki okres w pracy, a poza tym ogromnie boi się porodu. Próbuje przekonać Seana do adopcji dziecka, ale on jej nie rozumie i czuje się dotknięty jej propozycją. Kobieta na skutek tego coraz częściej trzyma swoje emocje na uwięzi, stłumione, ukryte. Staje się milcząca, nieprzenikniona i widać wyraźnie, że skrywa jakiś sekret. Oliwy do ognia dolewa były chłopak Brook z czasów liceum, Alex, który swoim niespodziewanym pojawieniem się w jej życiu, budzi upiory z przeszłości. Sean zaczyna być zazdrosny o żonę, przeczuwa, że może odejść od niego, skoro coraz częściej słyszy o jej dawnej miłości. Widzi siebie jako ofiarę, bo serce Brook porusza chłopak z czasów liceum o imieniu Alex. Cyganie, ucieczki i tajemnicze martwe kobiety z jeziora. Nie rodzina. Nie pozbawiony kondycji drukarz czy impulsywna piegowata córka. Czytelnik powoli dowiaduje się, po co przyjechał Alex, jaką wspólną mroczną przeszłość skrywają dawni kochankowie. Wiele lat temu Brook zaszła w niechcianą ciążę. Wiedziała, że dziecko zrujnuje jej przyszłość, więc postanowiła się go pozbyć, żeby walczyć o każdy kolejny szczęśliwszy już dzień bez tej ‘pomyłki’. Nie obeszło się niestety bez przykrych konsekwencji. Po tych wydarzeniach dziewczyna zrezygnowała ze studiów, znalazła pracę, zajęła się pielęgnowaniem roślin, zaczęła przygarniać milczące zwierzęta, wyszła za mężczyznę, którego jej zdaniem pewnie nigdy nie zdoła rozczarować. Mówiąc krótko: pogrzebała w jakimś odległym miejscu wszystko to, co czyniło ją niepowtarzalną. Pod wpływem Aleksa i powracających wspomnień kobieta postanawia powrócić do swojej rodzinnej miejscowości, by w podróży wspomnień zamknąć bolesną kartę ich wspólnej przeszłości. Tam Brook spotyka niepełnosprawną dziewczynę, która wyraźnie kogoś im przypomina. Czy Najda, wychowywana w polskiej rodzinie jest ich córką? Jeśli tak, to jak to możliwe skoro Brook pozbyła się dziecka w przydrożnym motelu? Czy ta sentymentalna wędrówka przyniesie bohaterom spokój i ukojenie czy raczej pogrąży i tak już wycieńczoną kobietę? Czy w obliczu ciągłych kontaktów Brook z Aleksem małżeństwo Seana ostanie się?
Jak już pisałam na wstępie jestem rozczarowana. Bogaty wachlarz poruszanych przez autorkę trudnych społecznie tematów (wczesna ciąża, aborcja, zdrada, kłamstwo, ponoszenie konsekwencji swoich młodzieńczych decyzji, itd.) na ponad 500 stronach, miał tworzyć piękną, intrygującą mozaikę, wspartą wielowymiarowymi, realnymi postaciami. Niestety, nie wyszło. Książka jest nierówna, momentami akcja rozwlekana jest w nieskończoność, by za chwilę galopować. Kiedy czytelnik wpada w rytm, zaczyna zagłębiać się w fabułę, Lucy Ferriss skutecznie gasi jego zapędy. Książka zamiast wyciskać łzy, budzić refleksje czy wzniecać dyskusje, pozostawia odbiorcę obojętnym. Na koniec dobra rada: zamiast tracić czas na przebrnięcie przez tę cegłę (mnie jej lektura zajęła całą wieczność…), warto poświecić czas innemu tekstowi o podobnej, życiowej tematyce, ale opowiedzianemu w ciekawszy, bardziej dopracowany sposób. Takiemu, który sprawi, że krew buzuje w żyłach, w oczach pojawiają się łzy, a na jego końcu uczucie, że było warto go przeczytać. W przypadku „Utraconej córki” tych właśnie odczuć mi zabrakło.
Cytaty za: Utracona córka, Lucy Ferriss, Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.
Ocena 1/6
Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: Fatalnie zmieszana przeszłość z teraźniejszością
Oj ile od osoby zależy. Mnie się książka bardzo podobała. Miała to coś, czym mnie przekonała, chociaż owszem miała i irytujące momenty. Ale tak źle bym jej nie oceniła ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie to była strata czasu. Gdyby nie fakt, że recenzowałam ją dla LC, rzuciłabym nią w kąt od razu :)
UsuńO nie, aż tak źle? A miałam taką ochotę na tę lekturę... :(
OdpowiedzUsuńDla mnie strasznie, ale jak widać po komentarzu wyżej są i jej zwolennicy :)
Usuń