sobota, 7 grudnia 2013

1 kobieta, 4 dzieci, 0 kasy (prawie) - Petra van Laak

To jest jedna z tych historii, które na długo zapadają w pamięć. Nie tylko ze względu na swą aktualność, bo ta opowieść rzeczywiście dobrze wpisuje się w obecną sytuację gospodarczą, w której strach sieje panoszący się po świecie kryzys ekonomiczny. Raczej ze względu na swych bohaterów: nieprzeciętną matkę i jej czworo niezwykłych dzieci. Czemu są tak nietuzinkową rodziną? Ano dlatego, że kiedy ich sielankowe życie się skończyło, stanęli twarzą w twarz z rzeczywistością i zakasali rękawy, by odbudować swe życie na nowo. Razem udało im się zmierzyć z upokorzeniem i wstydem, brakiem pieniędzy i niepewnościami - wspólnie stworzyli sztywną więź silnych osobowości. Zmagania ze sobą i przeciwnościami losu opisała owa dziarska mama, Petra van Laak, w swojej książce „1 kobieta, 4 dzieci, 0 kasy (prawie)” wydanej przez PWN. Autorka przyznaje jednakże, iż [j]ako samotna matka wiele zdołała zdziałać własnym siłami, ale bez pomocy [jej] dzieci nigdy nie udałoby [jej] się osiągnąć tak wiele. Czego dokonali? Jaki udział w sukcesie miały dzieci? Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam do spotkania z tymi wspaniałymi ludźmi!

Byli zamożni i dość szczęśliwi. Mąż Petry, André, właściciel dobrze prosperującej firmy zapewniał przyzwoity byt własnej żonie i czworgu dzieciom: Jonasowi (9 lat), Friedzie (7 lat), Tillowi (5 lat), Millie (3 lata). Pewnego dnia czar prysł - André ogłosił upadłość firmy i musieli pożegnać się z klasą średnią. Telefon i gaz zostają odłączone, zaczynają sprzedawać obrazy i antyki, ale ich willę czeka licytacja. Rekwirowano przedmioty, blokowano konta, zrywano umowy. Znajomi i przyjaciele dyskretnie się odsuwali, zostało z nimi tylko parę osób. Petra miała poczucie balansowania na krawędzi, ale nie poddawała się - kierowała nią czysta strategia przetrwania i zasada 'stand by your man'. Problem był poważny, bo miała na utrzymaniu czwórkę małych dzieci bez stałej pracy i żadnych oszczędności. Sytuacja skomplikowała się bardziej, kiedy kobieta dość niespodziewanie rozstała się ze swoim mężem i nie otrzymywała od niego alimentów. Jedyne pieniądze pochodziły od ojca jej najstarszego syna, który regularnie na niego łożył. W takiej sytuacji człowiek ma trzy możliwości. Po pierwsze: uciec. Po drugie: zwariować. Po trzecie: przetrzymać. Petra wybrała tę trzecią opcję. Wiązała się ona jednakże z diametralną przemianą ich życia. Kobieta musiała zmienić kasę chorych, złożyć wniosek o zniżki w przedszkolu i szkole oraz prośby o zwłokę w płaceniu rachunków za telefon, gaz, wodę i prąd. Zrezygnowała z wszelkich prenumerat, odwołała zajęcia w szkole muzycznej, klubie sportowym, balecie i na kursie malowania. Robiła wszystko, by ukryć przed obcymi własne problemy, a dzieciom oszczędzić niemiłych emocji, jakie przeżywała. Ludzie myśleli, że wyprowadziła się z domu, by się realizować, zostawiając męża. A prawda była przecież zupełnie inna! W tym dramatycznym czasie duchowo i materialnie wspierała ją jej przyjaciółka, Renate (sprzedawała np. używane ubrania i dawała jej zarobione w ten sposób pieniądze), a także referentka parafialna, siostra Felicictas, dająca Petrze jedzenie. To były konkretne i praktyczne oferty pomocy. Później pojawili się kolejni dobroczyńcy, którzy sprawili, że kobieta po pierwsze chciała się im odwdzięczyć, a po drugie – była zła na siebie z powodu własnej bezradności. Początkowo mogła przeżyć dzięki zasiłkowi rodzinnemu oraz drobnym tłumaczeniom scenariuszy. Później podejmowała wszelkie możliwe prace (głównie dorywcze) - wzięła udział w płatnej sesji zdjęciowej dla pewnego czasopisma (ale honorarium i tak nie dostała!), castingu do reality show, pracowała tymczasowo jako sekretarka i tłumaczka angielskiego. Niewiele opowiadała rodzicom i rodzeństwu o swojej sytuacji, ale oni i tak instynktownie wyczuwali, w jakiej sytuacji się znajdowała. Petra jednakże nigdy się nie załamywała. Kiedy jej ojciec walczył z rakiem, ona cieszyła się z tego, że jej dzieci są zdrowe, bo przecież mogło być o wiele gorzej. To właśnie one stały się jej codziennymi sojusznikami, wspierały ją gdy niemal codziennie wysyłała podania o pracę i wspólnie z nią wyznawały ich zasadę oszczędzania: nie wydawać niczego. Starali się być samowystarczalni: założyli warzywnik przy swoim nowym wynajmowanym 3-pokojowym mieszkaniu, sami gotowali cukierki karmelkowe, z lasu na końcu ulicy czerpali poziomki i jeżyny, z ogrodów sąsiadów - owoce z drzew. W nagrodę za dobre zachowanie raz na jakiś czas mogli kupić precla za 1 euro w szkole, a ona piekła im proste ciasto z cukrową kruszonką. Zamiast wakacji zaproponowała im niezwykły biwak pod pseudonamiotem w ich ogrodzie, a oni chętnie na to przystali. Byłam otwarta na wszystko, co nie pociągało za sobą żadnych kosztów i co dzieci mogły bezpiecznie wykonać same, przyznaje Petra i dodaje: „Dzieciom wcale nie trzeba niczego oferować. Bliskość emocjonalna i bezpieczeństwo, bycie z nimi - to trzeba im zaoferować. (To o wiele trudniejsze niż ciągłe zapełnianie worka z cackami). Moja czwórka okazała się bardzo skromna i potrafiła odkrywać nowe światy, wykorzystując fantazję…” Jak skończyła się historia tej pomysłowej gromadki? Nic nie zdradzę - zajrzyjcie do książki. Koniecznie!

Przyznaję, że jestem pod wielkim wrażeniem tej historii. Nie byłam w stanie oderwać się od książki, zresztą jest ona napisana w taki sposób, że można ją przeczytać w ciągu kilku godzin. Co mnie urzekło? Fakt, że zmiana rzeczywistości rodziny Petry, choć nie miała zalet (a właściwie same minusy), to wyzwoliła w nich nieuświadomione pokłady sił i pozwoliła zacząć im żyć pełnią szczęścia. Najbardziej ujmująca jest jednakże ta jedność, jaką wytworzyli właśnie dzięki temu (!), że żyli w niepewności, bez pieniędzy, bez braku perspektyw na przyszłość, ale zawsze blisko siebie: Z beztroskiego, gwarantującego wolność i bezpieczeństwo związku matki z czwórką dzieci, przypominającego ruchome, zazębiające się ogniwa łańcucha, zrodziła się gęsta, może dla osób z zewnątrz sztywna, więź pięciu silnych osobowości. Jeśli któreś z nas zaczynało się łamać, słabnąć, reszta go wspierała. Ta niesamowita spójność jest jednym z najwspanialszych doświadczeń mojego życia. Warto także nadmienić, iż od czasu tych przykrych wydarzeń sprzed kilku lat nikogo już nie osądzają, dzięki czemu przeżywają wciąż niesamowite spotkania z ludźmi z wszystkich grup społecznych.

Polecam Wam tę opartą na prawdziwych wydarzeniach książkę. I choć mają one smutny wydźwięk, to podczas lektury nie braknie Wam z pewnością także sytuacji groteskowych i tych niosących nadzieję. Bo historia Petry i jej dzieci z sąsiednich Niemiec to najlepszy dowód na to, że ‘rodzina to jest siła’ i warto o nią walczyć do upadłego wbrew wszystkiemu i ze wszystkim.


Ocena 5+/6

Cytaty za: 1 kobieta, 4 dzieci, 0 kasy (prawie), Petra van Laak, PWN, Warszawa 2013.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu PWN



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz