Przeszłość nie umarła, a nawet nie minęła, pisała Christa Wolf. Hermann Hesse zaś uważał, że powraca wszystko to, co nie zostało przecierpiane lub załatwione do końca. I tak w rzeczywistości jest, choć często wzbraniamy się przed kolejnym powrotem do ogromu tragedii z okresu II wojny światowej, Holokaustu i zagłady, która nie pasuje do naszego wyidealizowanego świata, w którym śmierć nadal stanowi temat tabu. Mimo, iż Niemcy po 1945 roku przerabiali te zagadnienia niezwykle dokładnie, to jest jeszcze wiele rodzin (nie tylko niemieckich), które do tej pory nie stawiły czoła wojennej przeszłości. Choć winy moralne nie są dziedziczne, to psychiczne, moralne i społeczne skutki przemilczania i ukrywania win obciążają również następne pokolenia. Tego zdania jest także niemiecki dziennikarz, Uwe von Seltmann, i jego żona Gabriela, Polka, chcący poznać prawdę o seniorach własnych rodów. W ich przypadku te losy skrajnie się różniły, czemu zawdzięcza swój początek projekt 'Dwie rodziny - dwie przeszłości - jedna przyszłość' oraz powstanie niezwykle poruszającej książki „Gabi i Uwe. Mój dziadek zginął w Auchswitz. A mój był esesmanem”.
Uwe von Seltmann należy do trzeciego pokolenia po II wojnie światowej, tak więc ma ten 'konieczny dystans', który pozwala mu przekopywać się przez przeszłość własnego dziadka, Lothara von Seltmanna. Jego ojciec nigdy nie opowiadał o nim, a Uwe nie miał szansy poznać dziadka, bo ten jako 28-latek zginął podczas wojny w okolicach Wrocławia. W rodzinie von Seltmannów panowała zasada, że o dziadku się nie mówiło. Panował w niej swoisty strach przed złamaniem tabu, otwarciem nowych ran. Ran, bo dziadek Uwe był zdeklarowanym esesmanem, zagorzałym zwolennikiem Hitlera, docenianym przez swych zwierzchników za sumienną pracę na rzecz Trzeciej Rzeszy, którego pogmatwana przeszłość nie była powodem do dumy dla członków rodziny. Niektórzy z nich uznawali fakt, że Uwe chce się zająć tą historią za świetny pomysł, inni twierdzili, że nie pomogą mu, bo nie mają żądnych wspomnień o dziadku-naziście, a jeszcze inni byli nastawieni do tego pomysłu bardzo sceptycznie. Aby poznać prawdę o Lotharze Uwe przemierzył ponad 3 tysiące kilometrów, do tego doszły: bezsenne noce, koszmary i różnego rodzaju psychosomatyczne dolegliwości, [które] pozostawiły po sobie ślad (…), a także niezrozumienie i brak zainteresowania, z jakim się spotykał[…], słowa i spojrzenia, które m[u] sygnalizowały, że znajdował[…] się na drodze do nikąd. Wciąż zadawał sobie pytanie, po co to robi: by pokazać, że on, w przeciwieństwie do dziadka, jest dobrym człowiekiem? By odwrócić uwagę od własnych ciemnych stron? Żeby odkupić winy seniora rodu? Zauważając wiele podobieństw do swojego dziadka, Uwe zastanawiał się, jak on zachowałby się podczas II wojny światowej, po której ze stron opowiedziałby się i czym kierował się Lothar służąc zbrodniczej ideologii (Chcę uważać, aby nie pójść w twoje ślady. Ale chcę też zrozumieć, dlaczego stanąłeś po stronie zbrodniarzy). Czytelnik towarzyszy Uwe w odkrywaniu kart historii jego dziadka i dokładnie odszyfrowuje uczucia, które mu towarzyszą: radość, gdy sąsiadka dziadków mówi, że byli dobrymi ludźmi; nadzieję, gdy istnieje szansa, że dziadek nie miał krwi na rękach, że był ‘jedynie’ człowiekiem zza biurka; niepokój, gdy są podejrzenia, że dziadek tłumił powstanie w getcie warszawskim czy niedowierzanie, bo jak człowiek, który na zdjęciach wygląda na tak miłego, jest w stanie zamordować kogokolwiek? …
Także w rodzinie Gabi nie rozmawiało się na temat dziadka, Michała Pazdanowskiego, który został zamordowany przez hitlerowców. Wszyscy wiedzieli, gdzie zginął i domyślali się, jakie piekło musiał przejść przed śmiercią. Toteż Gabriela zawsze czuła się nieswojo, kiedy słyszała język niemiecki, stanowiący dla niej jedynie język wojny i okupanta (…), a każdy Niemiec powyżej osiemdziesiątki był [dla niej] potencjalnym mordercą. Początkowo kobieta nie chciała brać udziału w przedsięwzięciu Uwe, bojąc się, że konfrontacja z przeszłością okaże się dla niej zbyt bolesna. Miała mężowi nawet za złe, że szperał w przeszłości jej rodziny, otwierając puszkę Pandory i dręcząc jej członków. Co ciekawe, z czasem niektórzy ze strony Gabi dziękowali Uwe za zainteresowanie historią ich przodka, bo dzięki temu poczuli, że Niemiec zdjął z nich wielki ciężar oraz że otrzymali swego bliskiego niejako z powrotem. Gabi i jej kuzynka do tej pory nie mogą oglądać żadnych filmów o obozach koncentracyjnych, bo za bardzo je to dotyka. I obydwie mają podobne lęki - że w każdej chwili może wybuchnąć wojna i trzeba będzie uciekać. To poczucie siedzenia na spakowanych walizkach, zawsze w gotowości do ucieczki lub ukrycia się towarzyszy im przez cały czas. Obie też nie chcą mieć dzieci. Co takiego zrobiły im ich matki? Właściwie nic, tyle że to one opiekowały się matkami, były przy nich niczym matki własnych matek, a ich dzieciństwo naznaczone było koszmarem wspomnień i przejmującym strachem. Po powrotach do miejsc związanych z dziadkiem, w których żył, pracował (m.in. w Werchowynie nad Czeremoszem, obecnie na Ukrainie) i konał, Gabi doszła do wniosku, że Auschwitz jest nauczycielem. Auschwitz to nauka o nas. O tym, jacy jesteśmy my, ludzie i warto powiedzieć o tym młodemu pokoleniu.
Jesteśmy z Uwe razem od sześciu lat. Od czterech lat otwieramy zabliźnione rany, w nas i naszych rodzinach. Dziś już wiem, że dzięki tej przeszłości pracujemy nad sobą, nad tkwiącymi w nas przesądami, blokadami i zmorami, mówi Gabi. Jeśli ktoś myśli, że książka „Gabi i Uwe. Mój dziadek zginął w Auschwitz, a mój był esesmanem”, to słodka historia o Polce i Niemcu, którzy zdecydowali się na małżeństwo, mając za sobą całkowicie odmienne rodzinne doświadczenia, to jest w błędzie. Ta sympatyczna para spoglądająca na nas z okładki książki nie stanowi pary głównych bohaterów! Do protagonistów należą dziadkowie Gabi i Uwe, ich skomplikowane historie, trudne decyzje, koleje losów, itp. To jest prawdziwa literatura faktu, świetnie opracowana publikacja, pełna odniesień do pism, dokumentów, listów, notatek, zdjęć, wspomnień i wrażeń ze spotkań z żyjącymi jeszcze świadkami z Polski, Niemiec, Ukrainy, Francji i Izraela, którzy opowiadając o losach ofiar i ich oprawców, sami przeżywają katharsis. Gabi i Uwe podjęli ten trud, by ocalić od zapomnienia CZŁOWIEKA, by nadać tragicznej historii twarze, by coś podobnego nigdy więcej się nie powtórzyło. Gabriela i ja, nasze obie rodziny, są symbolem pokojowego współistnienia. Nie jest się odpowiedzialnym za to, co przeszłe, ale za to, co przyszłe, wyznaje Uwe, a my dzięki jego rzetelnej pracy pojmujemy, że traumy naprawdę nie ulegają przedawnieniu oraz że Helmut Schmidt twierdząc, iż zamiast o teraźniejszości przeszłości, należy mówić o przyszłości przeszłości, miał rację. Bo kiedy sprawcy milczą, mówią wnuki, które uczą, jak żyć w świecie po Auschwitz, bo o tym, jak umierać zdążyli się już dowiedzieć.
Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: Przyszłość przeszłości
Uwe von Seltmann należy do trzeciego pokolenia po II wojnie światowej, tak więc ma ten 'konieczny dystans', który pozwala mu przekopywać się przez przeszłość własnego dziadka, Lothara von Seltmanna. Jego ojciec nigdy nie opowiadał o nim, a Uwe nie miał szansy poznać dziadka, bo ten jako 28-latek zginął podczas wojny w okolicach Wrocławia. W rodzinie von Seltmannów panowała zasada, że o dziadku się nie mówiło. Panował w niej swoisty strach przed złamaniem tabu, otwarciem nowych ran. Ran, bo dziadek Uwe był zdeklarowanym esesmanem, zagorzałym zwolennikiem Hitlera, docenianym przez swych zwierzchników za sumienną pracę na rzecz Trzeciej Rzeszy, którego pogmatwana przeszłość nie była powodem do dumy dla członków rodziny. Niektórzy z nich uznawali fakt, że Uwe chce się zająć tą historią za świetny pomysł, inni twierdzili, że nie pomogą mu, bo nie mają żądnych wspomnień o dziadku-naziście, a jeszcze inni byli nastawieni do tego pomysłu bardzo sceptycznie. Aby poznać prawdę o Lotharze Uwe przemierzył ponad 3 tysiące kilometrów, do tego doszły: bezsenne noce, koszmary i różnego rodzaju psychosomatyczne dolegliwości, [które] pozostawiły po sobie ślad (…), a także niezrozumienie i brak zainteresowania, z jakim się spotykał[…], słowa i spojrzenia, które m[u] sygnalizowały, że znajdował[…] się na drodze do nikąd. Wciąż zadawał sobie pytanie, po co to robi: by pokazać, że on, w przeciwieństwie do dziadka, jest dobrym człowiekiem? By odwrócić uwagę od własnych ciemnych stron? Żeby odkupić winy seniora rodu? Zauważając wiele podobieństw do swojego dziadka, Uwe zastanawiał się, jak on zachowałby się podczas II wojny światowej, po której ze stron opowiedziałby się i czym kierował się Lothar służąc zbrodniczej ideologii (Chcę uważać, aby nie pójść w twoje ślady. Ale chcę też zrozumieć, dlaczego stanąłeś po stronie zbrodniarzy). Czytelnik towarzyszy Uwe w odkrywaniu kart historii jego dziadka i dokładnie odszyfrowuje uczucia, które mu towarzyszą: radość, gdy sąsiadka dziadków mówi, że byli dobrymi ludźmi; nadzieję, gdy istnieje szansa, że dziadek nie miał krwi na rękach, że był ‘jedynie’ człowiekiem zza biurka; niepokój, gdy są podejrzenia, że dziadek tłumił powstanie w getcie warszawskim czy niedowierzanie, bo jak człowiek, który na zdjęciach wygląda na tak miłego, jest w stanie zamordować kogokolwiek? …
Także w rodzinie Gabi nie rozmawiało się na temat dziadka, Michała Pazdanowskiego, który został zamordowany przez hitlerowców. Wszyscy wiedzieli, gdzie zginął i domyślali się, jakie piekło musiał przejść przed śmiercią. Toteż Gabriela zawsze czuła się nieswojo, kiedy słyszała język niemiecki, stanowiący dla niej jedynie język wojny i okupanta (…), a każdy Niemiec powyżej osiemdziesiątki był [dla niej] potencjalnym mordercą. Początkowo kobieta nie chciała brać udziału w przedsięwzięciu Uwe, bojąc się, że konfrontacja z przeszłością okaże się dla niej zbyt bolesna. Miała mężowi nawet za złe, że szperał w przeszłości jej rodziny, otwierając puszkę Pandory i dręcząc jej członków. Co ciekawe, z czasem niektórzy ze strony Gabi dziękowali Uwe za zainteresowanie historią ich przodka, bo dzięki temu poczuli, że Niemiec zdjął z nich wielki ciężar oraz że otrzymali swego bliskiego niejako z powrotem. Gabi i jej kuzynka do tej pory nie mogą oglądać żadnych filmów o obozach koncentracyjnych, bo za bardzo je to dotyka. I obydwie mają podobne lęki - że w każdej chwili może wybuchnąć wojna i trzeba będzie uciekać. To poczucie siedzenia na spakowanych walizkach, zawsze w gotowości do ucieczki lub ukrycia się towarzyszy im przez cały czas. Obie też nie chcą mieć dzieci. Co takiego zrobiły im ich matki? Właściwie nic, tyle że to one opiekowały się matkami, były przy nich niczym matki własnych matek, a ich dzieciństwo naznaczone było koszmarem wspomnień i przejmującym strachem. Po powrotach do miejsc związanych z dziadkiem, w których żył, pracował (m.in. w Werchowynie nad Czeremoszem, obecnie na Ukrainie) i konał, Gabi doszła do wniosku, że Auschwitz jest nauczycielem. Auschwitz to nauka o nas. O tym, jacy jesteśmy my, ludzie i warto powiedzieć o tym młodemu pokoleniu.
Jesteśmy z Uwe razem od sześciu lat. Od czterech lat otwieramy zabliźnione rany, w nas i naszych rodzinach. Dziś już wiem, że dzięki tej przeszłości pracujemy nad sobą, nad tkwiącymi w nas przesądami, blokadami i zmorami, mówi Gabi. Jeśli ktoś myśli, że książka „Gabi i Uwe. Mój dziadek zginął w Auschwitz, a mój był esesmanem”, to słodka historia o Polce i Niemcu, którzy zdecydowali się na małżeństwo, mając za sobą całkowicie odmienne rodzinne doświadczenia, to jest w błędzie. Ta sympatyczna para spoglądająca na nas z okładki książki nie stanowi pary głównych bohaterów! Do protagonistów należą dziadkowie Gabi i Uwe, ich skomplikowane historie, trudne decyzje, koleje losów, itp. To jest prawdziwa literatura faktu, świetnie opracowana publikacja, pełna odniesień do pism, dokumentów, listów, notatek, zdjęć, wspomnień i wrażeń ze spotkań z żyjącymi jeszcze świadkami z Polski, Niemiec, Ukrainy, Francji i Izraela, którzy opowiadając o losach ofiar i ich oprawców, sami przeżywają katharsis. Gabi i Uwe podjęli ten trud, by ocalić od zapomnienia CZŁOWIEKA, by nadać tragicznej historii twarze, by coś podobnego nigdy więcej się nie powtórzyło. Gabriela i ja, nasze obie rodziny, są symbolem pokojowego współistnienia. Nie jest się odpowiedzialnym za to, co przeszłe, ale za to, co przyszłe, wyznaje Uwe, a my dzięki jego rzetelnej pracy pojmujemy, że traumy naprawdę nie ulegają przedawnieniu oraz że Helmut Schmidt twierdząc, iż zamiast o teraźniejszości przeszłości, należy mówić o przyszłości przeszłości, miał rację. Bo kiedy sprawcy milczą, mówią wnuki, które uczą, jak żyć w świecie po Auschwitz, bo o tym, jak umierać zdążyli się już dowiedzieć.
Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: Przyszłość przeszłości
Znakomita pozycja książkowa i świetna recenzja.
OdpowiedzUsuńDobrze, że takie książki powstają przypominając o tym co było bez politycznej poprawności, która wdziera się również w historie narodów. Bo wybaczyć to nie znaczy zapomnieć, pozbawić naród pamięci.)
Zgadzam się w pełni. Ta polityczna poprawność nie zawsze się sprawdza. Książka jest naprawdę dobra, pokazuje jak wygląda życie ponad podziałami i ile można uzyskać żyjąc w prawdzie. Czasem nawet tej najbardziej niewygodnej...
UsuńNiesamowita książka. Jestem pełna podziwu, że Gabi i Uwe podjęli się tego zadania, a co najważniejsze, że je ukończyli. To z pewnością bardzo mądra książka, na pewno ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńNiesamowite jest też to, że poznali się na krakowskim Kazimierzu, że mieli odwagę być razem, że nie bali się 'grzebać' w przerażającej przeszłości...
UsuńŚwietna recenzja! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że o niej napisałaś. Wcześniej o niej nie słyszałam, ale muszę to jak najszybciej zmienić ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Też żałuję, że tak mało promowana była ta książka, bo naprawdę warto ją przeczytać.
Usuńjuż ją wypatrzyłam w zalewie tytułów, bardzo ciekawy temat i połączenie, jak przeczytam będę mogła coś więcej powiedzieć, bardzo na to się cieszę
OdpowiedzUsuńI ja czekam na Twoje wrażenia :)
Usuń