piątek, 12 sierpnia 2011

Drugi rodzaj ciszy - Eileen Goudge

Książka Eileen Goudge "Drugi rodzaj ciszy" rozpoczyna się bezpośrednim zwrotem do czytelnika w ramach podziękowań za życzliwe słowa (lubię takie zwroty, a Wy?), a nastepnie pojawia się sentencja Henry'ego Wadswortha Longfellowa, króla poezji amerykańskiej i prekursora nowoczesnej filologii:
Są trzy rodzaje ciszy:
Pierwszy to mowa,
Drugi - pożądanie,
Trzeci - myślenie...


Z cytatu tego wynika, że ta powieść będzie zatem o pożądaniu. I tak jest po trosze, ale nie tylko namiętności w niej rządzą. Znajdziecie tu także miłość, a nawet jej brak, nienawiść, a nawet morderstwo, skrywaną przez lata tajemnicę, a także kłopoty dnia codziennego przeciętnej rodziny i zarys relacji między pokoleniami... Interesująca mieszanka, prawda?
O czym zatem jest "Drugi rodzaj ciszy", który nie ukrywam, tym dziwnym tytułem nie porwał mnie, choć powinien, bo jego autorka, to twórczyni wielu amerykańskich bestsellerów. Czyżbym znowu nie poznała się na jakimś wybitnym dziele?

Kiedy poznajemy Mary Jeffers, ma ona zaledwie 17 lat i właśnie została matką. Jej życie zostaje wywrócone do góry nogami, bo na świat przychodzi dziecko, wymagające nieustannej opieki, a rodzice jej nie wspierają, podobnie jak teściowie. Jak więc ona sama, będąca wciąż jeszcze dzieckiem, ma stać się dla swojej córki Noelle wzorem i autorytetem? Trudne to zadanie, przyznacie, zwłaszcza kiedy mieszka się w kiepskich warunkach lokalowych i pieniędzy nie starcza właściwie na nic. Gdy dziewczynka dostaje gorączki, Mary postanawia schować dumę do kieszeni i błagać Doris, własną matkę (notabene pielęgniarkę) o pomoc. Tym razem ją otrzymuje, czym jest niewątpliwie tak zaskoczona, że decyduje się opuścić swego kochanego męża Charliego i zostać w pięknym i ciepłym domu rodziców razem z dzieckiem. I tu wątek Mary się urywa, by zrobić miejsce Noelle, która popada w jeszcze większe tarapaty...

Noelle to żona majętnego, przystojnego, lecz dużo starszego od niej Roberta van Dorena, niegdyś jej własnego szefa. To mężczyzna z wyższych sfer, powszechnie szanowany obywatel ich małego miasteczka, przed którym ludzie czują respekt. Historia tego ośmioletniego związku, to niemalże bajka o Kopciuszku, której finał niestety nie jest różowy i zdecydowanie się od niej różni. Okazuje się bowiem, że kiedy Noelle, niepijąca od 6 lat alkoholiczka, dotąd bierna i cicha niczym mysz kościelna, bierze sprawy w swoje ręce i domaga się rozwodu, powoduje wściekłość u Roberta i wyzwala w nim najgorsze żądze. Obserwujemy u niego iście diabelską przemianę, wywołującą u czytelnika odrazę i niechęć. Kobieta nie chcąc dłużej tkwić w związku, który nie przynosi jej szczęścia i mając dość zdrad Roberta, żąda rozwodu, co zdecydowanie nie podoba się van Dorenowi. Ten nie zamierza pójść na ugodę i robi wszystko, by pozbawić Noelle najważniejszej dla niej osoby - własnej córki Emmy, będącej oczkiem w głowie mamusi. Uknuta misternie przez Roberta intryga (alkoholiczka nie jest w stanie sprawować odpowiedniej opieki nad dzieckiem! To przecież każdy z nas wie doskonale), wciągnięcie w nią mieszkańców małego miasteczka (jakim jest Burns Lake w Kanadzie) poprzez zastraszenie i wybielenie własnej osoby, skutkuje odebraniem matce dziecka i wprowadzeniem zakazu zbliżania się na 30 metrów do domu i biura van Dorena. Noelle pogrążona w rozpaczy wszelkimi sposobami próbuje odzyskać małą, po drodze poznając nieznane jej dotychczas fakty z życia swojego męża. Rozwikłać zagadkę pomagają jej rozwiedzeni przed laty rodzice - realizująca się zawodowo w Nowym Yorku Mary i owdowiały Charlie razem z córką z drugiego małżeństwa - Bronwyn. Jak trudno przekonać ludzi, że osoba o tak nieposzlakowanej opinii jaką jest Robert, jest zwykłym  przestępcą, dla którego nie ma żadnych świętości i uczuć, zaś alkoholiczka, która wydaje się powróciła do nałogu jest odpowiednią kandydatką na matkę, można się tylko domyślać. Nieszczęście, jakie dotyka Noelle, sprawia, że rodzice coraz bardziej lgną do siebie (po raz kolejny okazuje się, że stara miłość nie rdzewieje), a ona sama zaczyna nawiązywać z matka, która do tej pory wychowanie dziecka zrzuciła na barki Doris, rzeczywiste relacje. Uzyskuje także prawdziwe męskie wsparcie od lekarza babci, niejakiego Hanka, rozwodnika, z którym będzie jej coraz częściej po drodze i dzięki któremu odkryje w sobie olbrzymie pokłady sił i energii, zdolnej góry przenosić. Żeby nie było zbyt nudno, w historii tej pojawi się także wątek kryminalny (obawiam sie jednak, ze fani Coebna i spółki będą zawiedzeni). Charlie jako właściciel gazety i wzorowy dziennikarz będzie uparcie (niezważając nawet na groźby i razy) tropił Roberta i jego rodzinę, szukając niewłaściwych związków ze światem biznesu i prawa. Rozwikłana zostanie dzięki temu zagadka przedwczesnej śmierci brata Roberta, Bucka, i Corinne, przyjaciółki Mary i dziewczyny Roberta z lat młodzieńczych. Na koniec Eileen Goudge postarała się dla swoich wiernych czytelników o (niestety) przewidywalne rozwiązanie...

A teraz czas na fakty i moją subiektywną opinię. Przede wszystkim książkę czytałam bardzo długo, choć zależało mi, by ją szybko skończyć, bo ciekawsze pozycje niecierpliwią się już w kolejce. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego szło mi tak opornie. Były takie momenty, w których dosłownie zasypiałam nad książką, a naprawdę rzadko mi się to zdarza. Na koniec, przy rozwikłaniu zagadki, tempo akcji trochę się poprawiło, ale moja końcowa ocena jest niestety niska, bo tą lekturą się umęczyłam...
Książka "Drugi rodzaj ciszy" była dla mnie przede wszystkim zbyt przewidywalna, a pojawiające się co jakiś czas przeciwności losu były moim zdaniem wynajdywane na siłę, by zwiększyć ilość stron i nie pozwolić czytelnikowi zbyt szybko rozstać się z lekturą (może to być moja nadinterpretacja). Ciekawie zapowiadała się relacja matka-córka-babcia, ale Goudge zarysowała tylko ten temat delikatnie, wnioski zrzucając na barki czytelnika. Poświęciła za to swoją uwagę rozgrywce o dziecko, która została ostatecznie i tak przesłonięta nieczystymi interesami rodziny van Dorenów. Całość wypadła w moich oczach blado :( Odniosłam wrażenie, że "Drugi rodzaj ciszy", to przeciętne czytadło, dobre np. na wakacje, przy którym nie trzeba się przemęczać, ot, byle tylko coś poczytać. Ja niestety tego typu książek nie lubię i więcej do Eileen Goudge nie powrócę.
Ocena 2/5

Cytaty. Tym razem dwa, ale krótkie:
- "Zawsze jest dobra pora na spotkanie odpowiedniego człowieka" (str. 268)
- "Póki żyjemy, wszystko może się zmienić" (str. 273)  

6 komentarzy :

  1. Niestety nie sięgnę po nią. To, co najbardziej razi mnie w powieściach to przewidywalność, a z tego, co napisałaś wygląda na to, że jest ona obecna w "Drugim rodzaju ciszy".

    Pozdrawiam,
    Darcy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajna recenzja, ale ja po książkę też nie sięgnę!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nie dla mnie, tym razem sobie odpuszczę:)

    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś szczególnie mnie do niej nie ciągnie, ale nie mówię nie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzeczywiście ta fabuła jakoś nie porywająca, taka mnogość wątków na pewno tworzy niezły chaos w powieści. Chyba będę unikać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż odpowiem Wam wszystkim jednym zdaniem - macie rację :) widzę, że skutecznie Was zniechęciłam od pani Eileen Goudge (no może poza toska82). Ciekawa jestem, czy inne jej powieści też są takiej jakości, czy autorka się "wyrobiła"?

    OdpowiedzUsuń