niedziela, 24 lipca 2011

"Ta, którą nigdy nie byłam" Majgull Axelsson

"Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt. Bo tego nie wiesz nawet sama ty", te słowa z przepięknej piosenki śpiewanej przez Bogusława Meca, pasują mi idealnie do książki Majgull Axelsson "Ta, którą nigdy nie byłam". Axelsson to autorka, którą niezwykle cenię, i której książki wręcz uwielbiam, bo zawsze w ich centrum stoją kobiety i ważne dla nich problemy. Nie inaczej jest też w tym wypadku, tyle że trudno powiedzieć, kto jest główną bohaterką wspomnianej książki, gdyż autorka przedstawia nam losy MaryMarie, kobiety, która moim zdaniem cierpi na rozdwojenie jaźni i nieustannie poszukuje swojej tożsamości, a wraz z nią podążamy także i my, czytelnicy.

Marymarie Sundie to dojrzała kobieta, pani minister, mężatka, którą poznajemy cierpiącą przy łóżku męża Sverkera, po tym jak został on wyrzucony przez okno przez nieletnią prostytutkę. Jest to kobieta, która od dziecka nie zaznała szczęścia, której rodzice nie byli w stanie zapewnić poczucia bezpieczeństwa ani odrobiny miłości (matka, była więźniarka Auschwitz była chora psychicznie; ojciec, właściciel pralni, nie stworzył nawet namiastki prawdziwego domu), jej małżeństwo zaś okazało się farsą, unieszczęśliwiło ją dodatkowo i wpędziło w depresję. Upokorzona przez męża kolejnymi zdradami, udręczona kolejnymi poronieniami, MaryMarie zaczyna wnikać wgłąb siebie, myśli, analizuje i w swoich przemyśleniach natrafia na jakiś wewnętrzny głos (Marie? Mary?), który chce zawsze inaczej niż ona sama. Czym to skutkuje? Możliwymi dwoma scenariuszami, których finał zawsze jest niezadowalający, bo może gdyby wybrała inaczej, byłoby lepiej... W jej ciele mieszkają bowiem dwie postaci, z których ta druga jawi się niczym siostra bliźniaczka. Efekt jest taki, że pod koniec tej historii słyszmy takie oto zdanie: "Wstydzę się, bo mam dwie twarze i prez całe życie prowadziłam z ludźmi rozmowy, ale nigdy nie nauczyłam się mówić". (s. 403) Jakże to bliskie naszej ludzkiej naturze!
Nie chcę się tutaj rozpisywać, przedstawiając koleje losu Mary czy też Marie, bo nie ma to większego sensu, a nie chcę by ta recenzja została oznaczona jako spoiler. Najciekawszy efekt można uzyskać czytając poszczególne sceny, analizując je i znajdując w nich siłę przeznaczenia (a może jedynie ślepego losu?), kierujacą naszym życiem oraz wyłapując błędy popełnione z ludzkiej ułomności.

"Ta, którą nigdy nie byłam" to bez wątpienia powieść, którą nie sposób przeczytać w autobusie czy poczekalni u lekarza. Axelsson postarała się bowiem, żeby za łatwo nie było: mamy okazję przemieszczać się z Marymarie w czasie i przestrzeni, co wymaga od czytelnika nieustannej koncentracji oraz uwagi i sprawia, że jesteśmy zmuszeni być blisko, nawet czasami za blisko, bo stopień zbliżenia do głównej bohaterki wyczerpuje, wysysa siły witalne. Jest dla mnie zagadką, jak Majgull Axelsson to robi, że mimo tych oczywistych trudności nie odłożyłam tej książki na lepsze czasy, ale chcę czytać jej więcej (dwie kolejne powieści już czekają na mojej półce - hurra!). Pomimo, iż porusza ona niezwykle ważkie tematy, przedstawiając je może zbyt schematycznie (relacje niedojrzali rodzice - skrzywdzone dziecko, niewierny mąż - zdradzana żona, wpływ nieszczęśliwego dzieciństwa na życie dojrzałego człowieka, to przecież motywy częste w literaturze), ale w inny sposób, niekonwencjonalny, taki, iż czuć w nim powiew szwedzkiego wiatru, jakąś innowację, oryginalność, zagadkowość i niekwestionowaną wrażliwość na krzywdę ludzką. Jest to pisarka, która nie podaje czytelnikowi pod nos gotowego rozwiązania, ale liczy na jego pomysłowość, chce go wciągnąć w akcję i pozwala mu kreować jej zakończenie w sposób, jaki mu się żywnie podoba. Nie ocenia, nie wydaje wyroków, ale odważnie nazywa rzeczy po imieniu, krytykując handel ludźmi, prostytucję nieletnich czy zakłamanie polityków. To z pewnością proza na światowym poziomie, dotykająca kobiecej  problematyki, niezależnie od szerokości geograficznej, koloru skóry czy wyznania, dlatego polecam Majgull Axelsson każdemu, a zwłaszcza przedstawicielkom płci pięknej.

Na koniec piękny cytat prosto z serca powieści, niezwykle kobiecy, filozoficzny wręcz: "Ponieważ ten, kto nie zna siebie, musi mieć kogoś. Jakkolwiek by mu z nim nie było" (s.292), niby banalne, a jakie odkrywcze! Cała Majgull Axelsson...
  

6 komentarzy :

  1. Niesamowicie podobała mi się ta powieść, niektóre fragmenty aż zakreślałam ołówkiem..to jak opisywała swoich rodziców, gdy machali jej z samochodu tak jakby żegnali się z życiem- pewne książki pamięta się, lub fragmenty długo, długo..Świetna książka, wspaniała pisarka. Przeczytałam wszystko oprócz najnowszej, czeka już na półce. pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od dawna ostrzę sobie zęby na tę książkę... Twoja recenzja przypomniała mi, dlaczego:)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, już parę lat, tak jak Isadora, ostrzę sobie zęby na tę pozycję. Słyszałam wiele dobrego o książkach Axellson./Ramona

    OdpowiedzUsuń
  4. Narobiłaś mi takiego smaka na książkę,że normalnie nie wytrzymam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Książki Axelsson polecam wszystkim gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  6. Na szczęście ta książka jest jeszcze przede mną. Cieszy mnie ten fakt niezmiernie. Axelsson znam dwie książki. Zaczęłam od świeżej "Lód, woda, woda i lód", a potem trafiłam na "Dom Augusty", która to książka powaliła mnie na kolana! Aż mnie mrozi kiedy sobie pomyślę, że w końcu przeczytam jej wszystkie powieści i trzeba będzie czekać na następne. Dlatego się nie spieszę:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń