czwartek, 28 lipca 2011

Marina - Carlos Ruiz Zafón

Przyznaję się od razu - jak widzę książkę Zafóna, to głupieję. Po prostu każda mi się podoba, choć dostrzegam ich "niedociągnięcia": są pisane schematycznie, często przewidywalnie, właściwie można by rzec "na jedną modłę". Jestem ich świadoma, ale nic sobie z tego nie robię, bo uwielbiam zaszyć się w domu i pozwolić zawładnąć sobą Barcelonie i jej magicznemu klimatowi wytworzonemu przez tego hiszpańskojęzycznego autora.

"Marina" to, jak dowiadujemy się na wstępie książki, ulubiona i najbardziej osobista książka Zafóna, w której zostawił cząstkę samego siebie. Po licznych problemach z edycjami (książka ukazywała się w innych wersjach niż sobie tego życzył autor) udało się wreszcie opublikować taką, która zadowoliła pisarza. O czym jest więc ta bliska jego sercu historia osadzona w latach osiemdziesiątych XX wieku?

Oscar Drai to piętnastoletni chłopiec, wychowanek internatu prowadzonego przez surowych zakonników. Pewnego dnia trafia przez przypadek do domu Mariny i Germana, urodziwej córki i jak dowiadujemy się od niej samej schorowanego ojca, ogólnie wyjątkowo sympatycznej rodziny, z którą związuje się bardziej niż ze swymi bliskimi z krwi i kości. Samotny Oscar znajduje w tej pięknej dziewczynie nie tylko swoją wierną przyjaciółkę ale i ukochaną, z którą zawędruje na mroczny cmentarz, gdzie spotkają tajemniczą damę w czerni, dalej natrafią na opuszczoną oranżerię, gdzie pojawi się całe mnóstwo postaci i (o zgrozo!) przerażających trupich marionetek, by ostatecznie obcować ze zjawą wydzielającą trudny do zniesienia odór i doświadczyć śmiertelnej choroby i niemalże wszechobecnej śmierci. Wydawać by się mogło, że to historia jakich wiele na rynku, ale jest coś, co sprawia, że to właśnie książki tego pisarza stają sie bestellerami. Co to takiego? 

Po pierwsze - język. Zafón jest mistrzem słowa pisanego! Sposób, w jaki rozpoczyna swoje książki zasługuje moim skromnym zdaniem na Literacką Nagrodę Nobla. Nie znam drugiego takiego pisarza, który już pierwsza linijką jest w stanie pozyskać moje zainteresowanie i sprawić, by to właśnie jego dzieło trafiło w moje ręce, do mojego koszyka i ostatecznie na moją półkę. Nie inaczej jest w tym wypadku: "Marina powiedziała mi kiedyś, że wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło". Prawda, że piękne? A jakie intrygujące!

Po drugie - klimat Barcelony oddany jak zawsze perfekcyjnie. Genialne opisy np. cmentarza, w których czuje się przygnębiającą atmosferę, chłód nocy, zimno bijące od starych, zapomnianych nagrobków, swoisty zapach błota, itd. Miasto jest opisane z rozmachem, pełne liryzmu, magnetyzmu. Pełno w nim krętych, zapomnianych uliczek, podrzędnych barów, podupadłych pałacy, ruin, które osadzają Barcelonę w niepokojącym, tajemniczym klimacie rodem z XIX-wiecznych powieści grozy. Nie brak tu jednakże romantycznych elementów, które odciągają naszą uwagę choć na chwilę od mrożącej krew w żyłach fabuły. Zafón posiada niespotykaną wręcz zdolność malowania słowem, urzeczywistniania swych opisów. Jest dla mnie przewodnikiem, który opowiada tak ciekawie, że przemierzając z nim czas i przestrzeń nie sposób się nudzić :)

Po trzecie - mnogość wątków i postaci - doskonale przedstawionych, perfekcyjne nakreślonych, interesujących, mających za sobą jakąś historię. Takich, które chciałoby się dotknąć, zagadnąć, które zdają się istnieć naprawdę. Spotkamy tu delikatną niczym nasza Zosia z "Pana Tadeusza" Marinę opisaną sugestywnie, delikatnie, wręcz z pietyzmem. Jej postać jawi się niczym anioł zesłany z samych niebios, by nieść ukojenie staremu ojcu i pałającemu chęcią rozwikłania zagadki Oscarowi. Mamy też opętanego szaleńczą wizją utrzymania przy życiu śmiertelnego człowieka, Michała Kolvenika, którego eksperymenty przywodzą na myśl Frankensteina i jego kochającą żonę Evę Irinovą, aktorkę. 

Po czwarte - miłość, przyjaźń, napięcie, wartka akcja i smutne zakończenie. W "Marinie" dużo się dzieje, a jej autor wie doskonale jakie tricki zastosować, by tę powieść połknąć w tempie błyskwicznym i rozbudzić nasze czytelnicze apetyty.

Podsumowując - "Marina" stanowi według mnie swoistą literacką rozgrzewkę pisarza przed "Cieniem wiatru", w którym objawił on szczytową formę własnego talentu. Jest ona jednakże pozycją godną polecenia i warto się z nią zapoznać. Polecam!

Ps Na koniec cytat (będę chyba od teraz zawsze wybierać z każdej książki jakiś jeden wart zapamiętania, aż utworzą mój własny zbiorek z cytatami): "Kto nie wie, dokąd zmierza, nigdy nigdzie nie dojdzie" (str. 149)

5 komentarzy :

  1. Zastanawiałam się nad tym autorem już od jakiegoś czasu,mam 2 pozycje jego na swojej liście teraz znalazła się i 3 :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, książka od dłuższego czasu czeka na półce, nie mogę się wprost doczekać, kiedy się za nią zabiorę:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zafonowi trudno się oprzeć, oczarował nas i wciąż chcemy więcej:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Zafona !!!! Tej jeszcze nie czytałam, ale na pewno nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Słyszałam dużo o tym autorze, lecz jeszcze nie miałam przyjemności czytać żadnego jego dzieła.

    Pozdrawiam,
    Darcy.

    OdpowiedzUsuń