W.G. Sebald to jeden z najważniejszych i najwybitniejszych pisarzy niemieckich XX wieku i jak mówiono – niemal pewny kandydat do Nobla. Niestety, nigdy go nie otrzymał. W 2001 roku zmarł w wyniku obrażeń, jakich doznał w wypadku samochodowym. Jego utwory zostały brawurowo przetłumaczone na nasz rodzimy język przez Małgorzatę Łukasiewicz, bo jego twórczość ma u nas wielu zagorzałych fanów. Zalicza się do nich również Julia Hartwig, która zanotowała w swoim „Dzienniku”: Sebald jest wielkim pisarzem, umie wypowiedzieć niewypowiedziane, zdobył mnie i coś we mnie odmienił, coś, z czym nie chciałabym się rozstać. To ‘coś’ ma w sobie bez wątpienia również „Campo Santo”, ostatnia publikacja tegoż prozaika, która ukazała się już po jego tragicznej śmierci. Autor daje się w niej poznać jako historyk i krytyk literatury oraz jako (nie)zwykły czytelnik. Zawarte w tej książce teksty to m.in.: cztery fragmenty prozy stanowiące niedokończoną książkę o Korsyce (nazywane 'projektem korsykańskim'), eseje i przemówienia. Odzwierciedlają one erudycję Sebalda, jego wielką wrażliwością i uwagę, jaką poświęcał badanemu tematowi. Był człowiekiem niezwykle oddanym zagadnieniom takim jak: śmierć, zniszczenie, pamięć oraz sztuka, literatura i natura. I one wszystkie znajdują swoje odbicie w „Campo santo”. W pierwszej części tej publikacji autor niezachwianie szukał związków przeszłości z teraźniejszością, a także przedstawił korsykańskie impresje. W drugiej części rozprawił się z niemiecką literaturą powojenną, a uczynił to w tekstach krytyczno-eseistycznych na podstawie twórczości i losów konkretnych twórców. Wśród nich znajdziemy: Kafkę, Handkego, Hildesheimera, Grassa oraz Weissa.
Sebald spędził na Korsyce dwa tygodnie, swoje wrażenia zamierzał udokumentować książką. Niestety, przerwał nad nią pracę i już nie zdążył do niej wrócić. Z jego zamysłów zostały jedynie cztery teksty, w których relacjonował, gdzie był i co przeżył. Jawi się w nich jako drobiazgowy odkrywca historii i obyczajów wyspy. Pierwszy z nich to „Mała wycieczka do Ajaccio” - jest to miejsce urodzenia Napoleona, obecnie znajduje się tam również jego muzeum. Tytułowe „Campo Santo” to krótkie ‘sprawozdanie’ z pobytu na niewielkim cmentarzu w Pianie, gdzie pełno jest zapomnianych, zarośniętych mogił (włoskie ‘camposanto’, to dosłownie ‘święte pole, oznaczające cmentarz). Autor początkowo dokonywał przeglądu nazwisk zmarłych, stopniowo zwracając uwagę czytelnika na korsykańskie zwyczaje pogrzebowe, a ostatecznie rozważając kluczowe dla siebie kwestie - przemijanie, tożsamość i pamięć. Przenikliwie pisał o świecie, w którym żył i tym, który miał nadejść. W tym przyszłym pamięć nie miała znaczenia – w przeludnionych metropoliach miał żyć anonimowy, łatwy do zastąpienia człowiek, który prawdopodobnie kiedyś rozpłynie się w świecie wirtualnym. A w pozbawionej pamięci teraźniejszości i w obliczu nieuchwytnej już dla jednostkowego rozumu przyszłości na koniec będziemy porzucali życie, nie czując potrzeby, by dano nam przynajmniej chwilę jeszcze pozostać albo przy okazji powrócić, tak skończył swój tekst, czym idealnie wpasował się w drugą części książki zawierającą eseje, ułożone chronologicznie według dat ich powstawania.
W tekście „Między historią a historią naturalną” na przykładzie tekstów Hansa Ericha Nossacka i Hermanna Kasacka pisarz zastanawiał się, dlaczego zniszczenie niemieckich miast w trakcie alianckich nalotów pod koniec II wojny światowej nie stało się tematem powojennej literatury niemieckiej, czemu nie przerobiła ona w dostatecznym stopniu doświadczeń z tym związanych. To rzeczywiście zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, iż można by przecież zakładać, że systematycznie przez parę lat prowadzone naloty, od których bezpośrednio ucierpiała znaczna część ludności niemieckiej, jak również uwarunkowana destrukcją radykalna zmiana form życia społecznego wręcz musiały prowokować do napisania czegoś o takim doświadczeniu. Problem niemieckiej literatury nie kończy się jednak na tym. Sebald usiłował wytłumaczyć kolejną kłopotliwą kwestię - ‘niezdolność do żałoby’ na przykładzie eseju pt. „Konstrukcje żałoby”. To zjawisko ukazujące uderzając[ą] nieczułość w odpowiedzi na stosy trupów w obozach koncentracyjnych, nieznany los wziętych w niewolę oddziałów niemieckich, doniesienia o wymordowaniu milionów Żydów, Polaków, Rosjan, o mordowaniu politycznych przeciwników z własnych szeregów. Ów deficyt spowodował deformacje nowego społeczeństwa, które dopiero dziś, po wielu latach wychodzą na jaw. Literatura powstała po dziesięciu-dwunastu latach od reformy walutowej ignorowała kontekst zbiorowej winy oraz konieczność opisania nieszczęść spowodowanych przez Niemcy. Powieści lat pięćdziesiątych nie zajmowały się krzywdami, jakie ów nacja wyrządziła innym narodom, a jedynie powściągliwie krytykowały nowe społeczeństwo, zamiast reprezentować jego sumienie. Alexander Mitscherlich, niemiecki lekarz, wykładowca uniwersytecki i pisarz, stwierdził w połowie lat sześćdziesiątych, iż w naszym kraju nadal utrzymuje się przepaść między literaturą a polityką (…) [D]otychczas żaden z naszych pisarzy nie zdołał jeszcze, jak się zdaje, swoimi utworami uzyskać poważniejszego wpływu na świadomość polityczną, na kulturę społeczną naszej Republiki Federalnej. Sebald uważał, że literatura wzbraniała się przed próbami zrozumienia tej ogromnej narodowej katastrofy, co bez wątpienia było dużym dużym błędem. Podobnie zresztą Heinrich Böll, który w „Frankfurter Vorlesungen” dodał, iż wina, skrucha, pokuta, zrozumienie nie stały się kategoriami społecznymi, a co dopiero politycznymi.
W „Skruszonym sercu” W.G. Sebald rozprawiał o pamięci i okrucieństwie w twórczości wielkiego moralisty, Petera Weissa. Pisał o jego dziełach plastycznych, w których mnożyły się obrazy najstraszliwszych występków, upadku cywilizacji, której ‘ukoronowaniem’ stało się najgorsze z możliwych barbarzyństwo. To właśnie Weiss w „Dochodzeniu” przypominał, że wszyscy znaliśmy społeczeństwo, z którego wyłonił się reżim zdolny tworzyć nowe obozy (…) Masowe mordy były przecież tylko skrajnym wariantem wyniszczenia przez pracę (…) perwersja faszystowskich obozów koncentracyjnych nie polegała na rodzaju i rozmiarach popełnianych tam zbrodni, ale przede wszystkim na tym, że pożytki ekonomiczne, jakie system czerpał z wykorzystywania ludzkiej miazgi (…) nawet w przybliżeniu nie usprawiedliwiały nakładu środków.
W „Próbie restytucji”, swoim programowym tekście, W.G. Sebald dał się poznać swoim odbiorcom bliżej. Wspominał własne dzieciństwo, manię krajoznawczą i grę „Kwartet Miast”, dzięki której nauczył się geografii. W talii Kwartetu Miast Niemcy były jeszcze niepodzielone, ale też niezniszczone, ponieważ te utrzymane w jednym, ciemnobrunatnym tonie wizerunki miast, które zaszczepiły mi ideę ponurej ojczyzny - te obrazki ukazywały niemieckie miasta bez wyjątku w postaci sprzed wojny (…). Autor zastanawiał się, jakie to niewidzialne relacje determinują nasze życie, którędy przebiegają nici i nieustannie nawiązywał do trudnej historii, do pamięci o tym, co choć wydarzyło się dawno, nadal istnieje w jego pamięci: Dlaczego, jadąc kolejką miejską do centrum, przy stacji Feuersee za każdym razem myślę, że nad nami wciąż jeszcze pali się i że od grozy ostatnich lat wojny żyjemy jak gdyby w podziemiu, choć przecież wszystko wokół tak pięknie odbudowaliśmy? Jest tu także wyraz wiary pisarza w literaturę i wielka chęć dotarcia do szczegółu, do konkretu, tak charakterystyczna dla tegoż prozaika.
Sebald w swoim przemówieniu z okazji przyjęcia go do Akademii Niemieckiej bezlitośnie demaskował program edukacji. Krytykował fakt, że ani w szkole ani na uniwersytecie nie dowiedział się niczego o najnowszej historii. Zamiast tego uczono go wypraw Aleksandra Wielkiego i Napoleona: Germanistyka w tych latach była nauką niemal z premedytacją dotkniętą ślepotą i jechała na bladym koniu, jak powiedziałby Hebel (…) Dopiero gdy w 1965 roku pojechałem do Szwajcarii, a rok później do Anglii, z odległości w mojej głowie zaczęły formować się myśli o ojczyźnie i te myśli w ciągu ponad trzydziestu lat, bo od tak dawna mieszkam za granicą, coraz bardziej się skomplikowały…
Sebald w swych tekstach wspominał również o „Kasparze” Handkego; o braku kompromisu Jean’a Améry’ego; o antropomorficznych wizerunkach zwierząt w wierszach Ernesta Herbecka’; o Nabokovie i jego najbardziej znanej pasji – lepidopterologii. Przywoływał Bruce’a Chatwina oraz Kafkę, którego wiązał z kinem. W jakiś niezwykły sposób zmyślnie wybierani przez tego niemieckiego pisarza autorzy tekstów, stają się tu bohaterami tychże esejów, tzn. z twórców stają się postaciami, z którymi możemy się identyfikować, a Sebald sam jest jakby ich towarzyszem. To bez wątpienia również niezwykła wręcz umiejętność tego prozaika.
Jest wiele form pisania, ale tylko w formie literackiej, poza rejestracją faktów i naukowym poznaniem, chodzi o próbę restytucji, pisał W.G. Sebald w jednym ze swych tekstów. Jeśli chodzi o tę próbę, on zdaje się być w niej mistrzem. Wzorem jest również, jeśli chodzi o dążenie do rozstrzygnięcia kwestii niezgody na zacieranie pamięci i refleksji nad ograniczeniami możliwości literatury. Bo choć Sebald nie dowierzał literaturze, to był również przekonany, że tylko ona może dostrzec pewne prawdy niewidoczne dla innych dyscyplin.
Cytaty za: Campo santo, W.G. Sebald, W.A.B., Warszawa 2014.
Ocena: 5/6
Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: Nieodżałowany archeolog pamięci i jego ‘program’
Sebald spędził na Korsyce dwa tygodnie, swoje wrażenia zamierzał udokumentować książką. Niestety, przerwał nad nią pracę i już nie zdążył do niej wrócić. Z jego zamysłów zostały jedynie cztery teksty, w których relacjonował, gdzie był i co przeżył. Jawi się w nich jako drobiazgowy odkrywca historii i obyczajów wyspy. Pierwszy z nich to „Mała wycieczka do Ajaccio” - jest to miejsce urodzenia Napoleona, obecnie znajduje się tam również jego muzeum. Tytułowe „Campo Santo” to krótkie ‘sprawozdanie’ z pobytu na niewielkim cmentarzu w Pianie, gdzie pełno jest zapomnianych, zarośniętych mogił (włoskie ‘camposanto’, to dosłownie ‘święte pole, oznaczające cmentarz). Autor początkowo dokonywał przeglądu nazwisk zmarłych, stopniowo zwracając uwagę czytelnika na korsykańskie zwyczaje pogrzebowe, a ostatecznie rozważając kluczowe dla siebie kwestie - przemijanie, tożsamość i pamięć. Przenikliwie pisał o świecie, w którym żył i tym, który miał nadejść. W tym przyszłym pamięć nie miała znaczenia – w przeludnionych metropoliach miał żyć anonimowy, łatwy do zastąpienia człowiek, który prawdopodobnie kiedyś rozpłynie się w świecie wirtualnym. A w pozbawionej pamięci teraźniejszości i w obliczu nieuchwytnej już dla jednostkowego rozumu przyszłości na koniec będziemy porzucali życie, nie czując potrzeby, by dano nam przynajmniej chwilę jeszcze pozostać albo przy okazji powrócić, tak skończył swój tekst, czym idealnie wpasował się w drugą części książki zawierającą eseje, ułożone chronologicznie według dat ich powstawania.
W tekście „Między historią a historią naturalną” na przykładzie tekstów Hansa Ericha Nossacka i Hermanna Kasacka pisarz zastanawiał się, dlaczego zniszczenie niemieckich miast w trakcie alianckich nalotów pod koniec II wojny światowej nie stało się tematem powojennej literatury niemieckiej, czemu nie przerobiła ona w dostatecznym stopniu doświadczeń z tym związanych. To rzeczywiście zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, iż można by przecież zakładać, że systematycznie przez parę lat prowadzone naloty, od których bezpośrednio ucierpiała znaczna część ludności niemieckiej, jak również uwarunkowana destrukcją radykalna zmiana form życia społecznego wręcz musiały prowokować do napisania czegoś o takim doświadczeniu. Problem niemieckiej literatury nie kończy się jednak na tym. Sebald usiłował wytłumaczyć kolejną kłopotliwą kwestię - ‘niezdolność do żałoby’ na przykładzie eseju pt. „Konstrukcje żałoby”. To zjawisko ukazujące uderzając[ą] nieczułość w odpowiedzi na stosy trupów w obozach koncentracyjnych, nieznany los wziętych w niewolę oddziałów niemieckich, doniesienia o wymordowaniu milionów Żydów, Polaków, Rosjan, o mordowaniu politycznych przeciwników z własnych szeregów. Ów deficyt spowodował deformacje nowego społeczeństwa, które dopiero dziś, po wielu latach wychodzą na jaw. Literatura powstała po dziesięciu-dwunastu latach od reformy walutowej ignorowała kontekst zbiorowej winy oraz konieczność opisania nieszczęść spowodowanych przez Niemcy. Powieści lat pięćdziesiątych nie zajmowały się krzywdami, jakie ów nacja wyrządziła innym narodom, a jedynie powściągliwie krytykowały nowe społeczeństwo, zamiast reprezentować jego sumienie. Alexander Mitscherlich, niemiecki lekarz, wykładowca uniwersytecki i pisarz, stwierdził w połowie lat sześćdziesiątych, iż w naszym kraju nadal utrzymuje się przepaść między literaturą a polityką (…) [D]otychczas żaden z naszych pisarzy nie zdołał jeszcze, jak się zdaje, swoimi utworami uzyskać poważniejszego wpływu na świadomość polityczną, na kulturę społeczną naszej Republiki Federalnej. Sebald uważał, że literatura wzbraniała się przed próbami zrozumienia tej ogromnej narodowej katastrofy, co bez wątpienia było dużym dużym błędem. Podobnie zresztą Heinrich Böll, który w „Frankfurter Vorlesungen” dodał, iż wina, skrucha, pokuta, zrozumienie nie stały się kategoriami społecznymi, a co dopiero politycznymi.
W „Skruszonym sercu” W.G. Sebald rozprawiał o pamięci i okrucieństwie w twórczości wielkiego moralisty, Petera Weissa. Pisał o jego dziełach plastycznych, w których mnożyły się obrazy najstraszliwszych występków, upadku cywilizacji, której ‘ukoronowaniem’ stało się najgorsze z możliwych barbarzyństwo. To właśnie Weiss w „Dochodzeniu” przypominał, że wszyscy znaliśmy społeczeństwo, z którego wyłonił się reżim zdolny tworzyć nowe obozy (…) Masowe mordy były przecież tylko skrajnym wariantem wyniszczenia przez pracę (…) perwersja faszystowskich obozów koncentracyjnych nie polegała na rodzaju i rozmiarach popełnianych tam zbrodni, ale przede wszystkim na tym, że pożytki ekonomiczne, jakie system czerpał z wykorzystywania ludzkiej miazgi (…) nawet w przybliżeniu nie usprawiedliwiały nakładu środków.
W „Próbie restytucji”, swoim programowym tekście, W.G. Sebald dał się poznać swoim odbiorcom bliżej. Wspominał własne dzieciństwo, manię krajoznawczą i grę „Kwartet Miast”, dzięki której nauczył się geografii. W talii Kwartetu Miast Niemcy były jeszcze niepodzielone, ale też niezniszczone, ponieważ te utrzymane w jednym, ciemnobrunatnym tonie wizerunki miast, które zaszczepiły mi ideę ponurej ojczyzny - te obrazki ukazywały niemieckie miasta bez wyjątku w postaci sprzed wojny (…). Autor zastanawiał się, jakie to niewidzialne relacje determinują nasze życie, którędy przebiegają nici i nieustannie nawiązywał do trudnej historii, do pamięci o tym, co choć wydarzyło się dawno, nadal istnieje w jego pamięci: Dlaczego, jadąc kolejką miejską do centrum, przy stacji Feuersee za każdym razem myślę, że nad nami wciąż jeszcze pali się i że od grozy ostatnich lat wojny żyjemy jak gdyby w podziemiu, choć przecież wszystko wokół tak pięknie odbudowaliśmy? Jest tu także wyraz wiary pisarza w literaturę i wielka chęć dotarcia do szczegółu, do konkretu, tak charakterystyczna dla tegoż prozaika.
Sebald w swoim przemówieniu z okazji przyjęcia go do Akademii Niemieckiej bezlitośnie demaskował program edukacji. Krytykował fakt, że ani w szkole ani na uniwersytecie nie dowiedział się niczego o najnowszej historii. Zamiast tego uczono go wypraw Aleksandra Wielkiego i Napoleona: Germanistyka w tych latach była nauką niemal z premedytacją dotkniętą ślepotą i jechała na bladym koniu, jak powiedziałby Hebel (…) Dopiero gdy w 1965 roku pojechałem do Szwajcarii, a rok później do Anglii, z odległości w mojej głowie zaczęły formować się myśli o ojczyźnie i te myśli w ciągu ponad trzydziestu lat, bo od tak dawna mieszkam za granicą, coraz bardziej się skomplikowały…
Sebald w swych tekstach wspominał również o „Kasparze” Handkego; o braku kompromisu Jean’a Améry’ego; o antropomorficznych wizerunkach zwierząt w wierszach Ernesta Herbecka’; o Nabokovie i jego najbardziej znanej pasji – lepidopterologii. Przywoływał Bruce’a Chatwina oraz Kafkę, którego wiązał z kinem. W jakiś niezwykły sposób zmyślnie wybierani przez tego niemieckiego pisarza autorzy tekstów, stają się tu bohaterami tychże esejów, tzn. z twórców stają się postaciami, z którymi możemy się identyfikować, a Sebald sam jest jakby ich towarzyszem. To bez wątpienia również niezwykła wręcz umiejętność tego prozaika.
Jest wiele form pisania, ale tylko w formie literackiej, poza rejestracją faktów i naukowym poznaniem, chodzi o próbę restytucji, pisał W.G. Sebald w jednym ze swych tekstów. Jeśli chodzi o tę próbę, on zdaje się być w niej mistrzem. Wzorem jest również, jeśli chodzi o dążenie do rozstrzygnięcia kwestii niezgody na zacieranie pamięci i refleksji nad ograniczeniami możliwości literatury. Bo choć Sebald nie dowierzał literaturze, to był również przekonany, że tylko ona może dostrzec pewne prawdy niewidoczne dla innych dyscyplin.
Cytaty za: Campo santo, W.G. Sebald, W.A.B., Warszawa 2014.
Ocena: 5/6
Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: Nieodżałowany archeolog pamięci i jego ‘program’
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz