Moje nagrody Thomasa Bernharda, jednego z moich ulubionych autorów, porażają. Nie jestem zdziwiona, bo teksty tego austriackiego prozaika i dramaturga, zawsze mrożą krew w żyłach. Nie na darmo był on nazywany tym, który kalał własne gniazdo, urodzonym wręcz skandalistą. Zbiór właśnie przeczytanych przeze mnie esejów Bernharda dotyczy stosunku do przyznawanych mu nagród i wyróżnień. Ale nie tylko. Po raz kolejny ten niezwykły autor dowiódł w swych tekstach, że był nieszablonowy, lubił kokietować, całe życie zmagał się z brakiem pieniędzy i kiepskim zdrowiem, co znajduje odzwierciedlenie w jego tekstach. Tradycyjnie już nikomu nie oszczędził ostrych słów i złośliwych uwag – jawiąc się jako bezwzględny prowokator i obrazoburczy prześmiewca. Gardziłem tymi, którzy dawali nagrody, ale nigdy zdecydowanie nie odmawiałem przyjęcia. Wszystko to wydawało mi się wstrętne, ale najwstrętniejszym wydawałem się sobie ja sam. Nienawidziłem tych ceremonii, ale brałem w nich udział, nienawidziłem fundatorów nagród, ale brałem od nich pieniądze. Ot, i cały Thomas Bernhard w pełnej krasie...
Praktycznie w każdym tekście znajdziemy potwierdzenie faktu, że miał niezwykły dystans do siebie i nie dbał o konwenanse. Na dwie godziny przed wręczeniem mu Nagrody Grillparzera uświadomił sobie, że nie ma garnituru. Nie ukrywał, że zawsze wolał luźniejszy styl – nieustannie chodził w spodniach i swetrze, nawet do teatru: [I]m bardziej spodnie i sweter były znoszone, tym bardziej je lubiłem, przez całe życie ludzie znali mnie tylko w tych spodniach i w tym swetrze, i jeszcze dziś przyjaciele z tamtych lat pytają mnie o te spodnie i o ten sweter, nosiłem tę odzież przez ponad ćwierćwiecze… Kupił naprędce (za mały notabene) garnitur, a odbierając wyróżnienie w Akademii Nauk, powiedział jedynie ‘dziękuję’. Przy okazji warto nadmienić, że Bernhard nie potrafił wygłaszać mów i był tego świadomy. Nierzadko zdarzało się, że jeszcze zanim słuchacze zdołali się skupić na jego przemowie, ona już się skończyła. Po godzinie opuścił gości obecnych na ceremonii w Akademii, wyszedł zupełnie niezauważony. Wtedy też w gronie przyjaciół doszedł do 'ciekawych' wniosków, które naznaczają praktycznie wszystkie eseje z Moich nagród: Kiedy w czasie obiadu zapytano mnie, ile wynosiła ta nagroda, po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że nie była ona związana z żadną kwotą. Dopiero wtedy poczułem się upokorzony, to była haniebna bezczelność. Zasadniczo przy okazji każdej nagrody, najważniejsze były dla Bernharda pieniądze, a każdą ceremonię traktował jako zwykłą farsę – sztuczną i pompatyczną na dodatek. Nagrody finansowe lub nabyte dzięki nim dobra materialne, np. dom czy auto, miały wyciągnąć go z depresyjnych myśli: Z mojego katastrofalnego nastroju, wręcz katastrofy egzystencjalnej, wyrwała mnie wszakże nie [kolejna] nagroda, lecz myśl, że wraz z sumą dziesięciu tysięcy marek chwycę się znowu życia, że suma ta zmieni radykalnie jego kurs, wręcz przywróci mnie do życia. Nigdy nie potrafił cieszyć się samą nagrodą, otrzymanym wyróżnieniem czy dyplomem - nie kolekcjonował ich i w ogóle nie zawracał sobie nimi głowy. Radością była jedynie mamona. Wyjątkiem była Nagroda Juliusa Campego, która jako jedyna naprawdę go ucieszyła: Bardzo byłem dumny i prawdopodobnie jedyny raz z powodu jakiejś nagrody bez skrępowania, z całego serca radowałem się tą wiadomością z Hamburga, czułem, że wszędzie muszę o niej rozpowiadać (…) Po tej nagrodzie, jak sam przyznawał, ilekroć miał[...] przyjąć jakąś nagrodę, mdliło [go] w żołądku i za każdym razem wzbraniała m[u] tego głowa...
Kiedy Bernhard został przyjęty do Pen Clubu, czego oczywiście nie chciał, bo do stowarzyszeń i towarzystw wszelkiej maści zawsze czuł[..] głęboką nienawiść, a zwłaszcza, naturalnie rzecz jasna, do wszelkich towarzystw literackich, po prostu odmówił. Nie mogę wszakże sprzeniewierzyć się mojej świętej, fundamentalnej zasadzie i dlatego też nie mogę stać się członkiem stowarzyszenia (…), uważał.
Podróżując po kolejnych miastach i odbierając nagrody, Bernhard nie miał oporów, by je krytykować, by wydawać swoje surowe oceny o najpiękniejszych nawet metropoliach. Tak było przykładowo, jeśli chodzi o urokliwą Ratyzbonę, która jemu się niestety nie podobała: Miasto nie przypadło mi do gustu, było zimne i odpychające, więc gdyby nie (…) osiem tysięcy marek w perspektywie, prawdopodobnie nie czekałbym nawet godziny, by stamtąd wyjechać. Jakże nienawidzę tych średniej wielkości miast z tymi ich słynnymi pomnikami architektury, którymi dają się okaleczyć na całe życie ich mieszkańcy. Dość ciekawie Bernhard przedstawił chwile, kiedy podczas ceremonii, na których odbierał nagrody, organizatorzy popełniali liczne gafy. Nie rozpoznawali go i mógł z boku obserwować ich nerwowe oczekiwanie; kiedy podawali w laudacji nieprawdziwe dane o nim lub mylili jego dane. Krytycznie opisywał mechanizmy przyznawania literackich wyróżnień i obnażał pobudki, jakimi kierowało się jury podczas tajnych obrad. Nie dziwi zatem fakt, iż tego sarkastycznego literata określano mianem ‘aroganta z kompleksem wyższości’. W austriackich gazetach był nieustannie celem niszczących ataków – niektórzy z Senatu Sztuki apelowali nawet, by w Burgtheater nie wystawiano jego sztuk. Bernhard uważał, iż w jego ojczyźnie panowała atmosfera literacka, bardzo nieprzychylna jemu oraz Peterowi Handkemu. Bolało go, iż Austriacy nie okazywali mu praktycznie żadnego uznania. Do własnego kraju czuł jedynie pogardę i nie ukrywał tego...
Thomas Bernhard w książce Moje nagrody, wbrew tytułowi, nie położył nacisku na otrzymane laury. Z premedytacją akcentował tematy poboczne, jak np. zakup samochodu, zwrot wybranego na galę w Akademii Nauk garnituru. Życie codzienne, nudne, zwyczajne sprawy, urastały do spraw nadrzędnych, a informacje o nagrodzie podane mimochodem, praktycznie pozostawały w ich cieniu. Warto przeczytać tę publikację, wydaną zgodnie z wolą Bernharda dwadzieścia lat po jego śmierci, by móc spojrzeć na pisarza, który nie lubił bywać w blasku reflektorów; za nic miał wszelkie honory; z dystansem do siebie i humorem snuł refleksje na temat przyznawanych mu nagród, zakupów dokonanych za ich przyczyną oraz społeczeństwa, z którego pochodzili inicjatorzy tychże wyróżnień. Przecież nagrody to w ogóle żaden honor; honor to perwersja, na świecie nie ma honoru, nigdzie, przekonywał Bernhard w jednym ze swych kontrowersyjnych esejów. Trzeba sięgnąć po to wydawnictwo choćby dla języka, odwagi, sarkazmu i ekstrawertyzmu autora. Polecam gorąco, nie tylko koneserom prozy tegoż literata.
Cytaty za: Moje nagrody, Thomas Bernhard, Czytelnik, Warszawa 2010.
Ocena 5+/6
Tę oraz inne, warte polecenia książki znajdziecie na www.gandalf.com.pl Polecam gorąco!
Praktycznie w każdym tekście znajdziemy potwierdzenie faktu, że miał niezwykły dystans do siebie i nie dbał o konwenanse. Na dwie godziny przed wręczeniem mu Nagrody Grillparzera uświadomił sobie, że nie ma garnituru. Nie ukrywał, że zawsze wolał luźniejszy styl – nieustannie chodził w spodniach i swetrze, nawet do teatru: [I]m bardziej spodnie i sweter były znoszone, tym bardziej je lubiłem, przez całe życie ludzie znali mnie tylko w tych spodniach i w tym swetrze, i jeszcze dziś przyjaciele z tamtych lat pytają mnie o te spodnie i o ten sweter, nosiłem tę odzież przez ponad ćwierćwiecze… Kupił naprędce (za mały notabene) garnitur, a odbierając wyróżnienie w Akademii Nauk, powiedział jedynie ‘dziękuję’. Przy okazji warto nadmienić, że Bernhard nie potrafił wygłaszać mów i był tego świadomy. Nierzadko zdarzało się, że jeszcze zanim słuchacze zdołali się skupić na jego przemowie, ona już się skończyła. Po godzinie opuścił gości obecnych na ceremonii w Akademii, wyszedł zupełnie niezauważony. Wtedy też w gronie przyjaciół doszedł do 'ciekawych' wniosków, które naznaczają praktycznie wszystkie eseje z Moich nagród: Kiedy w czasie obiadu zapytano mnie, ile wynosiła ta nagroda, po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że nie była ona związana z żadną kwotą. Dopiero wtedy poczułem się upokorzony, to była haniebna bezczelność. Zasadniczo przy okazji każdej nagrody, najważniejsze były dla Bernharda pieniądze, a każdą ceremonię traktował jako zwykłą farsę – sztuczną i pompatyczną na dodatek. Nagrody finansowe lub nabyte dzięki nim dobra materialne, np. dom czy auto, miały wyciągnąć go z depresyjnych myśli: Z mojego katastrofalnego nastroju, wręcz katastrofy egzystencjalnej, wyrwała mnie wszakże nie [kolejna] nagroda, lecz myśl, że wraz z sumą dziesięciu tysięcy marek chwycę się znowu życia, że suma ta zmieni radykalnie jego kurs, wręcz przywróci mnie do życia. Nigdy nie potrafił cieszyć się samą nagrodą, otrzymanym wyróżnieniem czy dyplomem - nie kolekcjonował ich i w ogóle nie zawracał sobie nimi głowy. Radością była jedynie mamona. Wyjątkiem była Nagroda Juliusa Campego, która jako jedyna naprawdę go ucieszyła: Bardzo byłem dumny i prawdopodobnie jedyny raz z powodu jakiejś nagrody bez skrępowania, z całego serca radowałem się tą wiadomością z Hamburga, czułem, że wszędzie muszę o niej rozpowiadać (…) Po tej nagrodzie, jak sam przyznawał, ilekroć miał[...] przyjąć jakąś nagrodę, mdliło [go] w żołądku i za każdym razem wzbraniała m[u] tego głowa...
Kiedy Bernhard został przyjęty do Pen Clubu, czego oczywiście nie chciał, bo do stowarzyszeń i towarzystw wszelkiej maści zawsze czuł[..] głęboką nienawiść, a zwłaszcza, naturalnie rzecz jasna, do wszelkich towarzystw literackich, po prostu odmówił. Nie mogę wszakże sprzeniewierzyć się mojej świętej, fundamentalnej zasadzie i dlatego też nie mogę stać się członkiem stowarzyszenia (…), uważał.
Podróżując po kolejnych miastach i odbierając nagrody, Bernhard nie miał oporów, by je krytykować, by wydawać swoje surowe oceny o najpiękniejszych nawet metropoliach. Tak było przykładowo, jeśli chodzi o urokliwą Ratyzbonę, która jemu się niestety nie podobała: Miasto nie przypadło mi do gustu, było zimne i odpychające, więc gdyby nie (…) osiem tysięcy marek w perspektywie, prawdopodobnie nie czekałbym nawet godziny, by stamtąd wyjechać. Jakże nienawidzę tych średniej wielkości miast z tymi ich słynnymi pomnikami architektury, którymi dają się okaleczyć na całe życie ich mieszkańcy. Dość ciekawie Bernhard przedstawił chwile, kiedy podczas ceremonii, na których odbierał nagrody, organizatorzy popełniali liczne gafy. Nie rozpoznawali go i mógł z boku obserwować ich nerwowe oczekiwanie; kiedy podawali w laudacji nieprawdziwe dane o nim lub mylili jego dane. Krytycznie opisywał mechanizmy przyznawania literackich wyróżnień i obnażał pobudki, jakimi kierowało się jury podczas tajnych obrad. Nie dziwi zatem fakt, iż tego sarkastycznego literata określano mianem ‘aroganta z kompleksem wyższości’. W austriackich gazetach był nieustannie celem niszczących ataków – niektórzy z Senatu Sztuki apelowali nawet, by w Burgtheater nie wystawiano jego sztuk. Bernhard uważał, iż w jego ojczyźnie panowała atmosfera literacka, bardzo nieprzychylna jemu oraz Peterowi Handkemu. Bolało go, iż Austriacy nie okazywali mu praktycznie żadnego uznania. Do własnego kraju czuł jedynie pogardę i nie ukrywał tego...
Thomas Bernhard w książce Moje nagrody, wbrew tytułowi, nie położył nacisku na otrzymane laury. Z premedytacją akcentował tematy poboczne, jak np. zakup samochodu, zwrot wybranego na galę w Akademii Nauk garnituru. Życie codzienne, nudne, zwyczajne sprawy, urastały do spraw nadrzędnych, a informacje o nagrodzie podane mimochodem, praktycznie pozostawały w ich cieniu. Warto przeczytać tę publikację, wydaną zgodnie z wolą Bernharda dwadzieścia lat po jego śmierci, by móc spojrzeć na pisarza, który nie lubił bywać w blasku reflektorów; za nic miał wszelkie honory; z dystansem do siebie i humorem snuł refleksje na temat przyznawanych mu nagród, zakupów dokonanych za ich przyczyną oraz społeczeństwa, z którego pochodzili inicjatorzy tychże wyróżnień. Przecież nagrody to w ogóle żaden honor; honor to perwersja, na świecie nie ma honoru, nigdzie, przekonywał Bernhard w jednym ze swych kontrowersyjnych esejów. Trzeba sięgnąć po to wydawnictwo choćby dla języka, odwagi, sarkazmu i ekstrawertyzmu autora. Polecam gorąco, nie tylko koneserom prozy tegoż literata.
Cytaty za: Moje nagrody, Thomas Bernhard, Czytelnik, Warszawa 2010.
Ocena 5+/6
Tę oraz inne, warte polecenia książki znajdziecie na www.gandalf.com.pl Polecam gorąco!
Zapowiada się pyszna lektura! I może czytając te wspomnienia,będzie się przypominać jego "Wycinka" i wszelkie dywagacje z uszatego fotela nabiorą jakiegoś biograficznego smaczku. Dzięki, za zwrócenie uwagi na tę książkę!
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :) Dobrej lektury!
Usuń