„Idź, czyli o sztuce dzikiego i poetyckiego życia” na pierwszy rzut oka, bez zgłębiania treści: piękna, barwna okładka. Zachęcający tytuł, szczególnie mobilizujący w zimowym okresie, bo chodzenie to dość przyjemny i całkowicie darmowy sposób na zrzucenie kalorii. Nazwisko autora - kompletnie nieznane - Tomas Espedal. Po krótkim czasie już wiem, że to Norweg, dla którego chodzenie stało się inspiracją i bezpośrednią przyczyną powstania tejże książki, dedykowanej ojcu autora. Espedal to człowiek, który podróżował w garniturze i martensach, a kiedy ciążył mu plecak zwyczajnie wyrzucał z niego przybory toaletowe, książki Virginii Woolf i Thomasa Manna oraz inne zbędne rzeczy. Panie i Panowie, oto wędrowiec-myśliciel, który chce nas przekonać, że [i]dąc myśli się lepiej. Inaczej. Oto artysta, który pojmuje życie w drodze jako idyllę, jako kształcącą podróż, prowadzącą do wiedzy i wolności. Czy uda mu się do tego namówić swoich czytelników? Z pewnością będzie usilnie próbował, mając do dyspozycji swój wielki zapał do wędrowania wyrażony na 156 stronach kipiących jego wrażeniami, jak i przemyśleniami wybitnych filozofów i wielkich artystów, którzy podobnie jak on kochali chodzić...
Tomas Espedal od samego początku jest niezwykle szczery w stosunku do swoich odbiorców. Bez ogródek wspomina swoje życie, przyznaje się, że wcześniej nierzadko sięgał do kieliszka, że w barze naprzeciwko domu, praktycznie mieszkał, bo przecież [s]iadanie w barze to jak wyruszanie w podróż. Picie to jak podróżowanie bez wstawania z krzesła. Kiedy jego życie się załamało, nie wiedział, co robić. Jego małżeństwo się rozsypało, nie potrafił żyć na wsi (choć próbował ze wszystkich sił), nie mógł pisać, nie czuł się dobrze we własnej skórze. Także zawodowo nie był spełniony – zawsze był swoim panem, ale i to nie napełniało go szczęściem: Dokonywałem innych wyborów, buntowałem się, pisałem i wydawałem książki, podróżowałem i robiłem wiele szalonych rzeczy, ale nigdy nie miałem stałej pracy. I choć naprawdę chciał wykonywać jakiś zawód, to nie udało mu się dostać żadnej posady. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że nie ma takiego zawodu, na który miałby ochotę... Espedal najbardziej lubił pisać i myśleć, a zaraz potem chodzić. Chciał wyruszyć w drogę, wszystko jedno w jakim kierunku, ważne by oddalić się od domu. Pomyślał zatem, że z jego pasji musi wyłonić się wymarzony zawód. I znalazł: wagabunda. Włóczęga. Łazik. Wędrowiec. Włóczędzy byli zawsze. Ale dzisiaj ten zawód i godność wymierają. Przynajmniej w Norwegii, kraju dobrobytu. Zaryzykował mimo wszystko. Jako ciekawostkę warto w tym miejscu wspomnieć, iż angielskie słowo ‘travel’ oznaczające podróż ma tę samą etymologię co francuskie ‘vail’, czyli praca. Tomas Espedal uzyskał pracę, którą była upragniona od lat długa wędrówka.
Chodzić nauczył go filozof, z którym przez rok mieszkał. Dzięki tej prozaicznej dość czynności doszedł do wniosku, że chodzenie pobudza do myślenia, wyostrza myśli; te, które wpadają do głowy, kiedy się idzie, są lepsze niż te, które się snują, kiedy człowiek tkwi w bezruchu, na przykład w biurze. Wszak już Jan Jakub Rousseau w „Wyznaniach” (o których Espedal również wspominał) połączył chodzenie z ożywieniem myśli. Mało tego, ten szwajcarski pisarz i filozof, przypisywał chodzeniu wartość romantyczną: człowiek zbliża się do natury, do tego, co pierwotne, i natychmiast ogrania go błogość, prawdziwe uczucie szczęścia, jest wolny. Wędrowiec odczuwa wolność. Sam może wybierać drogę. Poruszanie się sprzyja ponadto myśleniu i zdrowiu. Pamiętajmy, że i Sofiści nauczali retoryki, wędrując z miasta do miasta, a sam Sokrates uwielbiał chodzić i dyskutować. Norweski autor nie był więc odosobniony w swoich pragnieniach. Wcześniej chodzenie uważano za przykrą konieczność, człowiek szedł, ponieważ wymagała tego praca albo sytuacja, lub też był zbyt ubogi, by podróżować konno czy powozem. Wędrowanie kojarzyło się z włóczęgostwem i przestępczością, z nizinami społecznymi i biedą. Wędrowali żebracy, włóczędzy, biedacy, bezrobotni, muzykanci, bezdomni. Norweg nie należał do żadnej z tych grup, ale czy miałby z tego powodu zaniechać wędrówki?
Z relacji Tomasa Espedala wyłania się kilka podstawowych prawd dotyczących wędrówki, jak choćby ta banalna, że długotrwałe chodzenie męczy. Wędrowanie jest niszczące i brutalne, człowiek jest bezdomny, śpi pod gołym niebem, budzi podejrzenia, jest obcy, brudny i głodny. To, co posiada, niesie na plecach. Nieustannie boli go całe ciało, tęskni za łóżkiem i rodziną. Bo ludzie są dla niego ważni wbrew pozorom. Zwłaszcza kiedy nadejdzie tęsknota, chce się być blisko przyjaciół, by się w ich towarzystwie odprężyć, miło spędzić czas: Nie wyobrażam sobie nic lepszego niż siedzieć przy stole i z przyjaciółmi pić piwo. Uspokajać się. Odpoczywać. Zamknąć oczy i słyszeć kojący szum głosów. Dźwięk szkła. Zapach piwa. Lekki zapach tytoniu. Ostrożnie oprzeć głowę o sąsiednie ramię; myśleć o tym, że wkrótce będzie się leżało w łóżku. Dla Norwega to oczywiste, że w dłuższą drogę koniecznie należy wybrać się z towarzyszem. Niestety, nawet obecność drugiej osoby, nie zmieni faktu, że prędzej czy później dojdzie do problemów zdrowotnych - nogi i asfalt – to nie jest dobre połączenie... Stopy w drodze mogą być pokryte odciskami, wielkimi ranami, palącymi przy każdym kroku. Bolą kolana, barki, plecy, głowa. Wtedy chodzenie naprawdę sprawia ból i pojawia się pragnienie odpoczynku oraz znudzenie samym chodzeniem. Ale w drodze nigdy nie wolno narzekać, ani skarżyć się jeden drugiemu. Bo choćby cień niezadowolenia jest w stanie skutecznie popsuć wędrówkę. Jak Espedal i jego towarzysz radzili sobie z trudnościami? Lekarstwem w każdej sytuacji był śmiech: Leżymy w trawie i śmiejemy się z naszych ran, z tego zaciętego milczenia, z ukąszeń komarów i innych owadów, z siniaków i odcisków. Śmiejemy się z naszych nowych twarzy, ze spuchniętego oka, z popękanych warg i spalonej słońcem skóry; wyglądamy jak dwaj włóczędzy, podarte marynarki, spodnie w błocie i kurzu po kolana. A elegancki, wypucowany czytelnik siedząc w ciepłym domku z kubkiem gorącej kawy zastanawia się, czy oni są szaleni czy tylko udają?!? Jak można tak żyć?
Dokąd dotarł Tom Espedal? Wędrował po rodzinnym Bergen, Walii, Niemczech, Włoszech, Francji, Grecji, Turcji. Jak to zrobił? Uparcie dążył do celu, przy osiągnięciu którego niezbędne były mu m.in. mapy. Miał on jednakże świadomość, że najlepszych map nie da się kupić, to są te mapy, które rysują ludzie spotkani po drodze. A ludzie spotykani po drodze są i otwarci, i dokładni. Autor spotykał wiele ciekawych osób, będących dla niego inspiracją lub intrygującą odmianą podczas momentami nudnej pieszej ‘wycieczki’. Wspominał m.in. przygodę z Ibrahimem z Turcji i jego ‘przyjaciółkami’ - grubymi, ospałymi, spoconymi prostytutkami z tlenionymi włosami oraz niezwykle barwną i towarzyską grecką ekipą, która zapraszała ich do stołów rozłożonych na placu przed kościołem w Lilai i tańczyła przy dźwiękach muzyki cygańskiej. Podczas wędrówki Norweg nie uciekał od trudnych zagadnień, które obserwował w drodze, m.in. destrukcję przyrody (Naturę zaburzono. Duże partie gór zniszczono drogami dojazdowymi do placów budowy i tamami, sztucznymi zalewami i rurami przebijającymi skałę i mech), czy zanikające norweskie rolnictwo. Oprócz niszczejącego środowiska zauważył również, że mimo postępu cywilizacyjnego człowiek skutecznie niszczy samego siebie - nie dba o kondycję fizyczną, spędza zbyt dużo czasu przed telewizorem, pozwala się omamić bzdurami. Ta gorzka refleksja nad współczesnością zdaje się być niezwykle trafna – niezależnie od szerokości geograficznej…
Z pewnością ktoś zapyta, [p]o co iść, skoro można płynąć? Po co iść, skoro można pojechać samochodem albo polecieć samolotem? Po co ta powolność, ta samotność, wszystkie te wysiłki i trudy? Po co ten niezauważalny bunt, niesłyszalny protest, ta próba zrobienia czegoś inaczej, trudniej? Tomas Espedal pragnął nowego życia w drodze, w ciągłym ruchu, pieszo od miejsca do miejsca. Twierdził, że podróż odmładza, że pozwala zapomnieć o błędach przeszłości i marzyć. To podczas wędrówki autor pozwalał sobie na swobodę myśli, które chciał ocalić od zapomnienia. Właśnie dlatego wiernie spisywał swoje samotne wędrówki i towarzyszące im marzenia. Z nich powstała ta oto niepozorna książeczka, zawierająca również wspomnienie poetów, pisarzy i filozofów, którzy afirmowali wędrówkę.
Czy warto sięgać po tę publikację, jeśli nie podzielamy pasji norweskiego wędrowca? Tak, jak najbardziej. To swoiste połączenie powieści, eseju czy szczerych zapisków podróżniczych tworzy niezwykle wyważoną, spokojną mieszankę, będącą apoteozą wędrowania. Może ona być niesłychanie ciekawą odskocznią od książek o znanym schemacie. Parafrazując słowa D. H. Lawrence'a, potwierdzające, iż ‘otwarty szlak jest wielkim domem dla duszy’, mam nadzieję, że publikacja Wydawnictwa Draft Publishing w serii ‘Europa odnaleziona’ może stać się oryginalnym bodźcem i skuteczną zachętą zarazem do zmiany naszego siedzącego stylu życia. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zachęcić Was nie tylko do sięgnięcia po książkę „Idź”, ale i do wysiłku fizycznego, który bez wątpienia nie musi być aż tak radykalny, dziki i poetycki jak ten preferowany przez norweskiego pisarza.
Cytaty za: Idź, czyli o sztuce dzikiego i poetyckiego życia, Tomas Espedal, Draft Publishing, Warszawa 2014.
Ocena 5/6
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Draft Publishing
Tomas Espedal od samego początku jest niezwykle szczery w stosunku do swoich odbiorców. Bez ogródek wspomina swoje życie, przyznaje się, że wcześniej nierzadko sięgał do kieliszka, że w barze naprzeciwko domu, praktycznie mieszkał, bo przecież [s]iadanie w barze to jak wyruszanie w podróż. Picie to jak podróżowanie bez wstawania z krzesła. Kiedy jego życie się załamało, nie wiedział, co robić. Jego małżeństwo się rozsypało, nie potrafił żyć na wsi (choć próbował ze wszystkich sił), nie mógł pisać, nie czuł się dobrze we własnej skórze. Także zawodowo nie był spełniony – zawsze był swoim panem, ale i to nie napełniało go szczęściem: Dokonywałem innych wyborów, buntowałem się, pisałem i wydawałem książki, podróżowałem i robiłem wiele szalonych rzeczy, ale nigdy nie miałem stałej pracy. I choć naprawdę chciał wykonywać jakiś zawód, to nie udało mu się dostać żadnej posady. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że nie ma takiego zawodu, na który miałby ochotę... Espedal najbardziej lubił pisać i myśleć, a zaraz potem chodzić. Chciał wyruszyć w drogę, wszystko jedno w jakim kierunku, ważne by oddalić się od domu. Pomyślał zatem, że z jego pasji musi wyłonić się wymarzony zawód. I znalazł: wagabunda. Włóczęga. Łazik. Wędrowiec. Włóczędzy byli zawsze. Ale dzisiaj ten zawód i godność wymierają. Przynajmniej w Norwegii, kraju dobrobytu. Zaryzykował mimo wszystko. Jako ciekawostkę warto w tym miejscu wspomnieć, iż angielskie słowo ‘travel’ oznaczające podróż ma tę samą etymologię co francuskie ‘vail’, czyli praca. Tomas Espedal uzyskał pracę, którą była upragniona od lat długa wędrówka.
Chodzić nauczył go filozof, z którym przez rok mieszkał. Dzięki tej prozaicznej dość czynności doszedł do wniosku, że chodzenie pobudza do myślenia, wyostrza myśli; te, które wpadają do głowy, kiedy się idzie, są lepsze niż te, które się snują, kiedy człowiek tkwi w bezruchu, na przykład w biurze. Wszak już Jan Jakub Rousseau w „Wyznaniach” (o których Espedal również wspominał) połączył chodzenie z ożywieniem myśli. Mało tego, ten szwajcarski pisarz i filozof, przypisywał chodzeniu wartość romantyczną: człowiek zbliża się do natury, do tego, co pierwotne, i natychmiast ogrania go błogość, prawdziwe uczucie szczęścia, jest wolny. Wędrowiec odczuwa wolność. Sam może wybierać drogę. Poruszanie się sprzyja ponadto myśleniu i zdrowiu. Pamiętajmy, że i Sofiści nauczali retoryki, wędrując z miasta do miasta, a sam Sokrates uwielbiał chodzić i dyskutować. Norweski autor nie był więc odosobniony w swoich pragnieniach. Wcześniej chodzenie uważano za przykrą konieczność, człowiek szedł, ponieważ wymagała tego praca albo sytuacja, lub też był zbyt ubogi, by podróżować konno czy powozem. Wędrowanie kojarzyło się z włóczęgostwem i przestępczością, z nizinami społecznymi i biedą. Wędrowali żebracy, włóczędzy, biedacy, bezrobotni, muzykanci, bezdomni. Norweg nie należał do żadnej z tych grup, ale czy miałby z tego powodu zaniechać wędrówki?
Z relacji Tomasa Espedala wyłania się kilka podstawowych prawd dotyczących wędrówki, jak choćby ta banalna, że długotrwałe chodzenie męczy. Wędrowanie jest niszczące i brutalne, człowiek jest bezdomny, śpi pod gołym niebem, budzi podejrzenia, jest obcy, brudny i głodny. To, co posiada, niesie na plecach. Nieustannie boli go całe ciało, tęskni za łóżkiem i rodziną. Bo ludzie są dla niego ważni wbrew pozorom. Zwłaszcza kiedy nadejdzie tęsknota, chce się być blisko przyjaciół, by się w ich towarzystwie odprężyć, miło spędzić czas: Nie wyobrażam sobie nic lepszego niż siedzieć przy stole i z przyjaciółmi pić piwo. Uspokajać się. Odpoczywać. Zamknąć oczy i słyszeć kojący szum głosów. Dźwięk szkła. Zapach piwa. Lekki zapach tytoniu. Ostrożnie oprzeć głowę o sąsiednie ramię; myśleć o tym, że wkrótce będzie się leżało w łóżku. Dla Norwega to oczywiste, że w dłuższą drogę koniecznie należy wybrać się z towarzyszem. Niestety, nawet obecność drugiej osoby, nie zmieni faktu, że prędzej czy później dojdzie do problemów zdrowotnych - nogi i asfalt – to nie jest dobre połączenie... Stopy w drodze mogą być pokryte odciskami, wielkimi ranami, palącymi przy każdym kroku. Bolą kolana, barki, plecy, głowa. Wtedy chodzenie naprawdę sprawia ból i pojawia się pragnienie odpoczynku oraz znudzenie samym chodzeniem. Ale w drodze nigdy nie wolno narzekać, ani skarżyć się jeden drugiemu. Bo choćby cień niezadowolenia jest w stanie skutecznie popsuć wędrówkę. Jak Espedal i jego towarzysz radzili sobie z trudnościami? Lekarstwem w każdej sytuacji był śmiech: Leżymy w trawie i śmiejemy się z naszych ran, z tego zaciętego milczenia, z ukąszeń komarów i innych owadów, z siniaków i odcisków. Śmiejemy się z naszych nowych twarzy, ze spuchniętego oka, z popękanych warg i spalonej słońcem skóry; wyglądamy jak dwaj włóczędzy, podarte marynarki, spodnie w błocie i kurzu po kolana. A elegancki, wypucowany czytelnik siedząc w ciepłym domku z kubkiem gorącej kawy zastanawia się, czy oni są szaleni czy tylko udają?!? Jak można tak żyć?
Dokąd dotarł Tom Espedal? Wędrował po rodzinnym Bergen, Walii, Niemczech, Włoszech, Francji, Grecji, Turcji. Jak to zrobił? Uparcie dążył do celu, przy osiągnięciu którego niezbędne były mu m.in. mapy. Miał on jednakże świadomość, że najlepszych map nie da się kupić, to są te mapy, które rysują ludzie spotkani po drodze. A ludzie spotykani po drodze są i otwarci, i dokładni. Autor spotykał wiele ciekawych osób, będących dla niego inspiracją lub intrygującą odmianą podczas momentami nudnej pieszej ‘wycieczki’. Wspominał m.in. przygodę z Ibrahimem z Turcji i jego ‘przyjaciółkami’ - grubymi, ospałymi, spoconymi prostytutkami z tlenionymi włosami oraz niezwykle barwną i towarzyską grecką ekipą, która zapraszała ich do stołów rozłożonych na placu przed kościołem w Lilai i tańczyła przy dźwiękach muzyki cygańskiej. Podczas wędrówki Norweg nie uciekał od trudnych zagadnień, które obserwował w drodze, m.in. destrukcję przyrody (Naturę zaburzono. Duże partie gór zniszczono drogami dojazdowymi do placów budowy i tamami, sztucznymi zalewami i rurami przebijającymi skałę i mech), czy zanikające norweskie rolnictwo. Oprócz niszczejącego środowiska zauważył również, że mimo postępu cywilizacyjnego człowiek skutecznie niszczy samego siebie - nie dba o kondycję fizyczną, spędza zbyt dużo czasu przed telewizorem, pozwala się omamić bzdurami. Ta gorzka refleksja nad współczesnością zdaje się być niezwykle trafna – niezależnie od szerokości geograficznej…
Z pewnością ktoś zapyta, [p]o co iść, skoro można płynąć? Po co iść, skoro można pojechać samochodem albo polecieć samolotem? Po co ta powolność, ta samotność, wszystkie te wysiłki i trudy? Po co ten niezauważalny bunt, niesłyszalny protest, ta próba zrobienia czegoś inaczej, trudniej? Tomas Espedal pragnął nowego życia w drodze, w ciągłym ruchu, pieszo od miejsca do miejsca. Twierdził, że podróż odmładza, że pozwala zapomnieć o błędach przeszłości i marzyć. To podczas wędrówki autor pozwalał sobie na swobodę myśli, które chciał ocalić od zapomnienia. Właśnie dlatego wiernie spisywał swoje samotne wędrówki i towarzyszące im marzenia. Z nich powstała ta oto niepozorna książeczka, zawierająca również wspomnienie poetów, pisarzy i filozofów, którzy afirmowali wędrówkę.
Czy warto sięgać po tę publikację, jeśli nie podzielamy pasji norweskiego wędrowca? Tak, jak najbardziej. To swoiste połączenie powieści, eseju czy szczerych zapisków podróżniczych tworzy niezwykle wyważoną, spokojną mieszankę, będącą apoteozą wędrowania. Może ona być niesłychanie ciekawą odskocznią od książek o znanym schemacie. Parafrazując słowa D. H. Lawrence'a, potwierdzające, iż ‘otwarty szlak jest wielkim domem dla duszy’, mam nadzieję, że publikacja Wydawnictwa Draft Publishing w serii ‘Europa odnaleziona’ może stać się oryginalnym bodźcem i skuteczną zachętą zarazem do zmiany naszego siedzącego stylu życia. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zachęcić Was nie tylko do sięgnięcia po książkę „Idź”, ale i do wysiłku fizycznego, który bez wątpienia nie musi być aż tak radykalny, dziki i poetycki jak ten preferowany przez norweskiego pisarza.
Cytaty za: Idź, czyli o sztuce dzikiego i poetyckiego życia, Tomas Espedal, Draft Publishing, Warszawa 2014.
Ocena 5/6
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Draft Publishing
Rzeczywiście, książka odbiega od znanego mi schematu i jestem jej ciekawa. Nie mówię, że na pewno ją przeczytam, ale będę o niej pamiętać.
OdpowiedzUsuńPolecam - warto. Tematyczna 'Świeżynka' jak na nasz rynek wydawniczy :)
Usuń