Na książki pisane przez celebrytów z reguły się nie rzucam. Przyczyną nie są podejmowane przez nich (rzekomo nudne) tematy, ale zazwyczaj wątpliwości, czy ich poziom mnie zadowoli, czy podejmowane przez nich treści wniosą coś do mojego życia. W przypadku tej pozycji było inaczej, choć jej autorami także są znane osoby. Zarówno Szymon Hołownia jak i Marcin Prokop należą do moich ulubieńców ze szklanego ekranu. Ich poczucie humoru, cięte riposty, inteligencja i widoczna gołym okiem przyjaźń (występująca wśród osób z show biznesu z reguły rzadko) sprawiają, że chętnie ich słucham i oglądam. Tym razem czytałam ich wspólną publikację „Bóg, kasa i rock'n'roll”, w której wychodzi na jaw, jak doskonale się ze sobą rozumieją, logicznie wymieniają argumenty i pięknie się różnią, poruszając temat przez wielu uważany za niemęski. Tak, tak, chodzi o Boga i wierzcie mi - książkę czyta się świetnie, a świadectwem niech będzie fakt, jak długo utrzymuje się ona na listach sprzedażowych.
Obaj panowie przedstawiają swoje punkty widzenia, czasem bardzo odlegle, ale często i zbieżne. I tak, gdy Prokop pyta, czy Bóg istnieje, Hołownia będąc przekonany, że jest i działa, zastanawia się, po co Mu człowiek. Kiedy Prokop czekał na indywidualny znak od Pana Boga, który by rozbudził jego wiarę, bo nie potrafił tak po prostu zaufać, Hołownia pokłada nadzieje jedynie w Panu, nie mając momentów zawahania. Marcin niczym święty Tomasz chce dotknąć, bo podświadomie czuje, że tęsknota za transcendencją jest wpisana w ludzką naturę, ale niezłomnie liczy na cud i wciąż wielokrotnie mnoży paradoksy wiary, na które jego przyjaciel cierpliwie odpowiada. W wypowiedziach Prokopa czuć rozdarcie między sercem a rozumem, podkreślane często tekstami piosenek. Dla niego bowiem popkultura jest nie tylko źródłem rozrywki, ale i miejscem, gdzie manifestuje się życie duchowe. Dziennikarz sugeruje, iż Kościół powinien szukać punktów stycznych z nią właśnie, czego wyrazem było uczestnictwo duchownych w Jarocinie. Problem w tym, że Kościół nie nadąża, jeśli chodzi o komunikację, nie idzie z duchem czasu. Dobrym przykładem jest tu właśnie wspomniany wcześniej festiwal, kiedy duchowni próbowali przyciągnąć ludzi w dość nieudolny sposób, nieodpowiednim językiem, co musiało zakończyć się porażką. Kościół wciąż chętniej mówi niż słucha, dlatego młodzież od niego odchodzi. W książce padają zarzuty pod adresem Radia Maryja, braku zgody na in vitro czy aborcję, pedofilię wśród księży. Hołownia nikogo nie broni, nie wybiela, słusznie zauważając, że trudno być Kościołowi doskonałym, skoro niedoskonali są Jego członkowie. Padają tez pytania o różnicę między autorytetem a idolem i ich rolę w dzisiejszym świecie. Prokop jest zadziwiony, jak Hołownia zagaduje Boga, zużywając rocznie kilkanaście różańców. Dla Szymona modlitwa jest po prostu naturalnym stanem człowieka, podobnie jak oczywista jest jego codzienna obecność w kościele. Swoją postawą przekonuje, że religijność nie jest jedynie przygodą starych ludzi, ‘moherowych beretów’, ale może być cudownym sposobem na życie opartym na solidnym fundamencie. Panowie mówią także o ‘marketingu teologicznym’ i o pieniądzach, które nie znaczą faktycznie nic, dopóki nie nabiorą znaczenia w życiu innych i o wielu innych, zajmujących rzeczach…
„Bóg, kasa i rock'n'roll” to merytoryczna debata o Kościele i religii, jakiej brakuje ostatnimi czasy w naszym kraju. To, co mnie w tej książce urzekło to fakt, że Hołownia na siłę nie próbuje nawracać Prokopa (czego być może niektórzy czytelnicy oczekiwali), a ten z kolei nie kusi go światem, w którym Boga nie ma lub jest Go niewiele. Dużo tu tolerancji i szacunku dla przekonań drugiej osoby. Brakuje agresji, wzajemnych wyzwisk, uprzedzeń. Zderzenie świata sacrum z profanum owocuje bardzo osobistymi wyznaniami, niepisanymi pod publikę odpowiedziami i zwyczajną chęcią zaspokojenia ciekawości drugą osobą o odmiennym spojrzeniu na życie. Wierzę, że znajdą się osoby, którym te szczere wyznania dadzą do myślenia i sprawią, że będą z większym zrozumieniem patrzeć w stronę swych interlokutorów niezależnie od ich poglądów.
Obaj panowie przedstawiają swoje punkty widzenia, czasem bardzo odlegle, ale często i zbieżne. I tak, gdy Prokop pyta, czy Bóg istnieje, Hołownia będąc przekonany, że jest i działa, zastanawia się, po co Mu człowiek. Kiedy Prokop czekał na indywidualny znak od Pana Boga, który by rozbudził jego wiarę, bo nie potrafił tak po prostu zaufać, Hołownia pokłada nadzieje jedynie w Panu, nie mając momentów zawahania. Marcin niczym święty Tomasz chce dotknąć, bo podświadomie czuje, że tęsknota za transcendencją jest wpisana w ludzką naturę, ale niezłomnie liczy na cud i wciąż wielokrotnie mnoży paradoksy wiary, na które jego przyjaciel cierpliwie odpowiada. W wypowiedziach Prokopa czuć rozdarcie między sercem a rozumem, podkreślane często tekstami piosenek. Dla niego bowiem popkultura jest nie tylko źródłem rozrywki, ale i miejscem, gdzie manifestuje się życie duchowe. Dziennikarz sugeruje, iż Kościół powinien szukać punktów stycznych z nią właśnie, czego wyrazem było uczestnictwo duchownych w Jarocinie. Problem w tym, że Kościół nie nadąża, jeśli chodzi o komunikację, nie idzie z duchem czasu. Dobrym przykładem jest tu właśnie wspomniany wcześniej festiwal, kiedy duchowni próbowali przyciągnąć ludzi w dość nieudolny sposób, nieodpowiednim językiem, co musiało zakończyć się porażką. Kościół wciąż chętniej mówi niż słucha, dlatego młodzież od niego odchodzi. W książce padają zarzuty pod adresem Radia Maryja, braku zgody na in vitro czy aborcję, pedofilię wśród księży. Hołownia nikogo nie broni, nie wybiela, słusznie zauważając, że trudno być Kościołowi doskonałym, skoro niedoskonali są Jego członkowie. Padają tez pytania o różnicę między autorytetem a idolem i ich rolę w dzisiejszym świecie. Prokop jest zadziwiony, jak Hołownia zagaduje Boga, zużywając rocznie kilkanaście różańców. Dla Szymona modlitwa jest po prostu naturalnym stanem człowieka, podobnie jak oczywista jest jego codzienna obecność w kościele. Swoją postawą przekonuje, że religijność nie jest jedynie przygodą starych ludzi, ‘moherowych beretów’, ale może być cudownym sposobem na życie opartym na solidnym fundamencie. Panowie mówią także o ‘marketingu teologicznym’ i o pieniądzach, które nie znaczą faktycznie nic, dopóki nie nabiorą znaczenia w życiu innych i o wielu innych, zajmujących rzeczach…
„Bóg, kasa i rock'n'roll” to merytoryczna debata o Kościele i religii, jakiej brakuje ostatnimi czasy w naszym kraju. To, co mnie w tej książce urzekło to fakt, że Hołownia na siłę nie próbuje nawracać Prokopa (czego być może niektórzy czytelnicy oczekiwali), a ten z kolei nie kusi go światem, w którym Boga nie ma lub jest Go niewiele. Dużo tu tolerancji i szacunku dla przekonań drugiej osoby. Brakuje agresji, wzajemnych wyzwisk, uprzedzeń. Zderzenie świata sacrum z profanum owocuje bardzo osobistymi wyznaniami, niepisanymi pod publikę odpowiedziami i zwyczajną chęcią zaspokojenia ciekawości drugą osobą o odmiennym spojrzeniu na życie. Wierzę, że znajdą się osoby, którym te szczere wyznania dadzą do myślenia i sprawią, że będą z większym zrozumieniem patrzeć w stronę swych interlokutorów niezależnie od ich poglądów.
Ocena 5/6
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję portalowi Oblicza Kultury
http://www.in-world-book.blogspot.com/2012/06/wygrywajka.html
OdpowiedzUsuńWłaśnie mam ją w czytaniu.
OdpowiedzUsuńI potwierdzam: czyta się świetnie, jak zresztą wszystkie książki Hołowni.
Pozdrowienia.
również potwierdzam. Mam za sobą i miło wspominam.
UsuńWszystkie trzy mamy zatem podobne wrażenia :)
UsuńChciałabym przeczytać, ciągnie mnie do niej już od dłuższego czasu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ja ostatnio jak patrzę na Hołownię, to mam wrażenie że chłop cierpi na ADHD. Ma gadane, więc nic dziwnego, że dobrze książki pisze. Prokop z kolei jest bardzo inteligentny, więc świetnie się uzupełniają.
OdpowiedzUsuńJakieś pół roku temu ją czytałam i bardzo mi się podobało, ale ja fanką Hołowni jestem :D chociaż ta ksiażka naprawdę ciekawa była :)
OdpowiedzUsuńBrzmi interesująco, chętnie bym ją przeczytała i to nie tylko dlatego, że lubię tę dwójkę.
OdpowiedzUsuńA poza tym: witam i będę zaglądać :)
Polecam i witam :) No i oczywiście serdecznie zapraszam :))
OdpowiedzUsuńObaj mają gadane, także nie jestem zdziwiona, że czyta się lekko. Ale o ile po Hołowni mogłabym się spodziewać treści merytorycznych, o tyle ze strony Prokopa wydaje mi się to dość niewiarygodne ^^ Zazwyczaj wszelkich debat na tematy religijne unikam, nawet z większym zacięciem, niż "książek" pisanych przez celebrytów, ale może w końcu się skuszę, z czystej ciekawości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Raczej nie kupię tej książki. Nie przekonuje mnie :)
OdpowiedzUsuńLubię obu panów, więc jestem zainteresowana ;)
OdpowiedzUsuńStoi na półce i czeka i na pewno się doczeka, bo S. Hołownia jest dla mnie diabelnie inteligentny i jego teksty (felietony, wywiady i inne książki) zawsze mi się podobają. Ja również nie przepadam za książkami "celebrytów", Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń