„Pamiętajcie o ogrodach
Przecież stamtąd przyszliście
W żar epoki użyczą wam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście…”
Tak śpiewał Jonasz Kofta w swojej słynnej piosence. Gdyby nie przepaść czasowa dzieląca jego i pewną angielską pisarkę australijskiego pochodzenia, Elizabeth von Arnim, można by stwierdzić, iż wzięła sobie ona do serca jego słowa. Mieszkając bowiem od 1896 roku w Nassenheide (obecnie to Rzędziny pod Szczecinem), rodzinnej wiejskiej posiadłości von Arnimów stworzyła niezwykle urodziwy ogród, dający jej wiele chwil radości, nadziei i szczęścia. To właśnie ogrodowi poświęcona jest jej pierwsza autobiograficzna książka „Elizabeth i jej ogród” z 1898 roku napisana zaskakująco współczesnym językiem, lekko, ironicznie, po prostu pięknie.
Autorka opisuje codzienność pomorskiej wsi, w której przyszło jej żyć razem z Gniewnym (pod tym pseudonimem kryje się jej mąż - hrabia Henning August von Arnim) i Dziećmi – Kwietniowym, Majowym i Czerwcowym (tak je nazywa, nie używając ich prawdziwych imion). Jeszcze pięć lat wcześniej mieszkała w mieście, teraz zaś przebywa w Nassenheide, gdzie przyjechała, by otworzyć miejscową szkołę. Jej książka rozpoczyna się zdaniem, będącym kwintesencją tej książki: „Kocham mój ogród” (str.15). Uwielbia go od pierwszych dni, choć jest zaniedbany, dziki i wymaga ogromu pracy. To właśnie on jest głównym bohaterem, a nie opisani tu ludzie. Już na wstępie Elizabeth poprzysięga sobie wierność naturze i nie zniechęcają jej porażki. Wie, że nie mając odpowiedniego wykształcenia, musi zaufać swojej intuicji i wiedzy innych. Dlatego cieszy się jak dziecko, gdy osiągnie choćby niewielki sukces: zachwyca się młodymi pędami, tęskni do dnia, kiedy wreszcie wyrosną jej ukochane róże herbaciane. Sama biega po ogrodzie ze szpadlem, bo wciąż jest w nim dużo pracy. Teren jest ogromny, więc rośliny kupuje się w hurtowych ilościach. Jak wielką satysfakcję jej to sprawia widać na każdym kroku: „Jaką ja jestem szczęśliwą kobietą, że żyję w ogrodzie z książkami, dziećmi, ptakami i kwiatami i w takim spokoju, żeby się tym wszystkim rozkoszować!” (str.32). Jej życie koncentruje się wokół ogrodu, co szczerze wyznaje: „Nie dom, ale ogród jest moim schronieniem, do którego mnie ciągnie” (str.36). I trudno się dziwić, wiedząc że w zaciszu domowym są ciągłe zmartwienia, obowiązki, konserwatywny i dominujący mąż...
Kobiety mieszkające w miastach nie mogą uwierzyć, że Elizabeth jest szczęśliwa na wsi, a jej ogród znaczy dla niej tak wiele. Ona zaś stwierdza, że jej „ogród jest pełen przyjaciół, tyle że oni są niemi” (str.43). Poza tym, uważa, iż „lepiej jest być doświadczanym przez rośliny niż ludzi” (str.84). Elizabeth von Arnim nie potrzebuje towarzystwa ludzi, bo żyje ona i rozkoszuje się naturą. Nie dba także o nowe stroje i przedkłada kupno nowych roślin nad własne sprawunki: „Tak czy owak zakup nowego drzewka różanego przedkładam nad nową sukienkę, kiedy nie mogę mieć ich obu; i spodziewam się, że przyjdzie czas, gdy moja ogrodnicza namiętność stanie się tak przepotężna, że nie tylko wyrzeknę się całkowicie kupowania ubrań, lecz także sprzedam niektóre z tych, które mam” (str.126).
Ale oprócz spraw ogrodu, Elizabeth zajmują ważkie, społeczne tematy. Rozmawia z innymi kobietami o ówczesnej pozycji płci pięknej, wyraża swój sprzeciw wobec stawiania ich na równi z dziećmi i osobami niepełnosprawnymi umysłowo. Staje się przykładem damy niedbającej zbytnio o konwenanse, robiącej to, na co ma ochotę. W tamtych czasach taka postawa nie była zbyt często spotykana...
Na „Elizabeth i jej ogród” natrafiłam jeszcze zimą, ale przeczytałam ją właśnie teraz, wiosenną porą. Bardzo się z tego cieszę, bo w sobotę pod wpływem głównej bohaterki wylądowałam we własnym ogrodzie i z wielką radością w nim popracowałam. Jest to książka zupełnie inna od tych, które zazwyczaj wybieram i bynajmniej nie chodzi tu o tematykę. Ta książka niesie w sobie spokój i całe mnóstwo pozytywnych emocji płynących z obcowania z naturą, co w dzisiejszym świecie jest rzadkością. Wnikliwość autorki dokumentującej ówczesne realia życia czy współczesny język to jej dodatkowe atrybuty. Nie dziwię się, że pierwszy nakład tej publikacji rozszedł się błyskawicznie, a w Anglii wznawia się ją systematycznie, bo jest ona zdecydowanie ponadczasowa. Szkoda tylko, że z ogrodu Elizabeth w Rzędzinach nic nie zostało, że jej trud i włożony w niego ogrom serca nie może cieszyć naszych oczu…
Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Elizabeth i jej ogród, von Arnim, Elizabeth, Wydawnictwo MG, 2011.
Przecież stamtąd przyszliście
W żar epoki użyczą wam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście…”
Tak śpiewał Jonasz Kofta w swojej słynnej piosence. Gdyby nie przepaść czasowa dzieląca jego i pewną angielską pisarkę australijskiego pochodzenia, Elizabeth von Arnim, można by stwierdzić, iż wzięła sobie ona do serca jego słowa. Mieszkając bowiem od 1896 roku w Nassenheide (obecnie to Rzędziny pod Szczecinem), rodzinnej wiejskiej posiadłości von Arnimów stworzyła niezwykle urodziwy ogród, dający jej wiele chwil radości, nadziei i szczęścia. To właśnie ogrodowi poświęcona jest jej pierwsza autobiograficzna książka „Elizabeth i jej ogród” z 1898 roku napisana zaskakująco współczesnym językiem, lekko, ironicznie, po prostu pięknie.
Autorka opisuje codzienność pomorskiej wsi, w której przyszło jej żyć razem z Gniewnym (pod tym pseudonimem kryje się jej mąż - hrabia Henning August von Arnim) i Dziećmi – Kwietniowym, Majowym i Czerwcowym (tak je nazywa, nie używając ich prawdziwych imion). Jeszcze pięć lat wcześniej mieszkała w mieście, teraz zaś przebywa w Nassenheide, gdzie przyjechała, by otworzyć miejscową szkołę. Jej książka rozpoczyna się zdaniem, będącym kwintesencją tej książki: „Kocham mój ogród” (str.15). Uwielbia go od pierwszych dni, choć jest zaniedbany, dziki i wymaga ogromu pracy. To właśnie on jest głównym bohaterem, a nie opisani tu ludzie. Już na wstępie Elizabeth poprzysięga sobie wierność naturze i nie zniechęcają jej porażki. Wie, że nie mając odpowiedniego wykształcenia, musi zaufać swojej intuicji i wiedzy innych. Dlatego cieszy się jak dziecko, gdy osiągnie choćby niewielki sukces: zachwyca się młodymi pędami, tęskni do dnia, kiedy wreszcie wyrosną jej ukochane róże herbaciane. Sama biega po ogrodzie ze szpadlem, bo wciąż jest w nim dużo pracy. Teren jest ogromny, więc rośliny kupuje się w hurtowych ilościach. Jak wielką satysfakcję jej to sprawia widać na każdym kroku: „Jaką ja jestem szczęśliwą kobietą, że żyję w ogrodzie z książkami, dziećmi, ptakami i kwiatami i w takim spokoju, żeby się tym wszystkim rozkoszować!” (str.32). Jej życie koncentruje się wokół ogrodu, co szczerze wyznaje: „Nie dom, ale ogród jest moim schronieniem, do którego mnie ciągnie” (str.36). I trudno się dziwić, wiedząc że w zaciszu domowym są ciągłe zmartwienia, obowiązki, konserwatywny i dominujący mąż...
Kobiety mieszkające w miastach nie mogą uwierzyć, że Elizabeth jest szczęśliwa na wsi, a jej ogród znaczy dla niej tak wiele. Ona zaś stwierdza, że jej „ogród jest pełen przyjaciół, tyle że oni są niemi” (str.43). Poza tym, uważa, iż „lepiej jest być doświadczanym przez rośliny niż ludzi” (str.84). Elizabeth von Arnim nie potrzebuje towarzystwa ludzi, bo żyje ona i rozkoszuje się naturą. Nie dba także o nowe stroje i przedkłada kupno nowych roślin nad własne sprawunki: „Tak czy owak zakup nowego drzewka różanego przedkładam nad nową sukienkę, kiedy nie mogę mieć ich obu; i spodziewam się, że przyjdzie czas, gdy moja ogrodnicza namiętność stanie się tak przepotężna, że nie tylko wyrzeknę się całkowicie kupowania ubrań, lecz także sprzedam niektóre z tych, które mam” (str.126).
Ale oprócz spraw ogrodu, Elizabeth zajmują ważkie, społeczne tematy. Rozmawia z innymi kobietami o ówczesnej pozycji płci pięknej, wyraża swój sprzeciw wobec stawiania ich na równi z dziećmi i osobami niepełnosprawnymi umysłowo. Staje się przykładem damy niedbającej zbytnio o konwenanse, robiącej to, na co ma ochotę. W tamtych czasach taka postawa nie była zbyt często spotykana...
Na „Elizabeth i jej ogród” natrafiłam jeszcze zimą, ale przeczytałam ją właśnie teraz, wiosenną porą. Bardzo się z tego cieszę, bo w sobotę pod wpływem głównej bohaterki wylądowałam we własnym ogrodzie i z wielką radością w nim popracowałam. Jest to książka zupełnie inna od tych, które zazwyczaj wybieram i bynajmniej nie chodzi tu o tematykę. Ta książka niesie w sobie spokój i całe mnóstwo pozytywnych emocji płynących z obcowania z naturą, co w dzisiejszym świecie jest rzadkością. Wnikliwość autorki dokumentującej ówczesne realia życia czy współczesny język to jej dodatkowe atrybuty. Nie dziwię się, że pierwszy nakład tej publikacji rozszedł się błyskawicznie, a w Anglii wznawia się ją systematycznie, bo jest ona zdecydowanie ponadczasowa. Szkoda tylko, że z ogrodu Elizabeth w Rzędzinach nic nie zostało, że jej trud i włożony w niego ogrom serca nie może cieszyć naszych oczu…
Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Elizabeth i jej ogród, von Arnim, Elizabeth, Wydawnictwo MG, 2011.
Ocena 4+/6
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG
A teraz obiecane informacje:
Jeśli jesteście zainteresowani poradnikami ogrodniczo-kwiatowymi, to koniecznie wejdźcie na http://www.gandalf.com.pl/k/majowka/ , bo do 29. kwietnia tytuły te dostępne są z rabatem do 40%.
Polecam serdecznie!
Może mnie też by zmobilizowała do wyjścia do ogrodu:) Wciąż nie mogę się do niego wybrać. Twoja recenzja zasiała w mojej głowie niewielkie pragnienie, niewielkie, ale zawsze.... a cóż dopiero cała książka.
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz, "Elizabeth" też Ci pożyczę :) Jak się rozpędzisz, może i u mnie pokopiesz :)) Ja mam terenu prawie jak w Nassenheide, więc jest co robić :DDD
OdpowiedzUsuńBez przesadyzmu!
OdpowiedzUsuńJa chyba nie mam za grosz talentu ogrodniczego:(((
już dawno nie słyszałam nigdzie o tej książce, a tu znów sie pojawia i znów o sobie przypomina :) Ale może lepiej nie będę jej czytać, bo do ogródka mi się nie chce iść :D
OdpowiedzUsuńPojawia się co jakiś czas, co dowodzi słusznie, że jest to książka ponadczasowa i znajdująca swoich czytelników w różnym czasie i miejscu :)
UsuńBardzo miło wspominam tę lekturę - rzeczywiście, wywołała u mnie zryw do prac w terenie, ale niestety, nie na długo:( To jednak trzeba czuć i kochać, inaczej nawet taka inspiracja nie pomoże:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Nie mam ręki do roślin ale książka mnie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuń