piątek, 15 kwietnia 2016

Ginekolodzy - Jürgen Thorwald

Do rąk czytelnika trafiła niedawno kolejna publikacja niemieckiego pisarza, znanego z książek z zakresu historii medycyny, Jürgena Thorvalda, pt. Ginekolodzy. To właśnie ginekolodzy [t]worzą (…)pokaźną armię uzbrojoną w kleszcze porodowe, łyżeczki chirurgiczne, skalpele, pesaria, hormony i fotele ginekologiczne. I jak każde wojsko dzielą się na szeregowców, oficerów i generałów... Zmarły w 2006 roku literat chronologicznie ukazując sylwetki najważniejszych specjalistów z tej dziedziny (także z ginekologii chirurgicznej), nie wybiela żadnego z nich, ale obiektywnie demonstruje ich dokonania; wskazuje, dlaczego niektórych ginekologów określano kiedyś mianem morderców. Już choćby ten fakt wzbudza ogrom emocji. W ich gąszczu bez wątpienia znajduje się poczucie ulgi – za to, że to właśnie dziś przyszło nam żyć…

Słowo ginekologia pochodzi od greckiego 'gyne'(gr), oznaczającego kobietę. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie była to gałąź medycyny przyjazna płci pięknej. Książka Thorvalda poraża bólem i cierpieniem, jakie musiały znosić kobiety na przestrzeni lat za sprawą ginekologów, niestety. To z jednej strony smutna opowieść o brutalności lekarzy, o chęci dowiedzenia przez nich swych (jakże często mylnych!) przekonań i racji, czy o ich całkowitym oddaniu naukom Kościoła. To także prowokacyjna historia współzawodnictwa, zabobonów, zacofania i aspektów moralnych, blokujących możliwość podejmowania decyzji przez kobiety. Z drugiej strony, to hołd złożony kilku śmiałkom, którym nie brakło wiedzy, fantazji, a przede wszystkim odwagi, by wprowadzać innowacje w leczeniu żeńskich dolegliwości.

Już na wstępie czytelnik dowiaduje się, że ginekolodzy przez okres dwustu lat unikali kwestii nagości jak ognia, stając się niewolnikami obyczajowości swoich czasów. Oto przykład: Prekursorzy ginekologii z roku 1750 i 1800, którzy wczołgiwali się do sal chorych z przewiązanymi oczyma, byli tak szczęśliwi, mogąc po jakimś czasie zdjąć przepaski, podczas gdy ich dłonie badały i operowały pod kobiecymi sukniami i kołdrami, że przez następne sto pięćdziesiąt lat nawet nie pomyśleli o zerknięciu pod przykrycia. Nie wiem, jak Was, ale mnie obowiązek rodzenia w ubraniu, będący najczęściej przyczyną urazu krocza i głębszych obrażeń, całkowicie osłabił… Podobnie zresztą jak nieodzowny palec wskazujący lekarzy nazywany wówczas okiem ginekologa. Uważano bowiem, że obnażenie kobiety nie przynosiło żadnych korzyści dla jej leczenia…

Przejdźmy do porodów. Bolesne skurcze porodowe próbowano początkowo niwelować podając duże dawki opium. Na skutek tego rodziły się martwe, odurzone opium dzieci. Później stosowano również morfinę, aplikowano eter, chloroform i skopolaminę, wywołującą stan półświadomości. Jeszcze dalej poszli Anglicy i wypróbowywali przedwczesny, sztucznie wywołany poród. Sądzili, że siedmiomiesięczne dziecko przejdzie przez wąską miednicę. Stosowali lewatywy z terpentyny, podrażniali piersi ciężarnych lub tak długo grzebali palcem w szyjce, aż następowały bóle porodowe (…) Doktor James Lucas z Londynu głodził ciężarne, które borykały się z problemem wąskiej miednicy. Uważał, że dzięki temu dziecięca główka zrobi się tak miękka, iż da się wyjąć przez wąski otwór miednicy… Szok, nieprawdaż!?!

Natomiast panie, które próbowały uniknąć ciąży, stosowały trujące napary ziołowe, modlitwy i zaklęcia. By pozbyć się spermy po stosunku, wywoływały gwałtowny kaszel lub podskakiwały energicznie. Niekiedy próbowały bardziej drastycznych metod, niestety z opłakanym skutkiem: Niektóre kobiety wsuwały w tylną część pochwy gałganki, wełnę, buraki czy ziemniaki, aby zagrodzić nasieniu drogę. Mimo to i tak zachodziły w ciążę, a w dodatku chorowały. Kiedy aborcje były zakazane dziewczęta okładały pięściami podbrzusze albo dźgały macicę drutami do robótek ręcznych!
Dołożę do tego jeszcze kilka innych przerażających faktów: brak miesiączki leczono pijawkami, a przeciw nadmiernemu miesiączkowaniu stosowano upuszczanie krwi. To jednak nie wszystko – podjęto próby wypalania raka z pochwy rozgrzanym żelazem! Z czasem, kiedy pojawiły się rad, a wraz z nim problemy z odpowiednim jego dozowaniem, dr Bell dywagował, czy włożyć fiolkę z solą radu w zrakowaciałą pochwę/ macicę, czy ‘wszyć’ ją w nowotwór i pozwolić jej promieniować… Więcej podobnych, porażających przykładów znajdziecie w książce.

Ginekolodzy napisani są w dość chłodnym, typowo męskim stylu. Książka zawiera dużo faktów, bardzo ciekawych i zaskakujących informacji, mnóstwo dat i wybitnych nazwisk, przełomowych momentów, tworzących historię ginekologii w zarysie. Jürgen Thorwald nie rozczula się nad kobietami, którym przyszło żyć w bezdusznych dla nich czasach. Oschle opisuje ich sytuację, kiedy to służyły głównie prokreacji i wychowaniu niezliczonej ilości dzieci. Więcej uwagi poświęca medykom–pionierom i eksperymentatorom. Zdaje się jednakże przekonywać, że niekiedy nie trzeba było być ani nowatorem ani rewolucjonistą, by osiągnąć sukces w tej dziedzinie. Czasem wystarczyła po prostu sumienna praca. Niestety, nawet ona nie gwarantowała zrozumienia wśród współczesnych ani powodzenia proponowanych pacjentkom kuracji.
Ginekolodzy to zdecydowanie warta uwagi, choć z pewnością bulwersująca i nieprzeznaczona dla wrażliwców, literatura faktu. Polecam!

Cytaty za: Ginekolodzy, Jürgen Thorwald, Marginesy, Warszawa 2016.

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.


3 komentarze :

  1. Książka przemocarna, jedna z mocniejszych ii lepszych jakie czytałam w tym roku

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam już styczność z innymi książkami Thorwalda i zdecydowanie nie są one przeznaczone dla osób o słabych nerwach. ;) Tę mam już u siebie i liczę, że niebawem uda mi się ją przeczytać, bo temat jest świetny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Od dawna czytam recenzje tej książki na blogach i mam na nią wielką ochotę. Muszę ją mieć.

    OdpowiedzUsuń