piątek, 31 lipca 2015

Łebki od Szpilki - Agnieszka Szpila

Książkę Agnieszki Szpili „Łebki od Szpilki” wydawca reklamuje jako ‘książkę granat’, która nie zabija, ale wyzwala w czytelniku radość życia i ogromną wewnętrzną siłę. Z tym się zgadzam co do joty. Jest to jedna z tych publikacji, po które chętnie sięgamy. Po pierwsze dlatego, że lubimy kogoś podglądać; zwłaszcza tego, kto jest w bardzo trudnej sytuacji, kto zmaga się z potężnym problemem, a my jesteśmy z dala od niego, mamy swój upragniony ‘święty spokój’ i zdrowych bliskich. Możemy popatrzeć i kiedy tylko przyjdzie nam ochota wrócić do własnej, mimo iż nieidealnej, to jednak prostszej rzeczywistości. Nie ukrywam, że pani Agnieszka zaserwowała swoim czytelnikom książkę gęstą; nie tylko w warstwie narracyjnej, ale przede wszystkim ze względu na treść - publikację ociekającą tym wszystkim, czego nie życzy się nawet najgorszemu wrogowi - nieszablonowej, trudnej do zdiagnozowania, rozkładającej życie choroby bezbronnych, najukochańszych istot – dzieci. W tej skomplikowanej sytuacji odnaleźć musi się cała rodzina, znajomi, ale przede wszystkim rodzice. Szczególnie zaś matka towarzysząca własnemu potomstwu nieustannie. Są matki świetne i święte. Świętą nie jestem. Świetną bywam. Najczęściej jednak staram się być wobec Mileny i Heleny po prostu fair, wyznaje Agnieszka Szpila. Poznajcie nieprzeciętną historię tej niezwykłej kobiety i jej dzieci, która zamiast dołować, inspiruje; zamiast onieśmielać – wyzwala energię i ogrom ufności, że zawsze jest szansa na happy end.

To, co przeszło mi przez myśl, kiedy zaczęłam czytać tę książkę to fakt, że jest ona inna niż zbliżone tematycznie publikacje dostępne na naszym rynku. Nie epatuje chorobą, nie zaczyna się od nazw jednostek chorobowych, lekarstw, specjalizacji lekarskich, itp., choć mogłaby (a może wręcz powinna?!?). To zapowiadało inność, nowy format, jaki autorka wprowadziła w swojej, jakby nie było, historii autobiograficznej. Oprócz dramatu, z jakim przyszło się zmierzyć jej, jej rodzinie, a przede wszystkim bliźniaczkom Szpili – Helenie i Milenie (duetowi często pojawiającemu się w książce jako H&M), postawiła na optymizm (szacun, że miała i ma go wciąż tak wiele!) i ukazanie w przeważającej części kolorowych stron życia, w myśl zasady: co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Będąc przekonaną, iż trudne sytuacje (tzw. doświadczenia graniczne) są potrzebne, bo często dają ‘uprawomocnienie istnienia’, ma równocześnie świadomość tego, jaką cenę trzeba za zapłacić za przeżywanie tego typu dramatów na co dzień i czym one są: Tak sobie myślę, że życie człowieka dzieli się na to przed ukrzyżowaniem i to piękniejsze, pełniejsze już po. Cokolwiek by o niej nie mówić – droga krzyżowa to triatlon z cross-maratonem razem wzięte. A kto wie, czy nawet nie z kolarskim Wyścigiem Pokoju… Przejdźmy do sedna, czyli do wyjaśnienia, na co cierpią dzieci.

Helenka i Milenka, bliźniaczki Agnieszki Szpili, są owocem związku z dużo starszym mężczyzną. Początkowo nic zapowiadało nieszczęścia. Prowadzili zwykłe życie, zmagali się z prozaicznymi bolączkami młodych rodziców. Z czasem coś zaczęło się zmieniać: Przez pierwszy rok życia dziewczynek starałam się rozpuszczać kłębiące się w moim sercu emocje, gotując, piorąc, zamiatając, piekąc chleby, a nade wszystko – transformować swój gniew poprzez śpiewanie pieśni (…) Codziennie ten sam rozkład dnia, karmienie w podobny sposób, repertuar kołysanek, który według koncertu życzeń drących się dziewczynek, musiał być przeze mnie realizowany punkt po punkcie tak samo jak dzień, tydzień czy miesiąc wcześniej. Gdy do tego doszedł przymus spacerów tylko w prawą stronę (…), miałam chęć zażyć cykutę, arszenik, cokolwiek, byle tylko skrócić swoje cierpienie. Dusiłam się z własnymi dziećmi w narzucanej przez nie co dzień coraz bardziej przygniatającej ‘taksamości’, nie mogłam w niej ani żyć, ani spokojnie umrzeć, nie wspominając o wyciszającym neurologię i zmysły oddychaniu. To właśnie za sprawą owej ‘taksamości’ autorka i jej partner zaczęli podejrzewać, że z ich dziećmi jest coś nie tak. Niepokoiły ich tzw. odloty Helusi – znikanie z pola widzenia, brak reakcji na własne imię, nietypowe zabawy (np. rozmowa z samochodem), halucynacje. Dziewczynki notorycznie nie potrafiły odnaleźć się w żadnej nowej sytuacji. Do tego stopnia, iż rodzice wszędzie musieli zabierać ich ulubione zabawki, płyty CD, książeczki: Bez nich świat był dla nich głęboki jak ocean i czarny jak najciemniejsza noc, a za każdym rogiem czaiły się smoki, potwory i dzikie bestie. Partner Agnieszki uspokajał ją, twierdząc, że dziewczynki są superkreatywne. Ona była jednak bardziej podejrzliwa i obawiała się, że to może być autyzm. Diagnoza na Pileckiej w Warszawie - podana w niezwykle brutalny sposób – brzmiała: częściowe zaburzenia rozwojowe. W przychodni Synapsis sugerowano wspomniany wyżej autyzm. Szpila przez dwa tygodnie krzyczała do jądra ziemi. Coś nie pasowało do tej układanki. Dlaczego np. owa diagnoza nie została poparta rzetelnymi (aczkolwiek podstawowymi!) badaniami jak np. tomografią mózgu, rezonansem czy testami na obecność przeciwciał (np. na bakterie borelli)? Amerykański fizjoterapeuta, Glenn Doman uważa, iż największym wrogiem dziecka skaleczonego neurologicznie jest czas. Ponieważ różne terapie nie skutkowały, rodzice sami zaczęli badać H&M za własne (grube) pieniądze. Korzystali nie tylko z medycyny tradycyjnej (lekarzom Szpila wciąż nie może darować tego, że nie chcą się dokształcać, nie kierują się przysięgą Hipokratesa, itp.), ale również z pomocy szeptuch czy szamanów. Ostatecznie, dzięki uporowi i zaparciu rodziców, stwierdzono, że ich dzieci mają wrodzoną boreliozę i syrinomegalię współwystępującą z zespołem Arnolda-Chiariego. Co to oznacza i jak żyje się z taką diagnozą? Prawdopodobnie bardzo ciężko, ale pani Agnieszka się nie poddaje, a o swoich córkach mówi następująco: Milenka - na ogół piękny człowiek, dziecko kwiat, cielątko najpiękniejsze, łagodna sklonowana owieczka, parówkowy potworek – dała mi w życiu parę razy tak bardzo popalić, że modliłam się tylko o jedno: by już skończyć dzień i nastała noc, żeby nic nie widzieć , zapomnieć choćby na kilka godzin o byciu mamą. O Helusi wypowiada się w podobnym tonie: moje dziadostwo kochane, moja chuda nóżka, mój brzuszek wystający jak u dzieci z Etiopii, być może wypełniony tęgoryjcem lub włosogłówką, który trzeba było już tyle razy leczyć z grzyba i pasożytów i wlewać w niego świństwo z orzecha włoskiego, ach Hesiuńksa – moje trzy piórka na krzyż, moje ćwierć zęba, mój glonojad najpiękniejszy, moja Heluńcia-Pimpuńcia, nie pozostawał, jeśli chodzi o domową działalność przestępczą, w tyle za Milenką. Czyż w tych krótkich charakterystykach nie zawiera się wszystko: miłość, szczęście, choroba, ból i cierpienie?

Agnieszka Szpila w swojej książce przedstawia czytelnikowi nie tylko opowieść o trudnym macierzyństwie i historię błędnych diagnoz. Opowiada dużo o sobie, swoim dzieciństwie, związku, który nie przetrwał, życiu na wsi i relacji z chorymi dziećmi. Nie przypadkowo dziewczynki umieściłam na końcu tej wyliczanki. Mam nieodparte wrażenie, że „Łebki od Szpilki” stanowią dla niej swoistą terapię, próbę zwrócenia uwagi na siebie. Po długim okresie, kiedy wszystkie oczy skierowane były na chore, pozostające bez właściwej diagnozy dzieci, nadszedł czas, by opowiedzieć, o tym, co przeszła, kierując uwagę czytelnika na nią samą. To, co autorka mu proponuje to dość chaotyczne, momentami bardzo zabawne serwowane w formie słowotoku przemyślenia, odczucia, relacje, oddawane w ekspresowym tempie, w kwiecistym stylu z bardzo dużą ilością epitetów. To zaś, co najbardziej mi się w tym 'galimatiasie' podoba, to optymizm i wyciągnięta nauka z tego, co los zesłał Agnieszce. Mam na myśli tę cudowną umiejętność radowania się wszystkim o każdym czasie; to niewiarygodne szczęście znalezione w każdym okruchu dnia, które można dostrzec dzięki odpowiedniej optyce: I zawsze, ale to zawsze, patrzę w niebo. Przyglądam się chmurom. Wtedy wszystko wydaje się takie lekkie. (…) Trzeba umieć spojrzeć na kąpiącą się w kałuży srokę albo sikorkę bogatkę. To lekcja uważności i bycia tu i teraz. Spojrzeć wysoko, w korony drzew i w niebo z chmurami w kształcie smoków i ściętych głów Jana Chrzciciela. To kosmogonia...

Cytaty za: Łebki od Szpilki, Agnieszka Szpila, W.A.B, Warszawa 2015.

Ocena: 4/6

Tę oraz inne, warte polecenia książki znajdziecie na www.gandalf.com.pl Polecam gorąco!


środa, 15 lipca 2015

Niepokorne. Klara - Agnieszka Wojdowicz

„Niepokorne. Klara” to drugi tom trylogii Agnieszki Wojdowicz, który w niczym nie ustępuje pierwszemu. To przykład dobrze opowiedzianej historii, wiarygodnie naznaczonych realiów historycznych i ciekawie rozwiniętych nowych wątków znanych nam już bohaterek: Elizy, Judyty i Klary. I to właśnie tę ostatnią mamy okazję poznać bliżej. „Klara” to wyśmienita okazja, by zanurzyć się w pięknej scenerii młodopolskiego Krakowa, awangardowego Berlina czy tętniącego życiem kulturalnym Wiednia. Postaram się to zaraz udowodnić.

Jest rok 1896. Klara Stojnowska przerywa studia w Berlinie i jest ponownie w Krakowie, gdzie rozpoczyna zajęcia w Baraneum na drugim roku kursu literatury i historii. Pełna pasji, zaangażowania społecznego i woli walki, z zainteresowaniem przypatruje się strajkowi cygarniczek w jednej z krakowskich fabryk, któremu poświęca swój artykuł będący wyrazem jej (kolejnego) młodzieńczego buntu. Przy okazji poznaje pracującego tam człowieka o szerokich horyzontach - inżyniera Jerzego Platera – wynalazcę, konstruktora, zapalonego fotografa. On również zdaje się być zainteresowany tą nieprzeciętną dziewczyną. Klara już na pierwszy rzut oka wyróżnia się w tłumie: nosi melonik (zdecydowanie bardziej odpowiedni dla mężczyzny), letni beżowy kostium, jasną bluzkę i krawat z wpiętą w jedwab perłową szpilką. Oficjalnie pali papierosy, a jej suknie pozbawione są tradycyjnego gorsetu. Nosi krótszą niż nakazywała moda, prowokacyjną fryzurę i jest bezpretensjonalnie szczera. Sprawia wrażenie kobiety wyemancypowanej i wolnej. To bez wątpienia zasługa niedawnego pobytu za granicą: Berlin odmienił Klarę. Otworzył oczy na nieskończone możliwości, uświadamiając jednocześnie naukowe i obyczajowe zapóźnienie Galicji. (…) Ironiczna wobec mieszczańskiej moralności, bigoterii i wszelkich przejawów dyskryminacji, walczy[…] odtąd, choć nie zawsze skutecznie i z rozsądkiem, o prawo do życia wolnego od przesądów oraz ograniczeń. Nie liczy[…] się z nikim i z niczym. Nawet z opiniami ojca, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego czy zatroskanej matki. Klara ma mocny charakter i wielką ochotę na poznawanie świata. Jest zagorzałą przeciwniczką staroświeckich poglądów tak bliskich większości społeczeństwa oraz ślepego przywiązania do tradycji. Dla niej ważniejsza jest wierność własnym przekonaniom niż konwenanse. Jest odważna, bezkompromisowa i chętnie podejmuje ryzyko, choć wygłaszanie niepopularnych opinii sprowadza na nią nieustanie niemałe kłopoty. Jednocześnie pragnie realizować swe pasje, być kochaną i kochać, czasem nawet wbrew ogólnie przyjętym normom. Zaangażowana w misję dziennikarską, pisze kolejne artykuły, poznaje nowych, interesujących ludzi (np. Wyspiańskiego w redakcji „Nowej Reformy”). Niestety, musi również ponosić odpowiedzialność za swoje czyny – za zbyt bliskie stosunki z socjalistami, za utratę głowy dla nieodpowiedniego mężczyzny… Klara składała się z paradoksów, bo choć bardziej niż kiedykolwiek świadoma była pragnień i marzeń, intensywnie smakowała codzienność i tylko bała się, do czego ją to zawiedzie… Czy jej obawy były uzasadnione?

Nie lepiej jest z przyjaciółką Klary, Judytą Schreiberówną. Po powrocie z Otwocka, dziewczyna nadal rozmyśla o Maurycym Stojnowskim, przebywającym w Paryżu. Kiedy ten niespodziewanie pojawia się ze swoją narzeczoną w Krakowie, Judyta przyjmuje propozycję właścicielki pracowni, Miny Ebner i wyjeżdża do Wiednia, by zapomnieć o ukochanym. Maluje i projektuje tkaniny, a obcując z wielką sztuką, ma okazję poznać: Gustava Klimta, Kolo Mosera i Maxa Henneberga. Między nią a tym ostatnim, nawiązuje się nić sympatii, która dość szybko przeradza się w coś więcej… Za granicą Judyta podejmie próbę nauki jazdy na rowerze (to początki cyklistów), ale i otrzyma możliwość stworzenia własnych prac na wystawę secesjonistów i zaprojektowania sukni na inny, również niezwykle prestiżowy konkurs (było to prawdziwe wyzwanie w tamtych czasach, sądzono bowiem, iż najlepszymi projektantami są mężczyźni…). Jak potoczą się dalsze losy nieprzeciętnie utalentowanej Judyty? Co czeka ją w dającym wielkie możliwości Wiedniu?

Tymczasem Eliza Pohorecka, bohaterka pierwszego tomu, schodzi w drugim na dalszy plan. Wciąż wiedzie dość spokojny żywot przy boku ukochanego Antona Wielbrachta, Austriaka (a więc okupanta!). Mimo iż rodzina Elizy (szczególnie jej babcia – Elżbieta Orzechowska) nie akceptuje tego związku, dziewczyna nie rezygnuje ze swego szczęścia, a narzeczony stanowi[…] dla niej swoisty punkt odniesienia we wszelkich życiowych kwestiach. Powoł[uje] się na niego nieustannie, jakby zrósł się z nią niczym pień solidnego drzewa z oplatającym go bluszczem. Jakby był niezbywalną częścią jej życia lub jego warunkiem... Jedynym problemem jest kwestia edukacji – czy Elizie uda się skończyć Studium Farmaceutyczne UJ? Czy spełni swoje marzenia i czy będzie musiała zapłacić za nie wysoką cenę?

Drugi tom „Niepokornych. Klara” jest rewelacyjną kontynuacją pierwszego i pozwala snuć przypuszczenia, że kolejna i ostatnia zarazem część przygód nieprzeciętnych przyjaciółek z młodopolskiego Krakowa, będzie równie udana. Agnieszce Wojdowicz udało się zaserwować swoim czytelnikom po raz drugi wyjątkową ucztę: pełną wiarygodnych bohaterek, intrygujących splotów wydarzeń, naznaczoną nieustanną walką o siebie, swoje przekonania i marzenia oraz o wolność, równość i prawa kobiet. Warto sięgnąć po „Niepokorne” choćby po to, by się przekonać, jakie zmiany niósł ze sobą schyłek XIX wieku w Berlinie, Wiedniu czy Krakowie i jak zmieniali się ich mieszkańcy. U Wojdowicz nie znajdziecie nudnych encyklopedycznych danych czy suchych faktów. Dzięki zmyślnie prowadzonej akcji, pełnokrwistym bohaterkom, czytelnik jest niemalże naocznym świadkiem wszelkich zmian napędzających ówczesny świat. Świadomie sięgając po źródła historyczne, z których umiejętnie czerpie bodźce do tworzenia wiarygodnych historii okraszonych cudownie fikcyjną nutą, Agnieszka Wojdowicz jest kolejną polską pisarką, której twórczość zadowoli nawet najbardziej wybrednych czytelników. Polecam gorąco!

Cytaty za: Niepokorne. Klara, Agnieszka Wojdowicz, Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.

Ocena: 5+/6

Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: The game is not over…

poniedziałek, 6 lipca 2015

Blisko ziemi, blisko nieba. Ksiądz Jan Twardowski we wspomnieniach - praca zbiorowa

Setna rocznica urodzin księdza Jana Twardowskiego to dobry moment na wszelkie podsumowania, wspomnienia, konferencje, dyskusje, wydarzenia artystyczne, edukacyjne i popularnonaukowe, a także publikacje literackie. Do tych ostatnich zalicza się bez wątpienia wyjątkowa książka „Blisko ziemi, blisko nieba. Ksiądz Jan Twardowski we wspomnieniach” Beaty, Iwony i Krzysztofa Demskich. To zapis rozmów, jakie autorzy odbyli z osobami znającymi ‘Księdza Jana od Biedronki’ i okrasili je wyjątkowymi, wcześniej nigdzie niepublikowanymi zdjęciami. Wśród rozmówców znalazły się osoby duchowne, parafianie, ludzie, którzy na co dzień towarzyszyli Twardowskiemu, ale również: artyści i lekarze. W większości nie są to nazwiska z pierwszych stron gazet. Z ich relacji wyłania się jednakże spójny portret niezwykle skromnego, dobrego, utalentowanego i oddanego Bogu księdza, poety, przyjaciela, którego osoba i działalność wzrusza, skłania do refleksji, ale i nierzadko wywołuje uśmiech na twarzy...

Ksiądz Jan Twardowski przez niemal 50 lat był rektorem warszawskiego Kościoła Sióstr Wizytek. Był kapłanem niezwykle lubianym, całym sercem oddanym swym wiernym i Panu Bogu. Kiedy spowiadał miał ‘pełne ręce roboty’, a odprawiane przez niego msze cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Wielu rozmówców państwa Demskich podkreślało krótkie, zapisywane przez siostry kazania, do których ksiądz tak sumiennie się przygotowywał: Wszędzie rozkładał karteczki, specjalnie do każdego kazania, zapisane maczkiem, jakby szyfrem. Nie do rozczytania. Na ołtarzu – ze trzy pary okularów…. Podstawą tych tekstów były anegdoty, skrupulatnie zbieranie każdego dnia. To właśnie dzięki nim kazania księdza Jana były tak oryginalne. Ale nie tylko one. Wyjątkowe były również lekcje religii prowadzone przez Twardowskiego. Tradycyjnie rozpoczynały się tekstem Ewangelii, która miała być czytana w najbliższą niedzielę. Potem w kilku zaledwie słowach ksiądz zrozumiale tłumaczył jej sens, przybliżał znaczenie, a jako zadanie domowe zlecał wykonanie ilustracji do niej. Jeśli bardzo mu się podobało – stawiał piątkę z dziesięcioma plusami, gdy trochę mniej – z dziewięcioma plusami (…) Jestem przekonana, że wymyślił te rysunki po to, żeby samemu nie nudzić się czytaniem wypracowań czy notatek. Bo ksiądz przypominał trochę dziecko... Miał odwagę ciągle się dziwić i stale zadawać pytania. Poza tym często charakterystycznie chichotał, a głośne kichanie było jego specjalnością. Był przy tym niezwykle szczery i prostoduszny. Swoim przyjaciołom radził: Jak najdłużej zachowaj cechy dziecka, nie dorastaj za szybko, i sam sumiennie się tego trzymał. Miał również ogromny sentyment do drobiazgów, które dla wielu były symbolem kiczu. On zaś lubił się nimi otaczać: Mawiał, że warto pochylić się nad nimi, bo w każdym jest cząstka naszego życia, jakiś epizod i jakiś człowiek. Być może właśnie dzięki tej nieprzeciętnej wrażliwości potrafił w swoich kazaniach łączyć patos z humorem. Owa ckliwość przejawiała się również w miłości do roślin, mającej swój początek już w dzieciństwie i trwającej całe życie: Od czternastego roku życia sam robił przyrodnicze albumy, wklejał do nich zebrane liście i podpisywał, z jakiego drzewa czy krzewu pochodziły, gdzie je znalazł… Instynktownie starał się w zielnikach używać poprawnych nazw botanicznych, obok polskiej podawał również łacińską. Jako ksiądz cieszył się, gdy mógł spędzać wakacje w pobliżu lasu, po którym lubił samotnie wędrować, najchętniej kilka godzin dziennie, wybierając się tam zaraz po śniadaniu i odprawieniu porannej mszy. Mówił, że to są jego najważniejsze rekolekcje. Zazwyczaj spokojny i cichy, niekiedy jednak i jemu zdarzało się zdenerwować. Tyle, że jak się zdenerwował – od razu przepraszał: I to jak przepraszał! Prawie po rękach chciał całować…, dodają jego przyjaciele. Miał w sobie coś takiego, ciepłego, bliskiego, dobrego. Wydawało mi się, iż znam go od bardzo dawna i że jest moją rodziną, wspominała księdza aktorka Anna Dymna. Wielu podkreślało, iż jako łagodny, subtelny i delikatny człowiek był równocześnie wspaniałym spowiednikiem, który ‘nie dręczył’, ale cierpliwie słuchał. Był również gościnny, bezpośredni i otwarty – na każdego człowieka.

Do końca życia był niezwykle zdolnym, pracowitym i pilnym uczniem: Do końca się uczył. Przychodzili do niego i lektor niemieckiego, i pani od francuskiego, a jak jeszcze mógł – sam chodził na lekcje angielskiego. Cały czas pilnie przygotowywał się do lekcji, nawet jak miał już osiemdziesiątkę. Swobodnie rozmawiał i czytał po angielsku i francusku. Nie był jednak ani prymusem, ani sztywniakiem, ani nadętym klechą. Nie przywiązywał wagi do wielu rzeczy, a szczególnie do swojego wyglądu. Choć z drugiej strony nosił przecież ten swój słynny tupecik i farbował włosy... Jak widać, księdza Jana od Biedronki nijak się zaszufladkować nie da…

„Blisko ziemi, blisko nieba”
to książka, dzięki której możemy podejrzeć kogoś, kto wielu osobom był bardzo bliski, którego poezja miała ogrom zwolenników, a kto sam o sobie mówił mało i niechętnie. Dzięki tej publikacji jawi się on swym sympatykom w pełnej krasie, nie stoi już w cieniu, nie ucieka przed zainteresowaniem. To publikacja, której największa wartość stanowią zdjęcia i relacje ludzi, którzy mieli możliwość obcować z ks. Twardowskim w różnych sytuacjach (nierzadko bardzo intymnych) i mogli rozkoszować się jego obecnością, także tą domową, kameralną, zakrytą przed wieloma. Dzięki tym krótkim wspomnieniom mamy możliwość wzruszyć się (czasem nawet do łez), ale i snuć refleksję nad kondycją współczesnego człowieka, piękną poezją, życiorysem dobrego, prostego kapłana, który zawieszony między ziemią a niebem, bliski był tak jednemu jak i drugiemu. Kapłana, w którym tkwiła siła wielkiej miłości, widoczna zarówno w jego życiorysie jak i w jego twórczości.

Cytaty za: Blisko ziemi, blisko nieba. Ksiądz Jan Twardowski we wspomnieniach, praca zbiorowa, Zwierciadło, Warszawa 2015.

Ocena: 4/6

Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: Zawieszony między ziemią a niebem