sobota, 24 sierpnia 2013

Skąd się biorą dziury w serze? Historyjki dla ciekawskich dzieci - Christian Dreller, Petra Maria Schmitt

Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła. To powiedzenie chyba nie do końca sprawdza się w przypadku dzieci, które będąc żądne wiedzy, rozwijają się intelektualnie, kreują własne opinie, a przy okazji budują relacje z najbliższymi. Dziś, kiedy najmłodsi otoczeni są wszelkimi nowinkami technicznymi, mają ogromne możliwości, by swobodnie poznawać otaczający je świat, odnajdywać odpowiedzi nawet na najdziwniejsze pytania. Czasem jednakże nawet ci najbardziej samodzielni „odkrywcy” potrzebują pomocy dorosłych, którzy swoją wiedzą i doświadczeniem pomogliby im zrozumieć trudniejsze zagadnienia. Wsparciem podczas takich rozmów może być niezwykle ciekawa książka „Skąd się biorą dziury w serze? Historyjki dla ciekawskich dzieci” autorstwa niemieckich autorów: Petry Marii Schmitt i Christiana Drellera. Jej odbiorcami mogą być dzieci w wieku przedszkolnym, ale raczej te mające szerokie zainteresowania i chęci, by poświęcić swój czas na wysłuchanie dość poważnych historyjek z faktami w roli głównej, a nie bajeczek gęsto okraszonych banalnymi rysuneczkami. W tej publikacji króluje bowiem tekst a nie obraz. Tu jest kreatywnie, mądrze i ciekawie – ręczę.

Najpierw kilka słów o autorach. Petra Maria Schmitt zaczęła pisać dzięki swoim „ciekawskim” dzieciom, które sprawiły, że obecnie tworzy ona nie tylko książki, ale również audycje dla rozgłośni radiowych i scenariusze do programów telewizyjnych. Christian Dreller, wcześniej pracował w wydawnictwach publikujących książki dla dzieci, aktualnie sam pisze książki, naucza i tłumaczy. Heike Vogel – absolwentka Wyższej Szkoły Grafiki i Projektowania w Hamburgu, której wybór na ilustratorkę tejże książeczki był strzałem w dziesiątkę, bo jej prace są doskonałym zwieńczeniem tegoż dzieła.

Teraz przejdźmy do treści: w książce zawarto dziewiętnaście opowieści, z których w każdej historii to dzieci z jakimś konkretnym problemem występują na pierwszym planie. To ważne, bo z dziecięcym bohaterem każdy milusiński może się łatwo identyfikować: jest w ich wieku, ma podobne pytania, pokrewne rzeczy go zastanawiają. Kiedy czytelnik stopniowo dochodzi do głównego tematu, adrenalina, podobnie jak i ciekawość wzrasta. Wszystkie teksty są dość krótkie, więc prawdopodobieństwo, że dziecku uda się na nich skoncentrować i nie zmęczyć jest wysokie. Dodatkową ich zaletą jest fakt, że są one napisane tak, że nawet dorosły czytelnik wciągnie się bez trudu. Uzupełnieniem intrygującej treści, są ładne ilustracje (ewentualnie schematy, ułatwiające zrozumienie danego zagadnienia) wspomnianej wcześniej Heike Vogel, przykuwające uwagę każdego odbiorcy bez względu na wiek. Jakie tematy poruszają opiewane przeze mnie historyjki? Niebanalne, jak choćby krzywizny bananów i ich przyczyny, brak nóg u dżdżownicy, obecność soli w morzu i prądu w gniazdku, błękit nieba, dziury w serze, wypadanie mlecznych zębów. Młody człowiek bez trudu zrozumie także, dlaczego gwiazdy świecą, czemu niektórzy ludzie mają ciemną skórę, gdzie jest wiatr, kiedy nie wieje, itp. Dorosłych zadziwi prawdopodobnie informacja, jakie zwierzę jest najpotężniejsze na świecie i które ryby mogą utonąć. Te i inne kwestie z pewnością rozbudzą zainteresowanie dzieci, a możliwość odkrywania świata wspólnie z rodzicami, dziadkami czy innymi dorosłymi pogłębi więzi rodzinne i będzie dodatkową okazją do dobrej zabawy.

Jeśli poszukujecie książki, która pomoże Wam zmierzyć się ze skomplikowanymi pytaniami Waszych szkrabów, a której lektura będzie dla nich prawdziwą przyjemnością, polecam Wam „Skąd się biorą dziury w serze?” Starsze dzieci mogą ją z powodzeniem przeczytać same i odnieść taką samą korzyść. Polecam, naprawdę warto!

Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: Ciekawie dla ciekawskich

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Cud - Ignacy Karpowicz

Ignacy Karpowicz (rocznik ‘76) jest przedstawicielem młodych, zdolnych polskich prozaików, będących nadzieją naszej rodzimej literatury. Nie tylko pisze, ale i tłumaczy z języka angielskiego, hiszpańskiego i amharskiego, a i czas na ciekawe podróże znajduje. Za „Balladyny i romanse” otrzymał nominację do Nike 2011 oraz zdobył Paszport Polityki 2010. Bez wątpienia jest to autor doceniany przez krytyków i chętnie nagradzany, obdarzony zmysłem obserwacji, wybujałą wyobraźnią, wyrazistym i prześmiewczym stylem oraz łatwością w łamaniu konwencji. Jego książki czyta się dość lekko, często (chyba błędnie) nie doszukując się w nich głębszych treści. Na naszych półkach księgarskich za chwilę pojawi się ponownie „Cud” z roku 2007, będący drugą w dorobku Karpowicza powieścią, a obecnie wznawianą za sprawą Wydawnictwa Literackiego. Zdecydowanie nie jest to zjawisko paranormalne, ale przykład dobrej polskiej obyczajowej prozy, trzymającej w napięciu do końca, której warto poświęcić chwilę uwagi.

Mikołaj Tarasiewicz, 26-letni student orientalistyki na UW, pewnego dnia zostaje potrącony przez samochód osobowy prowadzony przez młodą kobietę. Zgon następuje na miejscu, a jego ciało do Akademii Medycznej zabiera przypadkowa osoba, bo nikt inny się do tego nie garnie. Jest nią Anna, 31-letnia samotna, atrakcyjna lekarka, która okrada go z pieniędzy, pomieszkuje w jego mieszkaniu, a następnie kłamie jego najbliższym, że jest jego dziewczyną. Czemu? Powód jest banalny - Anna zakochała się w Mikołaju, bo wreszcie stała się dojrzałym owocem, soczystym i czekającym na zerwanie, gotowym na nowy związek, nowe mieszkanie. Zakupy bibelotów i mebli, parzenie kawy, drobne kłótnie i drobne przyjemności. Ot, tyle. Do tej pory nie udało jej się stworzyć stabilnego związku z (żywym!) mężczyzną, a teraz przypadkowo nadarzyła się wspaniała okazja zbudowania rodziny, tyle że wybranek był martwy… No prawie, bo Tarasiewicz nie był jednoznacznie trupem - nie wystąpiło u niego stężenie pośmiertne, jego ciało ładnie pachniało, nie nosiło znaków rozkładu, a denat miał stan podgorączkowy i nie sposób było określić jego grupy krwi! To był przypadek wymykający się wszelkim regułom i analizom, który pochłonął Annę całkiem i to nie tylko naukowo... Nic jej nie wychodziło, sprawy wymykały się spod kontroli, jej zachowanie było absurdalne, a ona sama stawała się nieprzewidywalna, jakby żyła w amoku. Wszystko (nawet śmierć własnej matki) przestało mieć znaczenie. Jej uczucie do Mikołaja popychało ją do rzeczy coraz bardziej kontrowersyjnych, a łatwość, z jaką dostosowywała swój życiorys do biografii Mikołaja, był porażający… Zresztą Mikołaj w ogóle stał się ‘celebrytą’ – pisano o nim w Fakcie i opowiadano na żywo w Polsacie. Pacjenci mieli rzekomo za jego przyczyną zdrowieć, toteż tłum przed szpitalem gęstniał, a ogólna ekscytacja, radość i wiara w cud uzdrowienia, była ogromna: Mikołaj zmieniał życie tych, którzy znaleźli się w zasięgu jego oddziaływania. Zawieszał obowiązujące prawa. Pokazywał, czy raczej pozwalał sobie uświadomić ich umowność. Niby rozszerzająca się anomalia doprowadzał do sytuacji, które nie zaistniałyby w innych warunkach…

Ta historia miłosna z młodym, przystojnym i zagadkowym denatem od samego początku intryguje. Jej bohaterowie to emocjonalne trupy, których życie nie ma celu, którzy nie rozumieją siebie ani innych. To kukiełki, każdego dnia zabijane marazmem. Momentem przełomowym dla wszystkich (również tych, którzy Mikołaja nie znali) staje się tragiczny wypadek przeciętnego studenta z gazetą w ręku - następuje zmiana myślenia protagonistów, budzących się z letargu i chcących wziąć wreszcie swój los we własne ręce. Nikt nie przeżywa tu żałoby, nie ma dygresji dotyczących życia i śmierci, a zgon nie jest dramatem, ale początkiem czegoś wyjątkowego, co ma przynieść nadzieję, spokój i długo oczekiwaną harmonię (Mikołaj mimo śmierci jest wciąż obecny, może nawet bardziej niż wcześniej za życia). Stylistycznie jest to powieść ciekawa, trzymająca w napięciu, momentami wręcz komiczna jak to u Karpowicza bywa. Mamy w niej do czynienia z dwoma rodzajami narracji: pierwszy - ukazujący powieść w pełnej krasie, stylistycznie prosty, bez nadętych upiększaczy, którego narrator relacjonuje akcję z Warszawy, oraz drugi – rodem z Białostocczyzny – ozdobny, pisany jakby pod ‘natchnieniem’ tekstów biblijnych czy samego Anioła, której autorem jest ojciec Mikołaja – alkoholik, kobieciarz, kiepski mąż i ojciec, który zamiast o sacrum opowiada o wszystkim, co jest jego przeciwieństwem, poruszając tym samym wątki z przeszłości Mikołaja i jego rodziny. Ta część mimo iż stylistycznie udana, dla mnie była dość męcząca, zdecydowanie mniej przyjemna w odbiorze niż pierwszy rodzaj narracji. Wydawało mi się, że autorowi bardziej zależało na oryginalności formy i zamieszaniu nią spowodowanym niż na logicznym połączeniu całości. To zaś, co bardzo przypadło mi do gustu, to dopiski narratora w nawiasach, (czasem licznie nagromadzone jeden obok drugiego), które dopowiadają, precyzują, określają, akcentują lub komentują, często ironicznie i dwuznacznie.

Ignacy Karpowicz po raz kolejny przełamuje standardy, zaskakuje, bawiąc się stylistyką i konwencjami. „Cud” czyta się dość szybko, momentami łapczywie, bo historia ‘żywego trupa’ wciąga i prowadzi do smutnej konkluzji o kondycji naszego człowieczeństwa i czasów, w jakich żyjemy. Bo kiedy przychodzi czas, by przekręcić klucz, nie ma odwrotu i trzeba stanąć ze sobą oko w oko…

Cytaty za: Cud, Ignacy Karpowicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.

Ocena 5/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję portalowi Oblicza Kultury


środa, 7 sierpnia 2013

Dostatek - Michael Crummey

Saga rodzinna rodem z Nowej Fundlandii wyróżniona prestiżowymi nagrodami: Commonwealth Writer’s Prize for Best Book (region Kanada i Karaiby), Canadian Authors Association Literary Award for Fiction oraz nominowana do wielu innych, m.in. do International IMPAC Dublin Literary Award. Na całym świecie znalazła rzesze czytelników, a jej autor plasuje się w ścisłej czołówce kanadyjskich powieściopisarzy. Mowa o książce Michaela Crummey’a, uzdolnionego poety i prozaika, pt. „Dostatek” z 2009 roku, która 17.6.2013 miała swoją premierę w naszym kraju dzięki nowemu gdańskiemu i co warto dodać niezwykle obiecującemu wydawnictwu ’Wiatr od morza’.

„Nowa Fundlandia wydawała się zbyt sroga i groźna, zbyt prowokacyjna, zbyt ekstrawagancka, dziwaczna i przerażająca, by mogła być prawdziwa…

Wiodących podłe życie mieszkańców Paradise Deep i Trzewia pewnego dnia zaskakuje na wybrzeżu Nowej Fundlandii widok zdychającego wieloryba. Jest to dla nich wielka radość, bo takie znalezisko oznacza możliwość zrobienia zapasów na trudne czasy, ale i szok, kiedy z brzucha kaszalota wyciągają niczym biblijnego Jonasza żywego człowieka, przypominającego albinosa, wydzielającego przeraźliwy zapach... Od tego momentu życie osady zaczyna się zmieniać. Przybyszowi, nazwanego Judą, który był wcieloną dziczą, niemą i nieodgadnioną; pustką, w której człowiek mógł się utopić, jedni przypisywali boskie przymioty (‘Bratanek Boga’), drudzy ochoczo z niego kpili i szydzili, obwiniając go o wszelkie nieszczęście. Autor wychodząc od tego wydarzenia portretuje głównych bohaterów swej sagi (skupia się na dwóch zwaśnionych rodach): ludzi specyficznych, żyjących blisko siebie, tak bardzo, że [k]orzenie wszystkich rodzin były tak splątane, że nie sposób było je odróżnić. Większość mieszkańców wybrzeża wiodła ten sam nędzny żywot, co wcześniej ich ojcowie, chodziła podobnie jak oni w łachmanach, ich dzieci cierpiały na krzywicę i suchoty i tylko niektóre z nich potrafiły wyrecytować alfabet. Wśród tej społeczności jest kilku duchownych, m.in. niezwykle barwny ojciec Phelan: alkoholik sypiający z licznymi kobietami, bluźnierca, za nic mający Boga, publicznie popełniający także inne grzechy, jak choćby: herezje, nawoływanie do schizmy, pogłębianie konfliktów i sianie zamętu pośród wiernych, jak również jawne naruszanie sakramentalnej tajemnicy spowiedzi. Był pośród nich również doktor Harold Newman – chirurg, Amerykanin, którego [w] Nowej Fundlandii pociągały (…) dziewicze tereny, rzeki i jeziora, karibu, baribale, ocean oraz wdowa po Devinie – czarownica a może znachorka, pracująca kiedyś u Królowki Sellersa, siejąca strach i nadzieję jednocześnie wśród mieszkańców osady. Swoje miejsce znalazła tu Ann Hope, która [p]rzypłynęła (…) z mocnym postanowieniem, że przyłoży rękę do koła postępu, że przesunie je choć odrobinę, a tymczasem udało jej się roztrwonić wszystkie siły na szarpaniu się z niewzruszoną skałą, którą tu zastała. Ciągle używała języka reform, chociaż już przed wielu laty przestała wierzyć w możliwość zmian i syn Mary Tryphena Devine, Henley, niedojrzały i zepsuty, samolubny i skupiony na sobie i porywczy, był z niego beznadziejny mąż i ojciec, był krótkowzroczny, słaby i samotny. I wreszcie syn Judy, Patrick, ratujący zaciekle książki ze swojego zbioru narażając przy tym własne zdrowie i życie, którego żona nie bez kozery nazywała samą siebie ‘książkową wdową’ oraz wielu, wielu innych.

Piekielny klimat Nowej Funlandii obrazuje nędza, niedostatek, brak pożywienia zimą, kiedy zapasy się kończą, a głodni ludzie leżą całymi dniami pogrążeni w głębokim śnie, i gdy rosną im długi (W obliczu ciężkich czasów populacja wybrzeża topniała w oczach, a wiele porzuconych chat i magazynów popadało w ruinę). Połów ryb podlega przecież nieubłaganemu, regularnemu rytmowi przypływów i odpływów, a po sezonach względnego dostatku następowały lata marnych połowów lub spadków cen na zamorskich rynkach. Ta ciągła zależność od oceanu, często wzbudzała w ludziach najgorsze instynkty, także wtedy gdy kradli innym żyzną ziemię, bo taka w tamtych okolicach jest na wagę złota (Trzeba całymi dniami nawozić ziemię kapelanami i wodorostami, żeby zechciało wyrosnąć niej choć parę pędów. Zdarzyło się już, że krew polała się o pół akra ogródka). To wszystko sprawia, że czytelnik dochodzi do wniosku, iż wszelkie resztki kultury zostały zdławione w rybakach przez skrajnie nieprzyjazny klimat, przez niewzruszone pustkowia, lasy i bagna. Przez surowy ocean. Bohaterowie „Dostatku” to prawdziwi, charakterni ludzie z krwi i kości. Ich hermetyczna społeczność, trudności, z jakimi musieli się mierzyć każdego dnia przez wszystkie pokolenia i surowy klimat, w którym każde pożegnanie miało w sobie coś ostatecznego stworzyły wyjątkowo oryginalną, nastrojową, wręcz wiejącą autentycznym powietrzem znad Labradoru atmosferę, która zostaje w naszej pamięci na długo. Na uwagę zasługuje także zróżnicowany język sagi: raz ocierający się o bluźnierstwo, przekleństwo czy wyuzdanie, innym razem delikatny i stonowany – zawsze dostosowywany do bohatera wypowiadającego swoją kwestię.

Saga Michaela Crummey’a to zdecydowanie książka warta polecenia, choć bez wątpienia pierwsza jej część jest lepsza niż druga. Już na początku dołączono drzewo genealogiczne, które pomaga odnaleźć się wśród bohaterów i jej powiązań. Minusem jest dla mnie rozmiar czcionki - odrobinę za mały, gdyż przy takiej ilości stron oczy nawet najbardziej zainteresowanego czytelnika się zmęczą, a on sam może nie dobrnąć do intrygującego zakończenia. Jeśli chcecie oderwać się od bajecznych i przesłodzonych historii rodzinnych, jakie często nam się oferuje, sięgnijcie po pełen zabobonów, wierzeń religijnych, legend, mrocznej natury, ostrego klimatu, nieprzeciętnych protagonistów i nieszczęśliwych miłości „Dostatek”. W potopie przewidywalnych lektur tego gatunku, to prawdziwa perełka. Polecam!

Cytaty za: Dostatek, Michael Crummey, Wiatr od morza, Gdańsk 2013.

Ocena 5/6


Tę książkę oraz mnóstwo innych znajdziecie w przyjaznej swoim klientom Księgarni Gandalf :-) Polecam gorąco!