wtorek, 26 sierpnia 2014

Tajemnice Rutherford Park - Elizabeth Cooke

Tajemnice Rutherford Park” Elizabeth Cooke wydawca poleca fanom „Downtown Abbey”. Na początku wydawało mi się, iż to dość odważne (zuchwałe?!?) porównanie, tymczasem już po lekturze doszłam do innego wniosku. Angielska pisarka stworzyła świetny klimat, wiarygodnie oddała ówczesną sytuację polityczną, w której umiejscowiła intrygującą akcję z bohaterami z krwi i kości. Jeśli do tego dołożyć rozległe opisy krajobrazu i umiejętnie budowane napięcie, to mamy przepis na powieść obyczajową, która ma duże szanse na sukces, a z pewnością na niemałe grono zapalonych czytelników, czekających na kontynuację książki. Początkowo podeszłam do „Tajemnic…” podejrzliwie (sama nie wiem dlaczego), a ostatecznie historia rodu Cavendishów pochłonęła mnie całkowicie i żal mi było się z nim rozstawać…

Octavia i jej mąż William Cavendish to właściciele rozległej posiadłości Rutherford, wzniesionej dzięki wpływom i potędze ich przodków. Główny budynek w stylu Tudorów, leżące wokół niego farmy i wioski oraz wypielęgnowany ogród, to otoczenie małżonków, ich trojga prawie dorosłych już dzieci oraz dość licznej, choć rozproszonej wokół swych mnogich zajęć służby. Bohaterów poznajemy zimą w roku 1913, w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Owo spotkanie w gronie najbliższych staje się okazją do wyjawienia od lat skrywanych tajemnic i problemów zamożnej rodziny, których jej członkowie doświadczają mimo wysokiej pozycji społecznej i finansowej.

Octavia Cavendisch przybyła do Rutherford Park jako 19-letnia narzeczona Williama. Była wtedy szczęśliwą, pełną entuzjazmu, spontaniczną dziewczyną, którą cechowała ogromna chęć obcowania z ludźmi, poczucie humoru, sympatia z sufrażystkami oraz zapędy militarne. Marzyła, by Rutherford dało jej to, za czym tęskniła – wolność, swobodę wyboru, możliwość tworzenia i zarządzania. Zamiast tego dostała porządek i tradycję. Została obarczona wielkim ciężarem tradycji oraz mężem kurczowo uczepionym swojego statusu. Jej wrodzoną radość szybko unicestwiono, miłość małżeńska systematycznie stygła, a kłopoty z dziećmi skutecznie gasiły wszelkie pasje i nadzieje na poprawę losu. To wszystko sprawiło, że życie lady Octavii w tej okazałej rezydencji nie było nazbyt wesołe - przynajmniej do czasu pojawienia się w niej Johna Goulda...

William - 20 lat starszy od żony - był poważnym, podporządkowanym wszelkim konwenansom mężczyzną, członkiem Izby Gmin i przedstawicielem korony w hrabstwie. Brakowało mu żywiołowości, dystansu i luzu. Być może to ponure usposobienie to spadek po jego przodkach, którzy nie cieszyli się najlepszą reputacją. Jego rodzina rządziła bowiem kiedyś własną wyspą w Indiach Zachodnich i zagarniała wszystko, co tylko mogła: cukier, niewolników i podatki - bez wątpienia nie była lubiana. William wyznawał szokujące dziś poglądy - uważał, iż miejsce żon i córek jest w domu, pod wspólnym dachem. Kobieta, powinna być według niego spełniona, ale należało ograniczać jej swobodę, by nie stała się niebezpieczna. Co ciekawe, to właśnie on sam padł ofiarą tych głośno ferowanych haseł. Romans z Hélène de Montfort, jego bardzo daleką kuzynką z Paryża, która od zawsze zaprzątała mu skutecznie myśli, zaowocował bowiem nie lada niespodzianką i zaskakującym zwrotem wydarzeń…

19-letni Harry - pierworodny syn Octavii i Williama. Był w przeciwieństwie do swojej młodszej siostry Charlotty bardziej kłopotliwym i krnąbrnym dzieckiem. Na przykładzie własnej rodziny, doszedł do wniosku, że wykształcenie nie jest do niczego potrzebne: [S]ześć pokoleń Beckforthów studiowało w Oksfordzie i wszyscy skończyli uczelnię bez krztyny wiedzy, której zdobycie wymagało wszak pewnego wysiłku. Przy życiu i pieniądzach utrzymywali się dzięki inteligencji, sprytowi i okrucieństwu, a tego przecież nie wynieśli ze szkoły. Ponadto często byli zwyczajnie leniwi. Harry miał i takich przodków, którzy zadowoleni z siebie nurzali się we własnym lenistwie niczym tuczniki, żerując na okolicznej ludności, a majątek przepuszczali na intrygi na dworze królewskim i kobiety.... Nie lubił brylowania na salonach i sztywnego kołnierzyka. Od dziecka chciał podróżować, jego pasją były samoloty. Jeden poważny błąd, którego dopuścił się krzywdząc przy tym niewinną istotę, sprawił, że Harry zrozumiał, co to jest miłość i jak trudno ją ponownie znaleźć…

15-letnia Louisa żyła przygotowaniami do prezentacji w Londynie, na tzw. ‘giełdzie matrymonialnej’. Od dawna szykowała się na to wydarzenie - brała lekcje gry na pianinie, etykiety i francuskiego, po to by dobrze wypaść, a docelowo zapewnić sobie tytuł baronowej lub przynajmniej fortunę. Czy udało jej się zrealizować swój plan?

Elizabeth Cooke oprócz rzeczywistości państwa Cavendish przedstawiła czytelnikom również świat niższej kasty - służby, której życie bardzo ciekawie kontrastowało z egzystencją pracodawców lub ich gości. Do pracowników majątku Rutherford należeli m.in.: Amelie - pokojówka pani; Cooper - kamerdyner pana (oboje rządzili się swoimi prawami i rzadko spoufalali się z resztą służby); Emily Maitland - pokojówka, która próbowała popełnić samobójstwo; krnąbrna Mary - nowa pokojówka, wzięta przez baronową z przędzalni po śmierci poprzedniej; pani Jocelyn - ochmistrzyni, która od lat zakochana jest w Williamie i od zawsze niechętna Octavii oraz wiele innych. Wszyscy bez wyjątku przyglądali się państwu, żyjąc plotkami (także tymi, które dotyczą ich samych) i uczestnicząc w codziennych przypisanych im zadaniach. Prawdopodobnie zadaniem służby było pozostać niewidzialnymi dla mieszkańców domu, tak by osiągnąć wrażenie, iż olbrzymia posiadłość funkcjonuje za sprawą czarów, a nie ludzkiego potu i wysiłku, którego przecież było tam aż nadto…

Pisarka doskonale naszkicowała to, czym żył zamożny ród Cavendishów oraz reszta brytyjskiego społeczeństwa na początku XX wieku. Dość częste wyjazdy będącego na bieżąco z polityką Williama do Paryża (był nieoficjalnym kurierem Ministerstwa Spraw Zagranicznych) zestawione z niewzruszoną reakcją na ówczesną sytuację polityczną Helene, Octavii, Harry’ego, czy Louisy (która nawet w chwili poważnego zagrożenia odmówiła powrotu do domu), są wiernym odbiciem ówczesnych zachowań. Niektórzy mężczyźni wyznawali bowiem zasadę, że kobiety, a zwłaszcza żony należy chronić przed rzeczywistością - nawet jeśli świat stoi na progu I wojny światowej… Panie miały na głowie poważniejsze sprawy – zostały stworzone, by trzymać głowę do góry, i serce też (…) I wydawać, ile tylko się da, na kapelusze. Wszak lepiej być elegancką niż nieszczęśliwą. Za młodzieńcze wybryki mężczyzn należało domagać się słonej zapłaty - przynajmniej miesiąca w Monte Carlo lub okazałej biżuterii, zamiast przejmować się losami świata... Majątek Rutherford Park nadawał się do życia w błogiej nieświadomości jak mało który: Dolina leżała uśpiona i zdawało się, że nic i nigdy nie zdoła obrócić wniwecz panującej sielanki. Stojąc tu, trudno uwierzyć, że gdzieś tam w świecie istnieją miasta i konflikty. Tu rozciągało się szczęśliwe, zamknięte królestwo…

Pachnące realizmem i napisane z niezwykłą dbałością o szczegóły „Tajemnice Rutherford Park” to naprawdę książka warta uwagi. Dość dokładny opis środowiska, w jakim rozgrywa się akcja; bohaterowie będący w większości przedstawicielami danej grupy społecznej i wyróżniający się typowymi dla niej cechami; czy samo zaczerpnięcie tematu (korzenie rodziny Elizabeth Cooke sięgają miejsc, gdzie mieszkały siostry Brontë – dziadek autorki pracował kiedyś w tamtych okolicach jako lokaj. To właśnie tamten region – jego przyroda, miasta i wioski – oraz życie dziadka stały się inspiracją dla tejże publikacji), sprawiają, że tę właśnie lekturę można śmiało zaliczyć do gatunku prozy obyczajowej. Ja, ze swojej strony, gorąco polecam. To intrygująca książka, która pozwala wyobrazić sobie świat sprzed ponad stu lat, podejrzeć ówczesnych ludzi, przyłapać ich na gorącym uczynku, gdy się gubią. Wszak błądzić jest rzeczą ludzką - niezależnie od czasów w jakich żyjemy…

Cytaty za: Tajemnice Rutherford Park - Elizabeth Cooke, Marginesy, Warszawa 2014.

Ocena 5+/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

5 komentarzy :

  1. Bardzo ciekawa recenzja. Wiele już o tej książce słyszałam, ale dopiero Twój tekst naprawdę zachęcił mnie do przeczytania. Na pewno sięgnę po "Tajemnice Rutherford Park".

    OdpowiedzUsuń
  2. W takich powieściach zawsze zwracam uwagę na dbałość o szczegóły. Widzę, że w tej książce tego nie zabrakło, więc jest jak najbardziej w moim typie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie również książka się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ależ ja jestem na nią napalona...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem wyjątkowo ciekawa tej książki od kiedy zobaczyłam na okładce w księgarni nawiązanie do "Downtown Abby". Skoro jednak klimat jest podobny, a nawiązanie do serialu nie jest jedynie hasłem reklamowym, będę polować na tę książkę!

    OdpowiedzUsuń