wtorek, 1 kwietnia 2014

Ogród wieczornych mgieł - Tan Twan Eng

Malezyjski pisarz Tan Twan Eng jest autorem niezwykle eterycznej książki, „Ogrodu wieczornych mgieł”. Ta bardzo wyważona lektura, w której brak akcji połączony z orientalnym miejscem, w którym się toczy, daje subtelne, wręcz enigmatyczne wrażenie. Co ciekawe, czytelnik podczas tej stonowanej lektury nie ma szans na relaks. Dlaczego? Po pierwsze - opowieść nie jest chronologiczna, od czytającego wymagana jest więc ciągła uwaga. Po drugie - bohaterowie kryją wiele tajemnic, które skutecznie zaprzątają głowę mola książkowego. Po trzecie - delikatna okładka może sugerować jakieś ckliwe romansidło, ale nie w tym przypadku – ta historia jest smutna, więcej tu cierpienia i bólu niż radości czy porywów serca. Zaintrygowani? Zapraszam do recenzji.

Główną bohaterką i narratorką „Ogrodu…” jest obecnie już emerytowana sędzia, Teoh Yun Ling, która urodziła się w 1923 roku na półwyspie Penang u północno-zachodniego wybrzeża Półwyspu Malajskiego. Była drugą kobietą w historii, która otrzymała powołanie do Sądu Najwyższego. Swój urząd sprawowała przez czternaście lat, z sentymentem wspominając własne początki: Praca adwokatki, a potem sędzi, dawała mi ukojenie; odnalazłam radość w operowaniu słowem, stosowaniu prawa, przyznawała. Potrzebowała wytchnienia po traumie, jaką przeżyła będąc 19-letnią więźniarką japońskiego obozu pracy przymusowej. Jej kondycja po jego opuszczeniu (przeżyła jako jedyna) była wstrząsająca, a dramatyczne przeżycia dawały o sobie znać jeszcze długo po nim (jak choćby obozowy rozkład dnia). Kobieta była słaba psychicznie i fizycznie, boleśnie naznaczona piekłem obozu (kompletnie wycieńczona, wyglądająca na starszą, cierpiąca na zanik miesiączki i przede wszystkim pozbawiona palców lewej dłoni). Nigdy nie wróciła już do pełni zdrowia: Jako więźniarka bałam się otworzyć rano oczy; teraz, po wyjściu z obozu, kiedy byłam już wolna, bałam się je wieczorem zamknąć, w obawie przed koszmarami, które tylko na to czekały. Teoh Yun Ling trafiła do obozu ze swoją siostrą, Yun Hong, ale ona go niestety nie przeżyła. Aby zasięgnąć informacji, gdzie ją pochowano, i gdzie w ogóle znajdowało się miejsce, w którym je przetrzymywano (była to dla więźniów informacja niejawna), kobieta zdecydowała się na pracę w Trybunale do spraw Zbrodni Wojennych. Zrobiła to, mimo iż było to związane z powrotem do bardzo bolesnych wspomnień. Kiedy jej zamierzenia spełzły na niczym i niczego się nie dowiedziała, postanowiła upamiętnić siostrę w dość niezwykły sposób – chciała założyć ogród będący miejscem pamięci o niej. W niewoli to właśnie miłość do ogrodów utrzymywała je przy życiu; chroniły się w wyobrażonych światach i to podtrzymywało je na duchu. Kiedy Yun Hong opowiadała ze szczegółami o japońskich ogrodach - w myślach były wolne... Pomóc w tym dość trudnym dla sędzi przedsięwzięciu, miał Japończyk (!) - Nakamura Arimoto - sensei - cesarski ogrodnik, artysta drzeworytu, autor tatuaży horimono, właściciel i twórca przepięknego ogrodu o nazwie „Yugiri” (pol. ‘wieczorne mgły’). Przyjechała do niego na Malaje 6 października 1951 roku, by się z nim spotkać i poprosić, żeby zaprojektował upragniony zieleniec. Ale on nie był zainteresowany jej propozycją. Zaoferował jedynie, iż Teoh Yun Ling może się od niego uczyć i wkrótce sama założyć ogród. Zgodziła się, pracowała z Arimoto w jego uroczym królestwie roślin, a on dbał o to, by nie brakowało jej zajęć. Prace, choć wyczerpujące, sprawiały jej radość, dawały okazję, by uczyć się nazw starodawnych i specjalistycznych narzędzi. Sędzia rozwijała swoje umiejętności, ale wciąż żyła wśród bolesnych wspomnień: polecenia wydawane przez jej przełożonego przywodziły na myśl rozkazy japońskiej armii, gdy była jej niewolnicą. I wciąż miała wyrzuty sumienia i ogromnie tęskniła za siostrą: Idąc przez ogród, o którym usłyszałam w pierwszej połowie mojego życia, marzyłam o tym, żeby Yun Hong była tu ze mną. Czerpałaby z tego dużo więcej przyjemności niż ja. Zaczęłam się zastanawiać, co ja właściwie tu robię, prowadząc życie, które powinno należeć do mojej siostry… W tym miejscu trzeba wspomnieć, iż ogród Arimoto był niezwykły – tu każdy przedmiot miał sens i swoje miejsce. Całość miała też do spełnienia konkretne zadania: Ogród powinien docierać do głębi. Odmienić serce, zasmucić je, uszlachetnić. Jego rolą jest skłonić nas do zadumy nad przemijalnością wszystkiego, co nas otacza (…) Ten szczególny punkt w czasie, kiedy ostatni liść już-już ma opaść, gdy ostatni płatek już-już ma się osypać, ten moment zawiera wszystko, co w życiu piękne i bolesne. Tak zgodnie twierdzili i ostatecznie swój cel osiągnęli. Oboje też coraz lepiej się poznawali, przyzwyczajali do swojej obecności, wykazywali więcej zrozumienia dla siebie nawzajem i rozmyślali nad przeszłością, nad swoim smutnym losem, który nie oszczędzał żadnego z nich. Im więcej rzeczy wychodziło na jaw o Arimoto, tym Teoh Yun Ling częściej dochodziła do wniosku, że jego życie (…) zda[wało] się odzwierciedlać [jej]; byli[…] jak dwa liście spadające z tego samego drzewa i spotykające się raz po raz w spiralnym locie. Tymczasem do głosu zaczynała dochodzić okrutna teraźniejszość - informację o kolejnych morderstwach plantatorów przez komunistycznych terrorystów budziły grozę. Kiedy emerytowana sędzia została pobita przez zamachowców (mimo iż Arimoto płacił komunistom, by trzymali się z daleka od Yuiguri i coraz bliższej mu współpracowniczki), jej ojciec naciskał na nią, by wróciła do Kuala Lumpur. Ale ona nie chciała. Jedyne, na co wyraziła zgodę, to wspólne zamieszkanie z ogrodnikiem, żeby nie narażać się na jeszcze większe niebezpieczeństwo. To jednakże mogło okazać się niewystarczające, bo ataki nasilały się, a ludzie systematycznie ginęli. Pewnego dnia zniknął też Arimoto – kto stał za tym nieszczęśliwym wydarzeniem? Terroryści? A może tajemnicza przeszłość ogrodnika odezwała się niespodziewanie dla wszystkich?

Książka Tan Twan Enga to nie tylko (sentymentalny?) zapis próby przezwyciężenia demonów przeszłości, będący momentami niezwykle smutny, wręcz przejmujący. To także, a może przede wszystkim, ciekawe studium ludzkiej pamięci. Teoh Yun Ling traciła umiejętność czytania i pisania, a także zdolność rozumienia języka i to dlatego wróciła po latach na Malaje. Wkrótce miała nie być w stanie wyrazić własnych myśli ani niczego przeczytać. Jej sprawność intelektualna była zagrożona demencją, która niebawem miała zaćmić jej umysł całkowicie. W niebezpieczeństwie znalazły się także jej wspomnienia, dlatego zaczęła spisywać swoją biografię, w której wracała myślami do pojawienia się na Malajach i do czasów obozowych – stąd ta zaburzona chronologia. Ten swoisty związek pamięci z niepamięcią symbolizuje bardzo wyraziście Mnemosyne-bogini pamięci, stojąca w ogrodzie Magnusa (zaprzyjaźnionego właściciela plantacji herbaty), obok której znajdowała się jej prawie identyczna siostra-bogini zapominania: Rysy Mnemosyne były wyrazistsze, nos i kości policzkowe wydatne, a wargi pełne. Twarz jej siostry była jakby nieostra, nawet fałdy jej szaty nie były tak wyraźnie zaznaczone jak u Mnemosyne, która musiała być starsza, bo pamięć musi przecież poprzedzać zapominanie... Skoro siostry bogini pamięci nie jesteśmy w stanie sobie przypomnieć, to czyż to nie jawny dowód jej istnienia? Pamięć z niepamięcią przeplatała się również na każdym kroku w Yugiri. Z jakim skutkiem?

„Ogród wieczornych mgieł”
nikogo nie pozostawi obojętnym, zaręczam. Czytelnicy albo będą nim zachwyceni (jego subtelnym językiem, powolną akcją, eteryczną wymową, możliwością przyjrzenia się piekłu drugiej wojny światowej w Azji Południowo-Wschodniej oraz jej następstwu - malajskiemu kolonializmowi) albo rzucą go w kąt po kilkunastu stronach (bo zabraknie im konkretów, od których ważniejsze są niedopowiedzenia, nieobiektywne doznania, niejednoznaczne refleksje, wspomnienia, itp.). Męczące mogą się również okazać dłużyzny, wspomniany wcześniej brak chronologii oraz spowodowany nim chaos. Bez wątpienia plusem jest lokalizacja dużej części akcji rozgrywająca się w tradycyjnym, mającym za zadanie naśladowanie przyrody, ogrodzie japońskim, założonym przez Arimoto. Ten magiczny skrawek ziemi nie manipul[ował] emocjami, on je budzi[ł] do czegoś wyższego, czegoś poza czasem. Każdy krok po Yugiri m[iał] służyć temu, żeby otwierać umysł i wprowadzać spacerującego w stan głębokiej kontemplacji. Bohaterowie Tan Twan Enga zdecydowanie mieli możliwość, by porozmyślać o swoim losie. Czy zechcecie przyjrzeć się wynikom tych rozważań, a przy okazji podumać nad zagadnieniami być może własnej (nie)pamięci – zdecydujcie sami.

Ocena 4/6

Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem: Cud (nie)pamięci w japońskim ogrodzie

2 komentarze :

  1. Rozumiem ten chaos i brak chronologii, jednak nie wiem czy dałabym sobie z tym faktem radę. Warto spróbować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się trochę zmęczyłam, choć książka jest bez wątpienia oryginalna i ciekawa. Polecam, warto mieć własne zdanie :)

      Usuń