poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Niezwykła wędrówka Harolda Fry - Rachel Joyce

87 dni wędrówki i 627 mil drogi. List, który wszystko zmienił. Walka z samym sobą, wiara i ufność w sukces. Ból, zniechęcenie i przeszłość, która boli. Spotkanie. Przemiana. Zwycięstwo. Oto „Niezwykła wędrówka Harolda Fry” Rachel Joyce w pigułce. Powieść ta ukazała się w serii ‘Dobre strony’ nakładem Wydawnictwa Znak, która z założenia ma promować pozycje o miłości, przyjaźni i nadziei, nie będąc przy tym przesłodzonym, męczącym czytadłem dla naiwnych. Udało się – książka tej zdolnej Brytyjki, pisana w ogrodzie przed świtem w okresie choroby nowotworowej jej ojca, zawiera wszystkie te komponenty. Według The Times „Niezwykła wędrówka” jest książką roku 2012. Nominowano ją także do prestiżowej nagrody Man Book Prize, a ja nie mam żadnych wątpliwości, że zachwyci wielu czytelników również w naszym kraju.

Harold i Maureen Fry są małżeństwem od 45 lat. Niestety, w ich związku króluje cisza i dystans – przez wiele lat żyli w świecie, w którym słowa nie miały znaczenia. Wystarczyło, że [Maureen] na niego spojrzała, a już uciekała w przeszłość. Małżonkowie mieli osobne sypialnie, rzadko ze sobą rozmawiali, stali się sobie niemalże obcy. Podczas gdy Maureen była dość energiczną, zaradną panią domu, Harold Fry był wysokim mężczyzną, który szedł przez życie przygarbiony, jakby się obawiał, że w każdej chwili coś może znienacka nadlecieć i uderzyć go w głowę. Przez lata pracował jako przedstawiciel handlowy. Nie miał kolegów ani przyjaciół i zawsze czuł się nieswojo wśród obcych ludzi. Nie lubił też zwracać na siebie uwagi i miał problemy z wyrażaniem swoich uczuć. Teraz, będąc na emeryturze jest jeszcze bardziej samotny. Pewnego dnia pozorny spokój, w jakim żyje zostaje zburzony za sprawą listu od dawnej przyjaciółki, Queenie Hennessy, która pragnie się pożegnać, umierając w hospicjum w Berwick. Harold początkowo chciał wysłać jej jedynie list, w którym skreślił kilka niezgrabnych czy raczej nieodpowiednich zdań, ale w drodze na pocztę doszedł do wniosku, że to za mało, bo zbyt wiele zawdzięcza tej niezwykłej kobiecie. Zadzwonił więc do hospicjum i zwrócił się z prośbą do swojej rozmówczyni: Proszę powiedzieć [Quennie], że Harold Fry jest w drodze. Wystarczy, że będzie czekać. Ponieważ mam zamiar ją uratować, rozumie pani. Ja będę maszerował, a ona musi żyć. I tak zaczęła się wędrówka starego człowieka, który nie chodził na piesze wycieczki (nie mówiąc już o pielgrzymkach!), będąca dla niego ogromnym wyzwaniem, ale i szansą na udowodnienie sobie i innym, ile naprawdę jest wart. W drodze mężczyzna analizował swoją przeszłość i dostrzegał bogactwo nowego życia (pączki na drzewach, chmury forsycji, itd.), przyprawiające go o zawrót głowy: Musiał być tak pogrążony w codziennych sprawach, skupiony na tym, by dotrzeć na czas do celu, że krajobraz za oknem był tylko pasmem zieleni z pagórkiem w tle. Życie wyglądało zupełnie inaczej, kiedy szło się wzdłuż żywopłotów i drzew, między którymi było widać wznoszący się i opadający teren z szachownicami pól i plamami lasów. Musiał się zatrzymać, by popatrzeć. Fry dość szybko zrozumiał, że jego wyprawa, będąca pokutą za grzechy, miała na celu również zaakceptowanie odmienności innych. Jako wędrowiec znajdował się w miejscu, gdzie wszystko, nie tylko przestrzeń, było otwarte. Ludzie mogli mówić, o czym chcieli, a on ich słuchał, by później zabrać jakąś część tego z sobą. Po początkowej euforii dopadło go zwątpienie, czy jego wędrówka ma sens, jak poradzić sobie z ogromnym zmęczeniem i bólem stóp, zmienną pogodą i trudnymi warunkami. Ratunkiem była wiara w sukces i dobroć bliźnich: Harold był tak zmęczony, że ledwie powłóczył nogami, a jednak czuł taką nadzieję, że aż był nią oszołomiony. Był pewien, że dotrze do Berwick, jeśli będzie patrzył na rzeczy, które go przerastały. I choć nie sprawdził się jako mąż, ojciec ani przyjaciel. Nie sprawdził się nawet jako syn. Nie chodziło tylko o to, że zdradził Queenie i że rodzice go nie chcieli. Nawet nie o to, że zepsuł swoje relacje z żoną i synem. Dręczyło go raczej to, że przeszedł przez życie, nie zostawiając śladu. Nic nie znaczył, to miał ufność w coś, czego nie znał, dążył do tego i posiadał głęboką wiarę, że to właśnie on może coś zmienić, wreszcie coś osiągnąć, stać się kimś…

Nie myślcie, że „Niezwykła wędrówka Harolda Fry” to poradnik dla traperów czy osób lubiących wyzwania. To raczej filozoficzna powiastka dokumentująca, iż początek może się zdarzyć więcej niż raz i na różne sposoby. To opowieść, która sprawia, że nie tracimy elementarnej wiary w człowieka, w jego dobro i chęć pomocy, bo nikt nie jest taki straszny, kiedy zatrzymasz się i go wysłuchasz. Rachel Joyce napisała niesamowicie wciągającą, ciepłą książkę, w którą od pierwszych słów wchodzimy z wielkim zainteresowaniem i w której chcemy aktywnie uczestniczyć. Daje ona nam, czytelnikom, nadzieję, że nigdy nie jest za późno, by zmienić swój los, a przy okazji także życie innych. Ukazuje, iż nie wolno tracić ufności w to, że warto walczyć z przeciwnościami losu i własnymi słabościami, bo można tę walkę wygrać. Bo spotykając innych ludzi i mijając różnorodne miejsca, kolekcjonujemy je niczym cenne pamiątki i to nas ubogaca. Bo tak naprawdę można czuć się szczęśliwym mając tylko tyle, ile jest ziemi pod stopami. Bo gdy wydaje nam się, że nie mamy już nic, na niebie pojawia się tęcza…

Cytaty za: Niezwykła wędrówka Harolda Fry, Rachel Joyce, Znak, Kraków 2013.

Ocena: 5+/6

Recenzja ukazała się na portalu lubimyczytac.pl pod tytułem Marsz (dla) życia

5 komentarzy :