wtorek, 21 sierpnia 2012

Strasznie głośno, niesamowicie blisko - Jonathan Safran Foer

Recenzja tej książki mogłaby zawrzeć się w jednym słowie: REWELACJA. Ale powiedzieć o niej tak mało, to jakby pominąć wszystko, co sprawia, że jest tak wyjątkowa. 35-letni Amerykanin, Jonathan Safran Foer jest autorem światowych bestsellerów, uhonorowanych prestiżowymi nagrodami i tłumaczonych na wiele języków i czuć w nim ogromny potencjał. „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” to jego druga powieść (w roku 2002 debiutował książką „Wszystko jest iluminacją”), zaś trzecia „Eating animals” ukazała się w Stanach w 2009 i czeka na publikację w Polsce, podobno ma mieć ona miejsce już w tym roku.

Głównym bohaterem „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” jest wynalazca, projektant i wytwórca biżuterii, entomolog amator, frankofil, weganin, pacyfista, perkusista, astronom amator, konsultant komputerowy… To tylko niektóre z przymiotów jednej osoby - Oskara Schella. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ma on zaledwie dziewięć lat! Jest niezwykle bystrym chłopcem o analitycznym spojrzeniu, który wciąż próbuje zmieniać swoją rzeczywistość, ulepszać ją, reagując w ten sposób na zagrożenia współczesnego świata. Jego głowa pełna jest liczb i pomysłów. Niestety, beztroskie życie Oskara kończy się w momencie, gdy dwie bliźniacze wieże WTC przestają istnieć. Jego ojciec, prowadzący rodzinną firmę jubilerską, pechowego 11. września miał tam spotkanie, z którego nie wrócił... Od tego czasu chłopiec nie czuje się bezpiecznie nigdzie: Strasznie i ciężko chodzić do szkoły. Nie mogę też spać w domu kolegów, bo wpadam w panikę, kiedy mamy nie ma w pobliżu. Nie czuję się zbyt dobrze wśród ludzi. Po atakach pewne sytuacje wywołują u niego panikę: prysznic, winda, wiszące mosty, zarazki, samoloty, wysokie budynki, torby bez właścicieli, Arabowie, turbany, wąsaci faceci… Ale najtrudniej mu znieść tęsknotę - Oskarowi ogromnie brakuje taty, a mając świadomość, że jego życie nigdy już nie będzie takie samo, szuka czegoś, co uśmierzy jego ból: Trumna taty była pusta, ale gabinet był pełny. I nawet po roku pachniało tu jego płynem po goleniu. Zacząłem dotykać wszystkich jego białych podkoszulków. Dotknąłem ekstrawaganckiego zegarka, którego nigdy nie nosił, i zapasowych sznurowadeł do adidasów, które nigdy już nie okrążą zbiornika wodnego w Central Parku. Przetrząsnąłem kieszenie wszystkich jego marynarek (…). Wsunąłem stopy w kapcie. Przejrzałem się w jego metalowej łyżce do butów. Przeciętny człowiek zasypia w ciągu siedmiu minut, ale ja nie mogłem zasnąć godzinami i wychodziłem ze swojego dołka, oglądając jego rzeczy, dotykając tego, czego dotykały jego ręce… Pewnego dnia w gabinecie ojca znajduje niewielki klucz umieszczony w kopercie z napisem ‘Black’. Postanawia odszukać jego właściciela i dowiedzieć się, jaki ma on związek z jego ukochany ojcem. Oznacza to, iż musi dotrzeć do wszystkich osób o takim nazwisku, które mieszkają w Nowym Jorku. Boi się metra, więc chodzi pieszo, przygrywając sobie na tamburynie,co dodaje mu odwagi. Pyta, czy ludzie ci znali jego ojca, czy wiedzą coś na temat tego tajemniczego klucza, itd. Dzięki tym wizytom spotyka wiele ciekawych osób, często chorych, samotnych i smutnych (np. starszego korespondenta wojennego, jedną z najbogatszych kobiet w mieście), z którymi rozmawia (a właściwie prowadzi swojego rodzaju wywiady), a nawet nadaje nowy sens ich życiu. Wykazuje się podczas tych spotkań dziecięcą naiwnością i szczerością, mimo że czasem jest zmuszony skłamać. Ta wędrówka Oskara to próba bycia przy ojcu jeszcze jedną chwilę dłużej, a dla nas doskonała okazja do poznania jego rodziny i przyjaciół, no i oczywiście rozwiązania zagadki z kluczem w roli głównej…

Jonathan Safran Foer przedstawia nam równolegle nieszczęśliwą historię miłości Thomasa (dziadka Oskara), Anny oraz jej siostry (babci Oskara). Ich życie zostaje naznaczone tragedią drugiej wojny światowej – Anna ginie podczas bombardowań Drezna, co zaważy na całym życiu Thomasa i jego nowej rodziny z Oskarem na czele. I też będzie ciekawie!

Za sprawą Jonathana Safrana Foera patrzymy na tragedię 11. września zupełnie inaczej. Oglądamy ją z perspektywy małego chłopca, który w tym wydarzeniu stracił najbliższą mu osobę - ukochanego ojca, który nie jest bezimienną ofiarą zamachów terrorystycznych, ale ma konkretne imię i nazwisko, jest członkiem danej rodziny, która musi oswoić się z jego śmiercią, musi ją przeboleć i nauczyć się żyć z ogromną stratą. Autor umiejętnie naśladuje wrażliwość dziecka i jego dziecięcym językiem opowiada te straszne wydarzenia w sposób, w jaki do tej pory nikt o nich nie mówił. Książka mimo powagi tematu jest dowcipna dzięki niezwykle wdzięcznej postaci Oskara, zawiera oryginalne ilustracje, które mają nam pomóc spojrzeć na te wydarzenia z perspektywy chłopca i jest świetnym punktem wyjścia do refleksji na tematy ostateczne, choć to podobno życie jest bardziej przerażające niż śmierć… Na koniec zamiast jednego, trzy słowa: MUSICIE TO PRZECZYTAĆ!

Ocena 6/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Czwarty kąt trójkąta - Ewa Siarkiewicz

Ewa Siarkiewicz jest tłumaczką, autorką dwóch powieści obyczajowych "Kuźnia na Rozdrożu" i "Kuźnia Głupców" oraz zbiorku opowiadań fantastycznonaukowych "Nic oprócz pieśni". Przez kilka lat była również redaktorką naczelną tygodnika "Gwiazdy Mówią", a jej zamiłowanie do ezoteryki i astrologii odbija się w dotychczasowej twórczości. Tyle dowiedziałam się dzięki okładce najnowszej książki autorki "Czwarty kąt trójkąta", która jest moim pierwszym z nią spotkaniem. Szczerze mówiąc, bałam się, że będzie ono nieudane. Niepotrzebnie. Było ciekawie, miło, optymistycznie, a przez chwilę nawet dramatycznie… Słowem: pełen wachlarz emocji, interesujący bohaterowie, wartka akcja, a wszystko napisane lekkim piórem, okraszone intrygującym tytułem i świetną okładką, czyli lektura w sam raz na wakacje i nie tylko…

Katarzyna Rajewska obchodzi pięćdziesiąte urodziny w otoczeniu swych córek: Julii i Moniki (zwanej potocznie Moną), zięcia Damiana, bliskich znajomych oraz specjalnie zaproszonej na tę uroczystość wróżki Eleonory. Jubilatka ma tylko jedno życzenie: chce znaleźć prawdziwą miłość, bo od trzech lat jest wdową i brakuje jej bliskiej osoby. Ponieważ w jej małżeństwie nie było namiętności, to teraz jako dojrzała, doświadczona kobieta, która dokładnie wie, czego chce, pragnie mężczyzny, który będzie dla niej nie tylko wsparciem, ale i obiektem westchnień. Niestety, mimo wielu prób szukania odpowiednich kandydatów w agencjach matrymonialnych i na portalach randkowych, jej wysiłki spełzają na niczym. Osamotniona Katarzyna bierze sprawy w swoje ręce i zakłada własne biuro Klinikę serc, w której drugą połówkę mają znaleźć osoby po 40. roku życia, w tym także ona.

Samotna jest niestety nie tylko Katarzyna, ale i jej dwie córki. Inteligentna i skromna Julia, mimo iż jest mężatką, żyje od utraty dziecka obok Damiana; zaś beztroska, wyzwolona Mona rzuca się w męskie ramiona bez opamiętania, czerpiąc z życia pełnymi garściami, co oczywiście szczęścia ani poczucia bezpieczeństwa na dłuższą metę jej nie daje. W ten smutny obrazek doskonale wpisuje się wypadek samochodowy Damiana, który razem z innymi podejrzanymi wydarzeniami mającymi miejsce w tej rodzinie, wyzwala (o dziwo!) w jej członkach prawdziwe emocje i rozwiązuje worek ze słowami, które od lat więzły w gardłach zamiast dawać otuchę, nadzieję i siłę: Mój Boże, żyjemy obok najbliższych ludzi tyle lat, widzimy się z nimi codziennie, a tak naprawdę nie mamy pojęcia, co się z nimi dzieje – przyznaje ze skruchą Katarzyna. Wszystko to dzieje się zgodnie z zapowiedzią wróżki, która wskazała kierunek drogi, wyzwoliła w bliskich pani Rajewskiej energię, która zmieniła ich życie diametralnie…

Przyznaję, iż spędziłam z "Czwartym kątem trójkąta" miłe chwile. Historia Katarzyny, tajemnice i skrywane urazy wewnątrz jej rodziny sprawiły, że z przyjemnością oddałam się lekturze. Ewa Siarkiewicz napisała ciekawą książkę, nie przedłużając jej na siłę, nie epatując nadmiernie magią czy siłami nadprzyrodzonymi, czego początkowo się obawiałam, sądząc po tematyce poprzednich powieści. Najnowsza może zaintrygować już samym tytułem i niebanalną okładką. Treść ma za zadanie motywować do działania, wyzwolić nasze ukryte siły i sprawić, byśmy zamiast być obok siebie, byli częściej ze sobą. Niby banalne i oklepane, a jednak coraz trudniejsze do wykonania w dzisiejszych czasach…

Teraz, drogi Czytelniku, zasiądź wygodnie w fotelu i wyobraź sobie miłość jako trójkąt o czterech kątach. Takie coś zaprzecza logice, wymyka się zdrowemu rozsądkowi, ale kiedy patrzysz na niego nie tylko oczami, ale i sercem, czujesz, że możesz pojąć jego istotę jedynie, gdy odrzucisz wszystkie swoje przekonania i poddasz się fali. Pozwolisz jej sięgnąć do swojej duszy, twojemu własnemu dodatkowemu wymiarowi. Tak jak trójkąt może mieć cztery kąty, jeśli ma więcej niż dwa wymiary…. Tymczasem ja już zmykam i zapraszam do lektury.


Recenzja została opublikowana na portalu Lubimy Czytać pod tytułem: Dodatkowy wymiar

wtorek, 14 sierpnia 2012

Anomalie - Grzegorz Krzymianowski

Anomalie - zakłócenia naturalnego biegu rzeczy. Kto z nas ich nie zna? Tych fizycznych, anatomicznych, termicznych, albo tych przywodzących na myśl dewiację i zboczenie. Ale istnieją także takie „Anomalie”, które zachwycają celnością obserwacji, umiejętnością ujęcia w słowa banalnych zachowań ludzkich tak, by powstało dzieło wyjątkowe. Mowa o najnowszej powieści Grzegorza Krzymianowskiego, 35-letniego autora esejów i szkiców krytycznych, prozaika, debiutującego „Historią mojego upadku”. Już dawno nie czytałam tak doskonałej książki polskiego autora. Przyznaję otwarcie - jestem pod ogromnym wrażeniem, ale to chyba widać…

On i ona-Anna. Informatyk i lektorka języka włoskiego. Dwoje ludzi od sześciu lat będących ze sobą w związku. Bez ślubu, dzieci, własnego mieszkania, zobowiązań. Kiedyś wszystko, co robili razem, było powodem do radości. Dziś niemal wszystko staje się źródłem konfliktów. Osiągnęli stabilizację finansową i emocjonalną, ale zgubili fascynację sobą nawzajem. Ich egzystencja obok siebie to gra w ping-ponga pretensji, patchwork ponurych, niepłodnych myśli uderzających z impetem o ścianę kilkugodzinnego milczenia, za którą znowu się przed sobą skryją, jak i tyle razy przedtem. Nic z tego nie wynika, nic poza doznaniem krzywdzącego niezrozumienia i jakiegoś gorzkiego posmaku na końcu gardła. Jak żyć w tak skostniałym świecie? Napotykani przy różnych okazjach znajomi i przyjaciele też nie mają lepiej - monotonia, brak poczucia sensu, wypalenie, niezrealizowane ambicje rodzicielskie skutecznie niszczą związki, nawet te z dziesięcioletnim stażem. O miłości, poświęceniu, zaangażowaniu nikt już nie wspomina. Nasza rzeczywistość, podobnie jak ta głównego bohatera, jest zimna, pozorna, pełna frustracji, nastawiona na sukces, eliminująca słabszych i nienapawająca optymizmem: Pewnego wieczoru dociera do niego, że dalej tak być nie może. Dość już tego żywota manekinów, dość póz jak z teatru mimów, dość melodramatycznego mijania się w drzwiach, dość spojrzeń jak fenickie lustra. Zaczyna być podejrzliwy. Zwłaszcza wtedy, gdy znajduje książkę, zwykłe tanie romansidło, z dedykacją sugerującą dość bliską zażyłość obdarowanej z autorem. Czyżby Anna miała kogoś? Później w jej otoczeniu pojawia się młody, awangardowy reżyser wyraźnie nią zainteresowany i mają miejsce częstsze niż zwykle spotkania na mieście z koleżankami… Od tego momentu kobieta jest na cenzurowanym-każdy jej krok jest monitorowany, on ją śledzi, przeszukuje rzeczy osobiste (znaleziona w torebce paczka prezerwatyw wpisuje się idealnie w jego wersję o zdradzie) i tworzy we własnej głowie scenariusze rozmów z Anną, motywy jej zachowań i wizje przyszłości ich związku. Podobno zawsze znajdzie się jakiś powód, by zdrada mogła przyoblec się w szaty niewinności: niezrozumienie, samotność, pożądanie, w najgorszym razie miłość..., a on jest pewien, że został zdradzony. Destrukcyjna siła tego uczucia zaczyna dawać się we znaki nie tylko jemu.... Wtedy okazuje się, że kobieta jest w ciąży. To zaskakuje ich oboje. Chcąc wszystko przemyśleć, decydują się na wyjazd osobno, który zamiast pomóc, niszczy ich wzajemne relacje do końca. Rozstają się. On wreszcie jest singlem. Robi to, na co ma ochotę: wieczory spędza ze szklanką alkoholu w ręce, utrzymuje sterylną czystość w mieszkaniu, bez przeszkód wychodzi z kolegami z pracy na piwo, spotyka się z inną kobietą. Staje się biernym obserwatorem własnej egzystencji, człowiekiem nieszczęśliwym, całkowicie zagubionym w świecie, w którym brakuje jednego z podstawowych elementów: Najdziwniejszy z punktu widzenia człowieka, któremu zdarzyło się coś, co wstrząsa podstawami życia, jest fakt, że niezależnie od wszystkiego rzeczywistość biegnie przed siebie jak oszalała szkapa. To oczywiście banał, lecz banał, nad którym nie sposób przejść do porządku dziennego. Trudno się z tym nie zgodzić… Jak potoczą się dalsze losy tej pary? Przekonajcie się sami - warto.

Błyskotliwe uwagi, doskonały zmysł obserwacji, wyjątkowo dobrze oddany obraz relacji międzyludzkich we współczesnym świecie, to cechy prozy Krzymianowskiego. Podobnie jak wiarygodni psychologicznie bohaterowie, czy celowo przejaskrawione sytuacje z życia codziennego, które sprawiają, że książka, mimo błahego tematu, pobudza do refleksji. Autor ukazuje świat bez upiększeń, jednocześnie go nie osądzając, nie ferując wyroków. Brak dat i nazw miejsc (dopiero na końcu okazuje się, że akcja dzieje się w mojej ukochanej Łodzi), a nawet imienia głównego bohatera, sprawia, że „Anomalie” są powieścią uniwersalną, bo nieszczęśliwym informatykiem czy posądzoną o zdradę Anną może być każdy z nas. Tu czas się nie liczy, nie ma znaczenia konkretna data. Ważni są ludzie i to, co robią ze swym poplątanym życiem, bo cała historia rozgrywa się właściwie w ich głowach, a zwłaszcza w jednej. Charakterystyczny styl prowadzenia narracji, bogate słownictwo, tempo akcji, które nie słabnie, nie usypia czytelnika, pozwala wejrzeć w intymność drugiego człowieka i się w niej przejrzeć. Rewelacja! Grzegorz Krzymianowski ma według mnie ogromny potencjał i wielką szansę stania się jednym z najlepszych autorów na naszym rynku. Trzymam mocno kciuki, by jego kolejna, trzecia już powieść, znalazła rzesze czytelników i uznanie krytyków. Bo książki pana Grzegorza są tego warte.

Ocena 6/6

Cytaty za: „Anomalie”, Grzegorz Krzymianowski, Prószyński i S-ka, 2012.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję portalowi Oblicza Kultury

czwartek, 9 sierpnia 2012

Drugi oddech - Philippe Pozzo di Borgo

Do książek dotyczących osób niepełnosprawnych sięgamy rzadziej. Podchodzimy do nich z większą nieufnością, często wybierając lżejsze tematy. Bez wątpienia są one obciążone pewnym ryzykiem. Istnieje obawa, że będą miały jedynie na celu ostrzeżenie innych przed jakimś niebezpieczeństwem (będzie zatem zbyt dydaktycznie), że będą budziły jedynie litość (nudno), że są pisane by wyrzucić z siebie złość i poczucie niesprawiedliwości (fala pretensji mogłaby wtedy skutecznie zalać czytelnika i zniechęcić go do dalszej lektury), lub że służą jedynie promocji własnej osoby (czy to aby wypada?). Z książką Philippe Pozzo di Borgo „Drugi oddech” jest inaczej. Po pierwsze, dlatego, że autor nie skupia się jedynie na własnym kalectwie, ani nie robi z siebie ofiary. Po drugie, dlatego, że ukazuje nam oblicze pięknej przyjaźni między nim, bogatym arystokratą, a wątpliwej reputacji Algierczykiem. A po trzecie, dlatego, że na podstawie tej powieści powstał przepiękny film p.t. „Nietykalni”, który zaskarbił sobie rzesze fanów na całym świecie. To nie przesada - „Drugi oddech” to po prostu książka wyjątkowa, podobnie jak jej autor.

42-letni Philippe Pozzo di Borgo 23 czerwca 1993 roku traci niemal wszystko za sprawą wypadku na paralotni. Jego barwne życie zmienia się drastycznie, gdy staje się tetraplegikiem, całkowicie sparaliżowanym i uzależnionym od pomocy innych. Odleżyny, godziny patrzenia w sufit, wszechogarniająca cisza, ciąg załamań i poniżeń, krzyki, zwierzenia, oto jego nowy świat. Nie ma już przystojnego, pewnego siebie mężczyzny i przekonanego o własnej nieśmiertelności biznesmena. Ale to nie oznacza, że Philippe się poddał. Nie utyskuje na swój los, nie narzeka i nie chce ze sobą skończyć. Wręcz przeciwnie - widzi dobre strony swojej nowej rzeczywistości. Świadczą o tym słowa: „Wolę bogactwo swojego obecnego losu od bogactwa mojej klasy społecznej: mam wrażenie, że żyję bardziej intensywnie, nareszcie stałem się człowiekiem”. Dużo wspomina - własne dzieciństwo i młodość, opływające w dostatek i sukcesy, beztrosko spędzane wśród członków swej arystokratycznej rodziny. Z największą jednak czułością mówi o swej ukochanej żonie Beatrice. Jacy byli szczęśliwi, kiedy studiowali na wydziale prawa i nauk ekonomicznych w Rheims, jak cierpieli, gdy Bea kilkukrotnie traciła dzieci i jaką mieli nadzieję, kiedy zdecydowali się na adopcję. Przypomina sobie, jak dowiedział się o tym, że żona ma raka czerwonych krwinek, jak cudownie przeżyła 6 zatorów płucnych i jak cierpliwie spędziła cały rok w szpitalu. Potem zaś dochodzi do tego najtrudniejszego wydarzenia: śmierci Beatrice 3 maja 1996, w trzy lata po jego wypadku. To właśnie te wspomnienia dają mu siłę. Mówi o swoim bólu, ogromnej tęsknocie za najdroższą żoną, co pozwala zapomnieć o własnym kalectwie, samotności i smutku. I choć powracają do niego piękne wspomnienia, to cierpienie pozostaje, bo Bea była dla niego wszystkim. Wsparcie i pomoc ma przynieść Abdel, energiczny Algierczyk, mający na swoim koncie pobyt w więzieniu, liczne podrywy i kradzieże. Zjawia się w domu Philippe w odpowiedzi na ogłoszenie z urzędu pracy. Mimo, iż jest skory do bójki, zasypia za kierownicą, powoduje wypadki i ma wiele innych przywar, staje się dla swego pracodawcy mocą i nadzieją, bo dzięki niemu świat sparaliżowanego arystokraty staje się bardziej otwarty, zdecydowanie bardziej przyjazny i mniej skostniały. No i pojawiają się w nim nawet kobiety…

W „Drugim oddechu” widać nadzieję, mimo iż stosunkowo dużo w nim bólu i smutku. Jest tu także ogrom wiary w lepsze jutro, nieustannej siły oraz pasji, mimo przewagi przeciwności losu. Philippe kocha życie, choć nie jest ono doskonałe i bezbolesne. Książka urzeka swoim autentyzmem, nieskrywaną szczerością i całą gamą emocji, mimo chaosu, jaki się do niej wkrada za sprawą wielu retrospekcji. To historia osoby niepełnosprawnej, świadomej swej kruchości, będąca jednakże doskonałym, niezwykle osobistym świadectwem optymizmu, które ukazuje właściwe przeżywanie choroby i cierpienia. Bez wielkich słów, przesady, w cichości serca, z wielką wrażliwością na piękno otaczającego świata i w zgodzie z cytatem zaczerpniętym od Marka Aureliusza, który stał się dewizą Philippe: „Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.” Obyśmy więcej mieli takich książek, które nas - zdrowych uczą pokory i obcowania z cierpieniem, a niepełnosprawnym niosą nadzieję, bo ich życie także może być dobre i spełnione mimo kalectwa.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

sobota, 4 sierpnia 2012

Możliwość wyspy - Michel Houellebecq

Michel Houellebecq jest bez wątpienia jednym z najbardziej znanych i najbardziej kontrowersyjnych pisarzy na świecie. Dla jednych skandalista i prowokator, dla innych wrażliwy twórca i pisarz kultowy, który jak nikt umie ująć w słowa to, co trapi dzisiejszy świat. Poruszane przez niego tematy, naturalistyczne opisy aktów seksualnych oraz wulgaryzmy, które dość często goszczą na kartach jego powieści, mogą budzić niesmak. Mogą także zachwycać autentycznością, bo temu francuskiemu autorowi nie sposób odmówić niezwykłej wrażliwości na otaczającą go rzeczywistość. On potrafi z wielką starannością oddać rozdarcie dzisiejszego człowieka między pragnieniami a szarą codziennością, umie także ukazać zgubne skutki działań ludzkości w przyszłości. O czym traktuje „Możliwość wyspy”, o której mówił, że prawdopodobnie jest jego najlepszą książką?

Daniel1 jest świetnym komikiem, inteligentnym, dość cynicznym człowiekiem. Układa dobre skecze i z tego żyje. Jest także uszczypliwym obserwatorem rzeczywistości, zainteresowanym jedynie zaspokajaniem własnych przyjemności. Ze swoją pierwszą żoną jest związany około dwóch lat, ale zostawia ją, kiedy jest w ciąży. Szczęścia szuka zawsze w ramionach kobiet, które traktuje przedmiotowo, bo jedynie jako obiekty seksualne. Kiedy poznaje Isabelle, redaktorkę „Lolity”, zdaje się wreszcie znaleźć ukojenie. Razem wyjeżdżają do Andaluzji, gdzie mieszkają w jego rezydencji. Nie mają przyjaciół (wszyscy są rzekomo zazdrośni o pieniądze Daniela1), ani dzieci (mężczyzna nie chce być ojcem, a dzieci nazywa‘bachorami’). Ich życie to pustka, wypełniana seksem. Isabelle z czasem nie może znieść siebie, swojej cielesności (obwisłych piersi, pośladków...), co powoduje, że między kochankami zanika jakikolwiek kontakt. Odczuwają coraz większą nicość, którą odmienić ma pies przygarnięty przypadkowo na parkingu w Hiszpanii. Kiedy Isabelle zdecyduje się na odejście od Daniela1 będzie zaniedbaną alkoholiczką, później zaś uzależnioną od morfiny, nieszczęśliwą kobietą, co dla mężczyzny jest zupełnie nie do zaakceptowania. Chcąc zrekompensować sobie nieudany związek, Daniel1 zaczyna tworzyć filmy: zdecydowanie przeciw przyjaźni, przeciw relacjom nie-seksualnym, które jego samego nie interesują. „Rasizm, pedofilia, kanibalizm, ojcobójstwo, akty tortur i barbarzyństwa: przez niecałe dziesięciolecie zakosiłem niemal wszystkie najbardziej makabryczne tematy” - ta kontrowersyjna tematyka zdaje się być strzałem w dziesiątkę, bo Daniel1 szybko staje się gwiazdą kina w Europie. Mimo, iż jest bogaty, może mieć wszystko, to tęskni za młodością, męskością i nieśmiertelnością. Ma problem z zaakceptowaniem starości (starzenia się w ogóle) i byciem na marginesie. Jego stan psychiczny pogarsza się. Ulega poprawie dopiero wtedy, gdy na drodze Daniela1 staje 22-letnia Esther, nazywana przez niego Piękną. I choć nie ma między nimi dialogu, choć nieustannie żyją obok siebie i łączy ich jedynie dobry seks, to Daniel1 jest szczęśliwy. Mimo iż widzi, że Esther nie jest dobrze wychowana, nie nadaje się do niczego oprócz ‘pieprzenia’, to próbuje dostrzec jej inne zalety: wrażliwość na cierpienia zwierząt, świadomość choroby, słabości i śmierci. Kiedy dziewczyna dostaje stypendium, wyjeżdża do Stanów, bez żalu zostawiając Daniela1, który całkowicie się załamuje. To właśnie wtedy nadchodzi czas rozrachunku ze sobą, z własnym życiem i popełnianymi błędami: „Prawdopodobnie przywiązywałem zbyt dużą wagę do seksualności, bezsprzecznie; ale jedynym miejscem na świecie, gdzie czułem się dobrze, było schronienie w ramionach kobiety, schronienie w jej waginie”. Gdy ostatecznie uświadamia sobie samotność człowieka, nie pozostaje mu nic innego jak zakończyć swoje życie. Bo jak żyć, kiedy „tak naprawdę rodzimy się sami, żyjemy sami i umieramy sami”?

W książce pojawiają się jeszcze postaci z przyszłości: zdegenerowani ludzie, żyjący niczym dzicy, którzy nie potrafią korzystać z dobrodziejstw cywilizacji oraz neoludzie (np. Daniel24 czy Daniel25 - kopie Daniela1), będący genetycznie zmodyfikowanymi wersjami dawnych ludzi, nad którymi ma władzę Najwyższa Siostra. Ci drudzy żyją krótko w odosobnieniu (mają ze sobą jedynie kontakt wirtualny), a ich starzenie się nie ma tragicznego charakteru. Odczuwają umiarkowane cierpienia i radości i są predestynowani do dania świadectwa Przyszłym. Szkoda jedynie, że są całkowicie pozbawieni emocji, a przy tym głęboko nieszczęśliwi…

Houellebecq stworzył w swej powieści „Możliwość wyspy” świat, w którym chyba nikt z nas nie chciałby żyć: pełen konsumpcjonizmu i kultu młodości, pieniędzy i seksu, gdzie coraz mniej jest miejsca na związki między ludźmi i prawdziwej miłości. Ta wizja może przytłaczać swym pesymizmem i brakiem wiary w człowieka. Co zrobić, by apokalipsa francuskiego pisarza, którego książki tłumaczone są na ponad 40 języków, nie spełniła się nigdy? Może wystarczy usłyszeć głos Daniela1, który przed swą śmiercią z bólem wyznaje: „Zapewne byłem ostatnim człowiekiem swojego pokolenia, który kochał siebie wystarczająco niewiele, aby pokochać kogoś innego”. Oby nikt z nas nie podzielił jego losu…

Ocena 5/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Księgarni Gandalf i przy okazji polecam promocyjną kategorię KSIĄŻKA NA WAKACJE (klik) oraz FILMOWĄ OFERTĘ MIESIĄCA (klik)