poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Płatki na wietrze - Virginia C. Andrews

Z czym kojarzą Wam się ‘płatki na wietrze’? Mnie przychodzi na myśl niewinność, subtelność, wolność, radość istnienia, ulotność, cudowny zapach. Takie właśnie myśli kierowałam w stronę książki o tym samym tytule autorstwa Virginii C. Andrews. Niestety, jej powieść okazała się być przeciwieństwem moich wyobrażeń, bo nie ma tu ani słodyczy, ani finezji ani nawet optymizmu…
„Płatki na wietrze” to kontynuacja głośnej sagi o Dollangangerach, która „Kwiatami na poddaszu” rozsławiła nazwisko amerykańskiej pisarki i znalazła rzesze czytelników na całym świecie. Ja, niestety, nie przeczytałam pierwszej części, ale nie przeszkodziło mi to od razu zabrać się za drugą.

„Wdychając zapach róż, miałam wrażenie, że kiedyś już tu byłam i że dobrze znam to miejsce. Dziwne, zważywszy, że przez ostatnie dwa lata wbijano mi do głowy, że nie mam prawa oddychać powietrzem pachnącym różami” (str.18), to słowa narratorki, Cathy Dollanganger, której udało się uciec razem z bratem Chrisem oraz siostrą Carrie z piekła, jakie stworzyła im na ziemi (a konkretniej na poddaszu) ich okrutna matka i babka. I to właśnie ich losy po tym dramatycznym okresie uwięzienia, trwającym prawie trzy i pół roku (!) są tematem tej książki. Dowiemy się zatem, jak potoczą się losy kazirodczego związku Cathy i Chrisa, czy uda im się o sobie zapomnieć, czy też zawsze będą do siebie powracać niczym przysłowiowy bumerang. Poznamy przystojnego doktora Paula Sheffielda i jego mroczną tajemnicę oraz przebiegłą siostrę, drugiego męża matki, Barta, który ulegnie pewnej ponętnej kobiecie z bliskiej rodziny swojej żony. Będzie też o szkołach baletowych, studiach medycznych i dobrej Murzynce, która przygarnęła zniszczone psychicznie rodzeństwo i była dla nich jak kochająca matka. Oczywiście pojawi się także nowe pokolenie, które także nie będzie miało zbyt prosto.

Słowem – kontynuacja niewiarygodnej historii, w której królują: dramat rodziny i oszustwa w jej kręgu, zawiść, pragnienie zemsty, kłamstwa, pieniądze, sex i zło. Jeśli dodać do tego ogromną ilość ciekawych wątków, to otrzymujemy powieść skutecznie zajmującą uwagę czytelnika. Ale czy to wystarczy? Dla jednych z pewnością – szczególnie tych, którzy nie są zbyt wymagający i szukają w książce dobrej zabawy, miłego spędzenia czasu i napięcia. Ci zaś, którzy wolą ambitniejsze rzeczy mogą być zdegustowani, bo autorka często żeruje na najniższych emocjach, co sprawia, że momentami książka jest niesmaczna, ukazuje perwersje seksualne, dewiacje czy wypaczenia psychiczne. Może także budzić niesmak i z pewnością nie uczy niczego dobrego młodego pokolenia. Porusza jednakże interesujące tematy, które budzą ciekawość, bo rzadko się o nich pisze, a lekkość pióra Virginii C. Andrews także skutecznie zachęca. Decyzje pozostawiam, Wam drodzy Czytelnicy, czy warto po nią sięgną czy nie. A ja póki co biorę się za kolejną pozycję. Tym razem będzie to współczesna powieść polska...

Ocena 4/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Świat Książki

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich w Gandalfie

Hiszpańskie początki

Pomysł organizacji święta zrodził się w Katalonii. W 1926 roku wystąpił z nim wydawca, Vicente Clavel Andrés. 23 kwietnia jest tam hucznie obchodzonym świętem narodowym, jako dzień jej patrona - Świętego Jerzego. Zgodnie z długą tradycją w Katalonii obdarowywano w ten dzień kobiety czerwonymi różami, mającymi symbolizować krew pokonanego przez Św. Jerzego smoka. Z czasem kobiety zaczęły odwzajemniać się mężczyznom podarunkami w postaci książek. 23 kwietnia to również symboliczna data dla literatury światowej. W tym dniu, w roku 1616 zmarli Miguel de Cervantes, William Shakespeare i Inca Garcilaso de la Vega (przy czym datę śmierci Shakespeare'a podaje się według kalendarza juliańskiego, a pozostałych dwóch - według gregoriańskiego). Na ten sam dzień przypada również rocznica urodzin lub śmierci innych wybitnych pisarzy, np. Maurice'a Druona, Halldóra Laxnessa, Vladimira Nabokova, Josepa Pla i Manuela Mejía Vallejo. W Hiszpanii Dzień Książki jest świętem oficjalnym już od roku 1930. Od 1964 tradycja ta kultywowana jest we wszystkich krajach hiszpańskojęzycznych. Obecnie Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich celebrowany jest na całym globie - od Nowej Zelandii po Kanadę. W roku 2009, po raz trzeci, będziemy go obchodzić również w Polsce. (za: http://www.swiatowydzienksiazki.pl)

Serdecznie zapraszam na zakupy w Gandalfie: www.gandalf.com.pl/promocje/swiatowy-dzien-ksiazki-2012/


poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Elizabeth i jej ogród - Elizabeth von Arnim + garść informacji od Gandalfa

„Pamiętajcie o ogrodach
Przecież stamtąd przyszliście
W żar epoki użyczą wam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście…”


Tak śpiewał Jonasz Kofta w swojej słynnej piosence. Gdyby nie przepaść czasowa dzieląca jego i pewną angielską pisarkę australijskiego pochodzenia, Elizabeth von Arnim, można by stwierdzić, iż wzięła sobie ona do serca jego słowa. Mieszkając bowiem od 1896 roku w Nassenheide (obecnie to Rzędziny pod Szczecinem), rodzinnej wiejskiej posiadłości von Arnimów stworzyła niezwykle urodziwy ogród, dający jej wiele chwil radości, nadziei i szczęścia. To właśnie ogrodowi poświęcona jest jej pierwsza autobiograficzna książka „Elizabeth i jej ogród” z 1898 roku napisana zaskakująco współczesnym językiem, lekko, ironicznie, po prostu pięknie.

Autorka opisuje codzienność pomorskiej wsi, w której przyszło jej żyć razem z Gniewnym (pod tym pseudonimem kryje się jej mąż - hrabia Henning August von Arnim) i Dziećmi – Kwietniowym, Majowym i Czerwcowym (tak je nazywa, nie używając ich prawdziwych imion). Jeszcze pięć lat wcześniej mieszkała w mieście, teraz zaś przebywa w Nassenheide, gdzie przyjechała, by otworzyć miejscową szkołę. Jej książka rozpoczyna się zdaniem, będącym kwintesencją tej książki: „Kocham mój ogród” (str.15). Uwielbia go od pierwszych dni, choć jest zaniedbany, dziki i wymaga ogromu pracy. To właśnie on jest głównym bohaterem, a nie opisani tu ludzie. Już na wstępie Elizabeth poprzysięga sobie wierność naturze i nie zniechęcają jej porażki. Wie, że nie mając odpowiedniego wykształcenia, musi zaufać swojej intuicji i wiedzy innych. Dlatego cieszy się jak dziecko, gdy osiągnie choćby niewielki sukces: zachwyca się młodymi pędami, tęskni do dnia, kiedy wreszcie wyrosną jej ukochane róże herbaciane. Sama biega po ogrodzie ze szpadlem, bo wciąż jest w nim dużo pracy. Teren jest ogromny, więc rośliny kupuje się w hurtowych ilościach. Jak wielką satysfakcję jej to sprawia widać na każdym kroku: „Jaką ja jestem szczęśliwą kobietą, że żyję w ogrodzie z książkami, dziećmi, ptakami i kwiatami i w takim spokoju, żeby się tym wszystkim rozkoszować!” (str.32). Jej życie koncentruje się wokół ogrodu, co szczerze wyznaje: „Nie dom, ale ogród jest moim schronieniem, do którego mnie ciągnie” (str.36). I trudno się dziwić, wiedząc że w zaciszu domowym są ciągłe zmartwienia, obowiązki, konserwatywny i dominujący mąż...

Kobiety mieszkające w miastach nie mogą uwierzyć, że Elizabeth jest szczęśliwa na wsi, a jej ogród znaczy dla niej tak wiele. Ona zaś stwierdza, że jej „ogród jest pełen przyjaciół, tyle że oni są niemi” (str.43). Poza tym, uważa, iż „lepiej jest być doświadczanym przez rośliny niż ludzi” (str.84). Elizabeth von Arnim nie potrzebuje towarzystwa ludzi, bo żyje ona i rozkoszuje się naturą. Nie dba także o nowe stroje i przedkłada kupno nowych roślin nad własne sprawunki: „Tak czy owak zakup nowego drzewka różanego przedkładam nad nową sukienkę, kiedy nie mogę mieć ich obu; i spodziewam się, że przyjdzie czas, gdy moja ogrodnicza namiętność stanie się tak przepotężna, że nie tylko wyrzeknę się całkowicie kupowania ubrań, lecz także sprzedam niektóre z tych, które mam” (str.126).
Ale oprócz spraw ogrodu, Elizabeth zajmują ważkie, społeczne tematy. Rozmawia z innymi kobietami o ówczesnej pozycji płci pięknej, wyraża swój sprzeciw wobec stawiania ich na równi z dziećmi i osobami niepełnosprawnymi umysłowo. Staje się przykładem damy niedbającej zbytnio o konwenanse, robiącej to, na co ma ochotę. W tamtych czasach taka postawa nie była zbyt często spotykana...

Na „Elizabeth i jej ogród” natrafiłam jeszcze zimą, ale przeczytałam ją właśnie teraz, wiosenną porą. Bardzo się z tego cieszę, bo w sobotę pod wpływem głównej bohaterki wylądowałam we własnym ogrodzie i z wielką radością w nim popracowałam. Jest to książka zupełnie inna od tych, które zazwyczaj wybieram i bynajmniej nie chodzi tu o tematykę. Ta książka niesie w sobie spokój i całe mnóstwo pozytywnych emocji płynących z obcowania z naturą, co w dzisiejszym świecie jest rzadkością. Wnikliwość autorki dokumentującej ówczesne realia życia czy współczesny język to jej dodatkowe atrybuty. Nie dziwię się, że pierwszy nakład tej publikacji rozszedł się błyskawicznie, a w Anglii wznawia się ją systematycznie, bo jest ona zdecydowanie ponadczasowa. Szkoda tylko, że z ogrodu Elizabeth w Rzędzinach nic nie zostało, że jej trud i włożony w niego ogrom serca nie może cieszyć naszych oczu…

Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Elizabeth i jej ogród, von Arnim, Elizabeth, Wydawnictwo MG, 2011.

Ocena 4+/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG


A teraz obiecane informacje:

Jeśli jesteście zainteresowani poradnikami ogrodniczo-kwiatowymi, to koniecznie wejdźcie na http://www.gandalf.com.pl/k/majowka/ , bo do 29. kwietnia tytuły te dostępne są z rabatem do 40%.

Polecam serdecznie!

czwartek, 12 kwietnia 2012

Czas serca. Listy - Ingeborg Bachmann, Paul Celan

Ingeborg Bachmann (1926-1973) i Paul Celan (1920-1970) to dwie wybitne postaci powojennej literatury niemieckojęzycznej. Ich korespondencja z lat 1948-1967 zgodnie z wolą spadkobierców miała ukazać się w roku 2013, ale nieoczekiwanie zgodzono się na publikację wcześniej. Tak więc już w 2011 czytelnicy mogli wziąć do rąk książkę niezwykłą. "Czas serca. Listy" to wyjątkowe świadectwo nieszczęśliwej miłości, owiane od lat tajemnicą i będące wyzwaniem dla dociekliwych, którzy z uporem próbowali prześwietlić ten związek. To także dokument o powojennej kondycji literatury z obszaru niemieckojęzycznego. Słowem - książka, która ukazuje się tylko raz na kilkadziesiąt lat i pretenduje do miana tych przechodzących do historii bez dwóch zdań.

Bachmann i Celan poznają się 16. maja 1948 roku w okupowanym Wiedniu, a początek ich związku datuje się na dzień 20. maja. Ona jest córką austriackiego członka NSDAP, a on niemieckojęzycznym bezpaństwowym Żydem z Czerniowców, który traci rodziców w obozie koncentracyjnym, a sam przeżyje rumuński obóz pracy. Dwie wybitne jednostki z dwóch różnych światów, które przyciągają się, by pokochać na zawsze... Kilka lat później Celan napisze o swoich wrażeniach dotyczących ich znajomości: "Kiedy Cię spotkałem, byłaś dla mnie jednym i drugim: przeżyciem zmysłowym i duchowym. Tego się nie da rozdzielić, Ingeborg" (str. 63). Wywarła na nim ogromne wrażenie. I wcale się nie dziwię. Jej kobiecość, delikatność, wielką wrażliwość na słowo czuć od pierwszych zdań zawartych w tej książce. Pewnie podobnie było 'na żywo'. Jest subtelna, ostrożna w słowach, eteryczna i poetycka. Ich początkowe listy są świadectwem tego, jak dużo myślą o sobie nawzajem, ale także tego, jak bardzo boją się nazwać tego, co ich łączy. To ona jak pierwsza wyznaje mu miłość 25 sierpnia 1949: "Żyję z Tobą w miłości, to bardzo piękna miłość i tylko dlatego, że boję się powiedzieć za dużo, nie mówię, że najpiękniejsza" (str.16).

Celan, typowy artysta, ma depresyjną naturę, zmienne nastroje, boli go życie. Często także jest w mroku, nie może wydobyć się z milczenia, co jest ciosem dla zakochanej Ingeborg, angażującej się emocjonalnie w ten związek bardziej niż Paul. Kiedy staje się nieprzystępny, zimny, przestaje pisać, ona jest zdezorientowana. Kocha go wciąż, mówi mu o tym i zapewnia o swojej bliskości: "Ale teraz siadam na chwilę przy Tobie i całuję Twoje oczy" (str.71). Bachmann krzewi także twórczość Celana. To właśnie dzięki niej jego wiersze są publikowane i czytane w Austrii, zyskując coraz więcej rozgłosu. Ich korespondencja to także dowód na to, że nawet pisarz, a więc ktoś, kto pracuje 'na słowach' i dobiera je starannie na co dzień, może się w nich gubić. Ingeborg i Paul często się w słowach rozmijali, zmagali się z nimi, pisząc listy, których nigdy nie wysyłali. Mimo to wciąż proszą siebie, a wręcz błagają o ciągłość korespondencji, czasem tylko krótkim zdaniem: "Znajdźmy słowa" (str. 130), a czasem szczerze wyznając niemożność pisania jak Ingeborg: "To już od dawna jest jak choroba, nie mogę pisać, robi mi się słabo, jak wstawiam datę, albo wkręcam papier do maszyny" (str.157)

"Wiemy o sobie dość, aby sobie uświadomić, że między nami możliwa jest tylko przyjaźń" (str. 39), pisze 16. lutego 1952 roku Celan. I mimo, że dla Ingeborg jest najdroższym jej człowiekiem, pokrewną duszą, a ona dla niego natchnieniem, rozstają się. Celan żeni się z Giséle Celan-Lestrange i ma z nią syna. Jego żona wie o uczuciu, jakie żywią do siebie jej mąż i Bachmann. Mimo to jest niezwykle wyrozumiała, pozwala mu nawet jeździć do kochanki, zaprasza ją do ich domu. Od samego początku dobrze ją traktuje, pisze do niej listy i wzrusza się do głębi nad jej wierszami. Zaś Ingeborg od 1958 roku spotyka się ze szwajcarskim pisarzem Maxem Frischem, jedzie z nim do Zurychu. Oboje z Paulem wiedzą jednakże, że będąc w innych związkach nigdy nie będą szczęśliwi. Oni nie mogą żyć bez siebie, ale nie jest im dane cieszyć się sobą: "Nam życie nie wychodzi naprzeciw, Ingeborg, czekanie na to byłoby najbardziej niestosowną dla nas formą istnienia. Istnieć, być tutaj - tak, to potrafimy i to nam wolno. Być tutaj - wzajem dla siebie" (str. 63).

Na przełomie 1962/63 w ich korespondencji odbija się załamanie Celana w związku ze sprawą Goll i falą krytyki, która ją pociągnęła. Czuje się osamotniony, niezrozumiany także przez Bachmann, która nie potrafi mu pomóc. Ostatecznie trafia na leczenie psychiatryczne. Podobnie jest z kondycją Ingeborg. Po rozstaniu z Maxem Frischem na jesieni 1962 roku zaczynają się jej problemy psychiczne. Celan decyduje zakończyć swoją nieznośną egzystencję. Podejmuje dwie próby samobójcze w 1967 i 1970. Ta druga kończy się sukcesem, kiedy rzuca się do Sekwany. Bachmann ginie na skutek obrażeń odniesionych podczas pożaru w jej mieszkaniu 25/26 września zaledwie trzy lata później.

"Czas serca. Listy"
to historia miłości, która poniosła klęskę w obliczu tragicznej historii powojennej i która nigdy nie mogła się rozwinąć w pełni. Jest to jednakże uczucie, które dało początek wielu pięknym utworom miłosnym niemieckiej literatury XX wieku, i jego wpływ jest dzięki tej korespondencji jeszcze bardziej czytelny. To także dowód rzadkich chwil szczęścia, morza rozpaczy i zwątpienia, dotykających nie tylko samych zakochanych, ale i ich rodzin, przyjaciół, kochanków, itd. To wyjątkowe wydawnictwo uzupełniono korespondencją Giséle Celan-Lestrange i Bachmann (16 listów) oraz Maxa Frischa i Celana (25 listów), by ukazać związek niemieckich twórców w pełnej krasie. Dla mnie "Czas serca. Listy" to książka wybitna, którą trzeba przeczytać, bo trudno słowami opisać jej wyjątkowość.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Czas serca. Listy, Bachmann Ingeborg, Celan Paul, Wydawnictwo a5, 2011.

Ocena 6/6

Za książkę serdecznie dziękuję Księgarni Gandalf, której bogatą ofertę gorąco polecam:

wtorek, 3 kwietnia 2012

Huragan - Laurent Gaudé

Huragan Katrina to jedna z największych niszczycielskich sił przyrody, jakie kiedykolwiek wystąpiły na terenie Stanów Zjednoczonych. Spowodował on ogromne straty materialne, niewyobrażalne zniszczenia, a co gorsze śmierć prawie dwóch tysięcy osób. To wydarzenie z sierpnia 2005 roku stało się tłem książki Laurenta Gaudé "Huragan". Jednakże to nie pogoda odgrywa w niej pierwszoplanową rolę. To bohaterowie z Nowego Orleanu muszą zmierzyć się z własnymi uczuciami, słabościami i przeszłością oraz cyklonem, który nawiedza ich wnętrza... Należą do nich:

1. Josephine Line. Steelson - stuletnia Murzynka, której życie sens straciło już dawno temu. Przedwcześnie owdowiała, pochowała swe dzieci, teraz czeka na swoją śmierć. Codziennie objeżdża autobusem miasto, patrząc na twarze znienawidzonych 'białych', prześladujących jej rasę. To ona jako pierwsza czuje zbliżające się niebezpieczeństwo i jako jedna z nielicznych nie chce uciekać z miasta, kiedy zarządzają obowiązkową ewakuację...

2. Keanu Burns - ucieka od ukochanej kobiety, Rose, i przez sześć lat pracuje na platformie wiertniczej. Tam zmaga się z życiem bez znieczulenia, walczy ze sobą jak prawdziwy mężczyzna. Widząc tragiczny wypadek podczas pracy i śmierć swoich kolegów w męczarniach, poddaje się. W obliczu zbliżającego się kataklizmu, postanawia wrócić do miłości swojego życia. Jest chyba jedynym, który pędzi w kierunku Nowego Orleanu, kiedy wszyscy go opuszczają...

3. Rose - samotnie wychowuje synka, nie potrafi odkryć uroków macierzyństwa, twierdzi, że nie wie, kim jest ojciec dziecka. Jej związki z mężczyznami są toksyczne odkąd zostawił ją Keanu. Nie widzi sensu życia, ale kiedy ukochany powraca, dostrzega światełko w tunelu...

4. Bezimienny Ksiądz, kapelan miejscowego więzienia. Chodzi tam, by "nie zapomnieć twarzy zła". Brzydzi się więźniami, nazywa ich w duchu 'Czarnymi'. Oni też na niego nie czekają, bo wyczuwają jego zakłamanie i brak powołania. Możliwość udzielenia schronienia ludziom w kościele, sprawia, że coś w nim pęka, że wreszcie zdaje się odnaleźć swoją właściwą drogę. Szkoda tylko, że ..

5. Grupa zbiegłych więźniów, z których najbliżej dane jest nam poznać Buckeleya, skazanego za morderstwo. Ich ucieczka jest możliwa dzięki Katrinie, która daje im szansę, przez chwilę poczuć się panami życia i śmierci. Żywioł pokazuje jednakże, iż nie ma szans, by uciec od przeszłości i dającej o sobie znać na każdym kroku mrocznej naturze...

Nowy Orlean przedstawiony przez Gaudé to miejsce, w którym bez wątpienia nikt z nas nie chciałby się znaleźć (podobnie jak w tym prawdziwym, zniszczonym przez Katrinę). Miasto jest puste i bezwładne, a woda płynie ulicami. Zalany cmentarz daje schronienie ocalałym zwierzętom: papugom, flamingom, jeleniom i aligatorom, siejącym spustoszenie, popłoch i śmierć. Kwitnący czarny rynek, ludzkie zwłoki pływające w bagnie, paskudny odór ekskrementów, to także stałe elementy krajobrazu po Katrinie. Nie dziwi więc, że wielu z mieszkańców Nowego Orleanu nie odzyska już nigdy więcej swojego dachu nad głową ani swojego poprzedniego, uporządkowanego życia...

"Huragan" to książka, w której możemy obserwować walkę z naturą. Nie tylko tą rozumianą pod pojęciem 'przyroda', ale tą ludzką, trudniejszą do okiełznania. Laurent Gaudé, mówiąc kolokwialnie, nie przekombinował i nie przegadał swojej opowieści. Oszczędny w słowa język autora, jego oschłość, brak metafor, umiejętność stworzenia realnego, prostego acz uniwersalnego świata, są bez wątpienia zaletami tej książki, bo zmuszają do myślenia i prowokują pytania o rzeczy ostateczne. To prawdziwie mądra i godna polecenia książka. Zatem polecam :)

Ocena 5+/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B.