piątek, 30 marca 2012

Układ z Panem Bogiem - Ewa Kopsik

Układ, pakt, porozumienie. Trzy słowa znaczące prawie to samo - poświęcenie swego życia, duszy, poglądów komuś lub czemuś, istocie wyższej lub idei. Przeważnie w literaturze pojawia się motyw paktu z diabłem. Wspomnieć należałoby tu Fausta, który zawierając układ z Mefistofelesem, miał nadzieję na szczęście przy boku Małgorzaty. Krystyna, bohaterka najnowszej powieści Ewy Kopsik, zawiera porozumienie z Panem Bogiem. Po co jej ono? Zaraz się dowiecie.

Krystyna jest malarką mieszkającą w Wiedniu ze swym nudnym mężem, a czasem i nielubianą teściową. Kocha piękno, więc patrzy na wszystko jak na dzieło sztuki. Nie cierpi szarości, codziennych rytuałów, nudy. Zwyczajność jej nie satysfakcjonuje, prze więc do przodu szukając szczęścia, uznania i swego miejsca na ziemi, potwierdzonego sukcesami, zyskiem, sławą. W tym pędzie zatrzymuje ją niespodziewanie jej opóźniona psychomotorycznie córka - Kamilka, której kobieta nie akceptuje i nie potrafi pokochać. Chore dziecko zburzyło bowiem jej misternie ułożony plan: chciała należeć do osób idealnych, wybitnych artystów posiadających wyjątkową rodzinę, której ludzie mogliby jej zazdrościć. Teraz znalazła się jednak na przegranej pozycji z tą "nieudolną, grubą niemową" jak bez ogródek mówi o swojej córeczce. Dla Krystyny Kamilka jest niczym Fiona, której chciałaby się pozbyć, by nie musieć dłużej udawać miłości do niej, by już więcej nie zaprzątała jej myśli. Chciałaby oddać ją do sklepu, jak zwraca się zepsute przedmioty, by zacząć wszystko od nowa, znów cieszyć się każdym dniem, oderwać się od pozbawionego nadziei życia. Przychodzą jej do głowy różne myśli - by zostawić dziecko w parku nad Dunajem, by dowieść, że Kamilka nie jest jej dzieckiem, że podmieniono ją w szpitalu w Czechach, gdzie przyszła na świat. Kiedy żaden pomysł nie ma szans na realizację, dochodzi do wypadku, który popycha kobietę do zawarcia układu z Panem Bogiem. Ma on sprawić, że główna bohaterka pokocha swe dziecko prawdziwą, bezinteresowną miłością, bo Kamilka będzie doskonalsza, ładniejsza, przestanie seplenić i spełni oczekiwania niezadowolonej mamusi. Wtedy niespodziewanie Krystyna dostaje pewną propozycję, która kusi ją ogromnie i naraża na zerwanie zawartego wcześniej porozumienia z samym Stwórcą...

Książka Ewy Kopsik jest lekturą trudną, nie tylko ze względu na brak rozdziałów, dialogów czy mnogość tematów poruszanych w tej powieści. Autorka umożliwia nam niejako 'wejście' do umysłu młodej artystki, a także do jej zimnego serca, by ukazać cały wachlarz emocji tam panujących. Większości z nas z pewnością trudno będzie zrozumieć brak miłości do niepełnosprawnego dziecka i kochającego ją bezgranicznie męża. Kopsik chcąc wytłumaczyć jej nielogiczne zachowanie, przemyca doświadczenia z dzieciństwa Krystyny: jej obojętną, wymagającą, wiecznie niezadowoloną i niekochającą matkę oraz ojca mającego zbyt wiele uczucia dla przyjaciółki Krystyny - Emilii. Autorka daje nam także szansę szansa na spotkanie z artystami, ich problemami i ich światem. Mam na myśli oczywiście Krystynę, której pasją jest malarstwo i poetę(?) Marka, będącego przez jakiś czas jej kochankiem. Ich ciągłe zabieganie o uznanie, pragnienie sławy, natarczywość w stosunku do wydawców czy innych prominentnych osób, zmienność nastrojów, depresje z powodu niezrozumienia otoczenia oraz nałogi, dobrze obrazują problemy tego środowiska.

Ewa Kopsik ukazuje jak spirala zachłanności, pycha i niedosyt miłości, akceptacji i sławy może niszczyć człowieka. Krystyna, podobnie jak Marek, są ludźmi, którymi trudno było dostrzec, że akceptacja może być źródłem szczęścia, a zwyczajność - radością. I nie ważne, jak banalnie to zabrzmi - to właśnie ich brak sprawił, że ich egzystencja, mimo że nie brakowało w niej pasji, uzdolnień i ciągłej pracy nad swoim warsztatem, stała się trudna do zniesienia, pusta i bezcelowa...

"Układ z Panem Bogiem" to bez wątpienia warta polecenia książka, z dobrze zarysowanymi postaciami, intrygującymi wątkami, dobrym tłem psychologicznym. Powieść ta zmusza do refleksji, zadumy nad kondycją współczesnego człowieka, który dąży do ideału i gardzi wszystkim, co nosi jakąkolwiek skazę. Jest ona niezwykle bogata w treści, czasem jednakże aż nadto i to może czytelnika męczyć. Polecam książkę szczególnie kobietom, zwłaszcza tym lubiącym teksty z psychologią i głębią w tle.

Na koniec cytat ku refleksji: "Niekoniecznie rzeczywistość musi się zmienić, żeby zmieniły się nasze przekonania (...) To my zmieniamy rzeczywistość, kreujemy wszystko, nawet fakty, które z zasady powinny być obiektywne." (str. 197)

Cytaty pochodzą z książki: Układ z Panem Bogiem, Ewa Kopsik, Replika 2012.

Ocena 4/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Replika oraz portalowi obliczakultury.pl

wtorek, 27 marca 2012

Propozycje Ewy Stadtmüller dla dzieci

JAK SKRZAT JAGÓDKA OSWAJAŁ ZIMĘ
W natłoku kolorowych publikacji dla dzieci, pełnych wszelkiego rodzaju gadżetów, mających przyciągnąć ich wzrok i opróżnić skutecznie kieszeń rodziców, znalazłam niewielkich rozmiarów książeczkę, cieniutką, bez melodyjek, wystających futerek, dodatkowych naklejek i wszystkich innych cudów, które działają na dzieci jak magnes. Ku mojemu wielkim zaskoczeniu podobała mi się tak samo jak moim dzieciom i zdołała przyciągnąć ich uwagę mimo swojej skromności. Mowa tu o nowej publikacji pani Ewy Stadtmüller "Jak skrzat Jagódka oswajał zimę" wydanej przez Wydawnictwo Skrzat. Autorka to absolwentka filologii polskiej i dziennikarstwa na WSP (dzisiejszy UP) w Krakowie, pisząca dla dzieci zbiory opowiadań, bajki, wiersze, zagadki, scenariusze teatralne oraz opracowania znanych baśni i legend. W swojej twórczości ma także książki o charakterze edukacyjnym.

Skrzat Jagódka ma malutki domek w sercu lasu, w którym mieszka ze swoją żoną Poziomką. Kiedy widzi za oknem zimowy krajobraz i bajecznie ośnieżone drzewa, postanawia dowiedzieć się, co jego przyjaciele (Miś, wiewiórka Ruda Skórka, zając Szarak, mrówki) robią po południu w te mroźne dni. Jak postanawia, tak robi, a kiedy się dowiaduje się jak zwierzątka spędzają czas zimowy, biegnie do Poziomki, chcąc jej zaproponować rozrywkę na jutro, sądząc że ta okropnie się nudzi. Tymczasem zamiast zaspanej, pogrążonej w zimowej depresji żony zastaje zatopioną w pasjonującej lekturze przed kominkiem uśmiechniętą Poziomkę...

Książeczka "Jak Skrzat Jagódka oswajał zimę" to ciepła, pełna uroku, krótka historyjka ukazująca maluchom życie zwierząt leśnych, ich przyzwyczajenia, tryb życia. Ma ona bez wątpienia wartość edukacyjną i poznawczą. Na uwagę zasługują urocze ilustracje Kazimierza Wasilewskiego, które stanowią doskonały materiał do rozmów z dziećmi, pobudzają wyobraźnię, delikatnie przemycają wiedzę o środowisku i uczą szacunku do każdego stworzenia. Serdecznie polecam!

Ocena 6/6

KRAKÓW I OKOLICE - Ewa Stadtmüller, Anna Chachulska

“Kraków hejnał gra
Tak wita mnie
Patrzy na mnie jakby wiedział że
Wracam po to by
Choć na kilka chwil
Zamknąć oczy i …”


To słowa z piosenki zespołu Myslovitz nagranej z Markiem Grechutą wiele lat temu. Kraków jest bowiem od wieków inspiracją dla wielu twórców. Teraz dołączają do nich pisarka i dziennikarka, Ewa Stadtmüller i historyk sztuki, Anna Chachulska oddając w nasze ręce atrakcyjny przewodnik turystyczny dla dzieci "Kraków i okolice". Jest to książka niezwykle interesująca, pełna legend, ciekawostek, zagadek, kolorowych obrazków i zdjęć. Słowem - publikacja wyjątkowa na naszym rynku wydawniczym i bez wątpienia warta uwagi.

Przewodnikiem po urokliwym Krakowie staje się sympatyczny Skrzat krakowski, a na końcu szlaku pomaga mu dodatkowo skrzat solny, będący przewodnikiem po kopalni soli w Wieliczce. Ten pierwszy zabiera swoich młodych czytelników na dziesięć spacerów po jak sam pisze "najpiękniejszym, najciekawszym i najmilszym mieście na świecie", podczas których mają oni okazję poznać znane postaci (udaje im się porozmawiać z Władysławem Jagiełłą, poznać błogosławioną Salomeę i dowiedzieć się, co się śni władcom pochowanym w katedrze wawelskiej) i tajemnice ważnych zabytków, poznają lokalne smaki (pierogi od św. Jacka), mogą przejechać się dorożką, spojrzeć na Rynek sprzed wieży ratuszowej, przespacerować się pod najsłynniejszym oknem w Krakowie, a to jeszcze nie wszystko.

Dzieci dowiedzą się coś niecoś o herbie miasta, znajdą odpowiedź na pytanie dlaczego wszystkie drogi prowadzą na Wawel, ile waży serce Dzwonu Zygmunta, czym był kiedyś Kazimierz, kto kształcił się na słynnej Akademii Krakowskiej, dlaczego wieża w krakowskich Łagiewnikach ma 77 metrów, itd. Na marginesach znajdą ważne informacje dotyczące znanych miejsc (m.in. kopcu Kościuszki, Łagiewnikach, Muzeum Etnograficznym), miasteczek (m.in. o Tyńcu, Ojcowie, Niepołomicach, Wieliczce), osób (Janie Pawle II, bracie Albercie, panu Twardowskim), które z łatwością wpadają w oko i pozostają w głowie. Na końcu zaś zawarto słowniczek zawierający ilustracje mogące pomóc w zrozumieniu trudnych słów związanych z architekturą oraz propozycje muzealnych zajęć edukacyjnych prowadzonych w Zamku Królewskim na Wawelu, Muzeum Narodowym, Pałacu Biskupim Erazma Ciołka, Muzeum Stanisława Wyspiańskiego i innych placówkach kulturalnych oraz dodatek w postaci krzyżówek, sprawdzający wiedzę milusińskich po odbytych spacerach. To ogromna ilość naprawdę ciekawych informacji, które sama chętnie sobie przyswoiłam i uporządkowałam. Jak sugeruje Wydawnictwo Skrzat książka może być także świetną pomocą dydaktyczną dla nauczycieli prowadzących zajęcia w ramach tzw. "ścieżki regionalnej" albo (to już moja sugestia) tych, którzy organizują wycieczki szkolne właśnie do Krakowa.

Przystępny język, bardzo ciekawie opowiadana historia, intrygująco przedstawiane fakty, które pobudzają wyobraźnię na tyle skutecznie, by dzieci chciały z zapałem podążać za przyjaznym skrzatem to bez wątpienie duże walory tej publikacji. A jest ich więcej - koniecznie przekonajcie się sami!

Książka "Kraków i okolice" ukazała się w serii "Skrzat poznaje świat", która oferuje także dwa inne, ciekawe tytuły: "Warszawa. Spacery z Ciumkami" oraz "Zakopane i okolice" i jest częścią serii przewodników familijnych po najpiękniejszych miastach i najciekawszych miejscach Polski. Ja już czekam na kolejne i marzę, by zostało opisane także moje rodzinne miasto Łódź.

Ocena 6/6

Za możliwość przeczytania obu książek serdecznie dziękuję Wydawnictwu Skrzat oraz portalowi sztukater.pl




czwartek, 22 marca 2012

Listy do młodego pisarza - Mario Vargas Llosa

Jest coś takiego w stylu Mario Vargasa Llosy, że od pierwszych słów czuję się tak bardzo pochłonięta opowiadaną przez niego historią, że mam nadzieję, iż nigdy się ona nie skończy. Jak pokazuje moje doświadczenie, nie ma znaczenia o czym jest jego książka - ważne, że wyszła spod jego pióra. Tym razem miałam przyjemność przeczytać "Listy do młodego pisarza", "esej mówiący o tym, jak rodzą się i powstają powieści". Sądząc po tytule można odnieść wrażenie, że ma ona wydźwięk nudnej akademickiej dyskusji. Prawda jest taka, że mając takiego wykładowcę jak ten laureat Nagrody Nobla 2010 żaden temat nie jest straszny. Na szczęście zagadnienia z zakresu literaturoznawstwa były zajmujące, no a prelegent - sami wiecie...

Llosa napisał "Listy..." w ciągu kilku miesięcy na podstawie notatek do wykładów i seminariów poświęconych jego ulubionym pisarzom (należą do nich m.in. Faulkner, Hemingway, Camus). Mają one charakter 7 listów pisanych do wyimaginowanego adresata, pragnącego być pisarzem, nazywanym przez autora 'przyjacielem'. Ponieważ sam Peruwiańczyk w wieku 14-15 lat marzył także o tym, by pisać, ale nie wiedział jak to zrobić, do kogo się zgłosić po rady, itd. jest w jego tekstach coś na kształt doskonałego zrozumienia i komunii między autorem listów oraz ich adresatem, a to z kolei czyni je jeszcze ciekawszymi...

Pisarz według Llosy to istota obdarzona nadludzką mocą. To mający powołanie literackie pomazaniec bogów, posiadający predyspozycje do wymyślania postaci, sytuacji, odmiennych światów, itd. Jego cechą charakterystyczną jest niewolnicze oddanie literaturze, przesłaniające wszystko inne, wypełniające jego egzystencję całkowicie. Aby nim zostać potrzebny jest jednakże czas. Talent przecież nie rodzi się sam, ale musi dojrzewać przez długie lata pracy, dyscypliny i wytrwałości, a tego często brakuje początkującym literatom. Zdaniem Llosy u źródeł wszystkich opowieści leżą przeżycia twórcy, bo "jeśli chodzi o tematy powieści - pisarz karmi się samym sobą" (str.19), często nieświadomie. Co ciekawe sugeruje on, że to nie autor wybiera tematy, ale one jego! Pisze on przecież o tym, co przeżył, będąc uczestnikiem takich, a nie innych wydarzeń. Autor "Szelmostw niegrzecznej dziewczynki" bez ogródek stwierdza, że listy bestsellerów pełne są nazwisk bardzo złych pisarzy. Być może powodem tego jest fakt, iż wybierają oni nieodpowiednią formę i nie uzyskują poprzez to siły przekonywania (a może zwyczajnie brak im talentu?)? Warto by pamiętali także, iż poprawność stylistyczna nie wystarcza, aby powieść była udana. Musi być ona przede wszystkim wewnętrznie spójna i sprawiać wrażenie naturalnej. Ta 'naturalność' o której wspomina to doskonała integracja 'treści' i 'formy', często nieosiągalna dla wielu. Llosa krytykuje także naśladowanie stylu wielkich pisarzy przez tych początkujących, co naraża ich na śmieszność. Uważa, że zamiast tego byłoby lepiej, gdyby wypracowali sobie swój własny styl i pamiętali o drobiazgach, bo to właśnie one zebrane razem przesądzają o doskonałości lub ubóstwie efektu artystycznego. Gdy powieść jest tak skonstruowana, że czytelnik nie zauważa zastosowanej techniki, bo historia jest tak wciągająca, iż wydaje się ona być prawdziwym życiem, można mówić o sukcesie i czekać na utęsknione laury.

"Listy do młodego pisarza"
to książka o niewielkich rozmiarach, w epistolarnej formie, ale bogata w treści i zdecydowanie nie traktująca ich pobieżnie. Umiejętność zastosowania odpowiednich (i co ważne licznych) przykładów, wyjaśniających skomplikowane zagadnienia literackie, to dodatkowy atut tej interesującej publikacji przeznaczonej nie tylko dla tych, którzy chcą pisać, ale i tych lubiących czytać i analizować. Studiujący dogłębnie formę powieści Llosa przekonał mnie po raz kolejny. W jego słowach czuć prawdę, chęć przekazania swojej wiedzy i doświadczenia oraz pasję. Llosa twierdzi, że lepiej czytać niż dokonywać
wiwisekcji, ale pewne jest to, że aby napisać swoje "Listy..." musiał wiele książek przestudiować. Z racji tego, że "Literatura to coś najlepszego, co wymyślono dla obrony przed złym losem" (str. 18), z pewnością nie był to czas stracony.

Dziękuję, Panie Llosa, za wygłoszony wykład. Był bardzo zajmujący i wiele z niego skorzystałam. Bez wątpienia będę teraz bardziej świadomie czytać. Dla mnie jest Pan pisarzem autentycznym, którego nazwisko jest na listach bestsellerów w pełni zasłużenie i którego powołanie literackie jest widoczne gołym okiem. Mam nadzieję, że Pańska głowa pełna jest już nowych pomysłów, które ozdobione odpowiednią formą, Pańskim niekwestionowanym talentem oraz predyspozycjami zaowocują kolejną świetną powieścią. Ja już dziś na nią czekam...

Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Listy do młodego pisarza, Mario Vargas Llosa, Znak 2012.

Ocena 5+/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak oraz portalowi obliczakultury.pl


piątek, 16 marca 2012

One za tym stoją - Aleksandra Boćkowska

"Kobieto! puchu marny! ty, wietrzna istoto!" tak pisał Adam Mickiewicz w "Dziadach". Dawno to było, fakt. Życie było inne, problemy, bolączki, kobiety także. Gdyby nasz wieszcz narodowy miał szansę poznać bohaterki recenzowanej przeze mnie książki "One za tym stoją" Aleksandry Boćkowskiej, dziennikarki i redaktorki związanej z ELLE, wcześniej zaś z „Gazetą Wyborczą”, „Newsweekiem” i miesięcznikiem „Pani”), te słowa prawdopodobnie nigdy nie przeszłyby mu przez gardło. Dlaczego? Bo te osiem kobiet, których wysłuchałam z wielkim zainteresowaniem, to niezwykle silne osobowości, z naręczem nagród, sukcesów i satysfakcji, mogące być przykładem dla każdej z nas. Bo żyjąc z pasją i w zgodzie z samą sobą, realizując swoje marzenia, stawiając sobie wysokie wymagania, jesteśmy szczęśliwe i możemy robić jeszcze więcej. Za przykład niech posłużą te oto wspaniałe panie, które opowiedzą o sobie same, a także udzielą głosu swoim rodzinom, przyjaciołom, współpracownikom, a nawet przeciwnikom:

Agnieszka Kręglicka
- jest piękną, kreatywną, otwartą na ludzi kobietą. Chętnie dzieli się swoim doświadczeniem, a ma czym, jest bowiem znaną i cenioną restauratorką. I choć podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, ona od dwudziestu lat prowadzi razem z powodzeniem z własnym bratem sześć restauracji. Mimo, że jej życie zdaje się być niekończącym się pasmem sukcesów, ma za sobą także porażki. Ta największa to utrata ciąży.

Anna Streżyńska
- prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej w latach 2006-2012. Zawsze robiła na mnie piorunujące wrażenie. Z ogromną przyjemnością poszłabym z tą panią na kawę i poznała ją bliżej. Opowiada o sobie sama na łamach tej książki. Jest niezwykle odważna i bezkompromisowa, kompetentna, oddająca się całą sobą pracy (nawet na szpitalnym łóżku, gdy jej stan jest poważny). Trudna w przyjaźni. Obdarzona dziewczęcą urodą, śliczna gaduła. Sprawia wrażenie osoby kruchej, a mocna jest jak skała.

Beata Stasińska - kobieta skazana na literaturę. Bez niej nie byłoby wielu fantastycznych książek na naszym rynku. Sprawia wrażenie osoby chłodnej, doskonale wiedzącej czego chce. Ma intuicję, trudny charakter i feministyczne poglądy. Cieszy mnie jej powrót do Wydawnictwa W.A.B., bo oznacza kolejne świetne pozycje w mojej biblioteczce.

Kayah - bardzo przystępna, zwyczajna jak tysiące innych kobiet. Zero pozy, zero gwiazdorstwa. Dla wielu trendsetterka, choć jak przyznaje kupuje ubrania w sieciówkach. Dbająca o swoją prywatność i wytaczająca procesy tabloidom. Kobieta odważna, idąca z duchem czasu, mająca intuicję. Miała depresję poporodową, ponosiła koszty nieobecności w domu (nie widziała pierwszych kroków swego syna), nie była przygotowana do roli matki, kocha swego Rocha ponad wszystko. Dba o środowisko, swoją duchowość i wierzy w "efekt motyla". Chce spłacić dług wdzięczności, dając szansę debiutantom w swojej wytwórni płytowej.

Ewa Wanat - wyczulona na sprawy społeczne i wolność słowa. Redaktor naczelna Radia TOK FM. Silna, odważna i bezkompromisowa. Ma za sobą kilka związków, nie planuje dzieci. Lewicowa feministka. Wyznała publicznie, iż była ofiarą molestowania seksualnego w dzieciństwie.

Irmina Kubiak - piękna, uśmiechnięta, emanująca ciepłem. Twórczyni FashionPhilosophy Fashion Week Poland, pracująca z mężem, Jackiem Kłakiem od lat. Prze do przodu, choć jest wrażliwa na krytykę. Budzi do życia moje miasto Łódź i za to jestem jej ogromnie wdzięczna.

Agnieszka Odorowicz
- dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, mieszkająca w mieszkaniu po Hance Bielickiej. Wiele osób nie chce o niej mówić, nie zawsze pozytywnie oceniana. Ma swoje zdanie, jest niezależna i idzie własną drogą.

Beata Stelmach - pracująca w zawodach uznawanych za męskie i osiągająca w nich sukcesy. Matka, mająca świetny kontakt ze swoim dorosłym już synem. Obecnie wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska, walcząca o równe traktowanie kobiet i mężczyzn.

Wszystkie przedstawione przez panią Aleksandrę Boćkowską kobiety mają pasję, charyzmę, energię i siłę. Niektóre są matkami w związkach małżeńskich, inne to singielki. Każda z nich ma swoją wizję świata, o którą walczy i w którą przede wszystkim wierzy. Wszystkie wymagają od siebie bardzo dużo, często są z siebie niezadowolone, ale zawsze dążą do doskonałości i nie poddają się bez walki.

"One za tym stoją" to świetna publikacja dokumentująca siłę współczesnych polskich kobiet, ich determinację, możliwość odnoszenia sukcesów, podnoszenia się po porażce, godzenia życia rodzinnego z zawodowym. Ich zewnętrzne piękno jest wynikiem wewnętrznego pokoju, jaki w sobie noszą, i dowodem na to, że sukces może nosić także spódnicę. Sukces nie jednostki, a wielu, bo dzięki każdej z nich zmienia (lub zmieniła) się nasza polska, tak często szara i smutna rzeczywistość. Bez wątpienia mogą być inspiracją. Ich szczere wyznania, świetna atmosfera wytworzona przez Boćkowską sprawia, że wszystkie wydają nam się bliskie, a lektura tej książki jest niczym sympatyczne spotkanie przy aromatycznej filiżance kawy i pięknie pachnącym domowym cieście w gronie przyjaciółek. Polecam nie tylko paniom!

Ocena 5/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG

poniedziałek, 12 marca 2012

Jak zdobyć, utrzymać i porzucić mężczyznę. Nowe spojrzenie - Krystyna Kofta

Krystyna Kofta - pisarka, felietonistka, plastyczka. Kobieta dojrzała z dużym bagażem doświadczeń wszelakich. W swojej książce "Jak zdobyć, utrzymać i porzucić mężczyznę. Nowe spojrzenie" będącym swoistego rodzaju poradnikiem porusza tematy ważne zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Nie cukruje, nie zamęcza psychologią, a jej poglądy nie trącą myszką. Jest za to szczera, dosadna, a momentami też kontrowersyjna. Ot, cała pani Krystyna!

"Dziś masz (...) fejsbuka, Naszą Klasę, możesz blogować, rozmawiać na gadu-gadu, na czacie, esemesować sto razy dziennie w promocyjnym pakiecie. Jest coraz więcej możliwości uzależnienia się. Coraz więcej czasu zajmują gadżety, coraz mniej zostaje na prawdziwe życie, nawet na to intymne"
(str. 51) To niestety prawdziwa diagnoza naszej kondycji. Jesteśmy coraz bardziej uzależnieni od telewizji i internetu, czyli życia wirtualnego. Kultura masowa rządzi wyobraźnią, dyktuje modne sposoby zachowań, mówi jak należy postępować, by być na czasie. I choć w wyborze partnera kierujemy się najczęściej uczuciem (tak przynajmniej być powinno), to jest grono osób (cóż - głównie kobiet, niestety), których bardziej niż miłość interesują pieniądze. Co wtedy? Najpierw należy kategorycznie zdecydować, radzi autorka: co ma większe znaczenie - mieć czy być? Dopiero wtedy można zacząć trudną sztukę uwodzenia, jeśli wybierzemy to drugie. Bo to jest umiejętność prawdziwa i nie każda kobieta ją posiada. W zdobywaniu zaś warto pamiętać o świeżym wyglądzie oraz o tym, by zawsze być czystym, pachnącym - po prostu zadbanym. Niby drobiazg, a jak się okazuje często traktowany po macoszemu... Tematu rozwijać chyba nie trzeba... Za to większość pań w dzisiejszym świecie jest nastawiona na szybką konsumpcję związku, a pani Krystyna nie pozostawia złudzeń, twierdząc odważnie, że seks jest przereklamowany! Zielone światło dla rozkoszy cielesnych pojawiło się według niej po upadku komunizmu, kiedy seks przestał być tematem tabu. Obecnie ludzie chętnie oglądają porno, próbują naśladować później grę aktorską we własnej sypialni, mężczyźni kupują także kolorowe magazyny, rozpalające ich zmysły do granic możliwości, niszcząc przy tym własną psychikę. Jak zawsze - coś kosztem czegoś...

Kofta pisze dużo o relacjach damsko-męskich. Zaczyna od konieczności odpowiedzi na pytanie o własną orientację seksualną i zaznacza, jak duże znaczenie ma szczera odpowiedź. Wspomina o kobietach nieumiejących się przed sobą przyznać do swoich preferencji, niepotrafiących stanąć w prawdzie. Zastanawiając się, czemu Kopciuszek zdobył serce księcia, dochodzi do wniosku, że kluczem do sukcesu był fakt, iż kobieta nie pokazała swoich wszystkich atutów na początku znajomości, bo przecież to "niedosyt powoduje apetyt na przebywanie razem"(str.33). W związku musi być miejsce na tajemnicę i samotność, a współczesne kobiety tak często o tym zapominają i odkrywają wszystko od razu, najlepiej na pierwszej randce...

Panuje przekonanie, że piękne kobiety są szczęśliwe. I Kofta nie zaprzecza, że czasem to się zdarza. Ale mimo, iż uroda jest skarbem, który ułatwia życie i rokuje duże powodzenie u płci przeciwnej, to wcale nie oznacza, że przez nią spływa na nas deszcz tego wszystkiego co się szczęściem zowie. Samo powodzenie zaś nie zależy od wieku, choć bez wątpienia młodym łatwiej przychodzą podboje. Podobno "najlepszym sposobem zachowania młodości jest pewność, że młodość z wiekiem nie przemija, że starzejące się ciało jest tylko naczyniem do przechowywania wciąż młodego ducha" (str. 95). I ja się z tym zgadzam! Ale niestety płeć piękna wciąż szuka skutecznego leku na starość: operacje plastyczne, botoks, laserowe usuwanie zmarszczek czy ścieranie skóry to zabiegi tak dziś oczywiste jak kiedyś stosowanie naturalnych produktów do upiększania cery. Kiedy zaś urody brakuje, kobiety czasem łapią mężczyzn na dziecko, traktując je jako cement dla związku. Z jakim skutkiem? Sami pewnie wiecie, a jak nie, zajrzyjcie do książki Krystyny Kofty, ona da Wam kilka dosadnych przykładów. Przy okazji ukaże także jakich męskich typów należy się wystrzegać. Bo jeśli w Waszym otoczeniu, drogie Panie, znajduje się stary synek mamusi, zazdrośnik paranoik, harpagan, uzależniony (alkoholik, narkoman, pracoholik, pornoholik), oszust matrymonialny, damski bokser lub notoryczny kochanek, powinnyście czym prędzej brać nogi za pas. Z tych typów materiał na męża/partnera żaden. Jeśli już uda Wam się znaleźć tego jedynego, to na Waszej wspólnej drodze życia może pojawić się zdrada. Ot, zwyczajna proza życia! Autorka rozróżnia 2 pojęcia z tego zakresu tematycznego: zdrada i niewierność. Według niej zdradę można wybaczyć, a nawet czegoś się z niej nauczyć (!). Dlatego proponuje nie podejmować decyzji o rozwodzie zbyt szybko, pod wpływem emocji, ale dać sobie szansę na uratowanie związku. Skoro tyle było poszukiwań księcia, czemu tak szybko się go pozbywać? No, chyba że sprawa jest naprawdę poważna...

Krystyna Kofta pisząc "Jak zdobyć..." zadrwiła sobie z nudnych poradników i napisała coś na kształt zbioru anegdot, luźnych historii z życia wziętych mających za zadanie ostrzec przed czyhającym na każdym kroku niebezpieczeństwem, pokazać pewne schematy panujące w społeczeństwie i ostatecznie czegoś swoich czytelników nauczyć. Jest w tym przekonująca, bo jak przyznaje, wszystkie opisane przez nią historie są prawdziwe i tę prawdę czuć, bo jej opowieści nie są wydumane, ale często naznaczone ludzką krzywdą. Książkę czyta się szybko. Momentami miałam wrażenie chaosu, zbyt dużego nagromadzenia tematów, ale to chyba właśnie ich mnogość i przechodzenie od jednego do drugiego zagadnienia jest za to odpowiedzialne. Całość oceniam pozytywnie, bo choć sama nie lubię poradników (a już o takiej tematyce nie cierpię!), to wersja pani Kofty jest lekka, miła i przyjemna.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki - Jak zdobyć, utrzymać i porzucić mężczyznę, Krystyna Kofta, W.A.B. 2011.

Ocena 4/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B. oraz portalowi sztukater.pl

poniedziałek, 5 marca 2012

Kupiliśmy ZOO - Benjamin Mee

„Obawiam się, że kiedy moje marzenie się ziści, nie będę już miał w życiu żadnego innego celu” pisał Paulo Coehlo w "Alhemiku". Zdaje się, że nie będę mogła się z nim zgodzić, bo chociażby Benjamin Mee, brytyjski dziennikarz, felietonista „Guardiana", jest najlepszym przykładem na to, że spełnione marzenie nie oznacza braku perspektyw. Wręcz przeciwnie - otwiera kolejne możliwości, pobudza do intensywniejszej pracy, daje nadzieję i uskrzydla.

Mee od dziecka marzył, by mieć dom na wsi, wieść spokojne życie z bliskimi w pięknych okolicznościach przyrody, a przy tym spełniać się zawodowo jako pisarz. Jego marzenie się ziściło - razem z żoną Katherine i dwójką dzieci sprzedali swoje londyńskie mieszkanie, kupili dwie stodoły w południowej Francji, zamieszkali w nich, uprawiali ogródek, wtopili się w środowisko. Było słonecznie, bezpiecznie, bajecznie i nawet napotykane na każdym kroku węże, skorpiony, jeże i dziki nie zdołały zakłócić ich idylli. Ale wtedy pojawiło się inne pragnienie - szalone, ale nie na tyle, by o nim zapomnieć. Powstał pomysł zakupu niszczejącego ZOO w Dartmoor. Mimo, iż było w opłakanym stanie, mimo że Benjamin i jego rodzina nie znali się na prowadzeniu ogrodu zoologicznego i mimo potrzeby poniesienia ogromnych nakładów finansowych, stanęli do przetargu. Przegrali, ale tylko na chwilę. Za drugim razem los był bardziej łaskawy - stali się pełnoprawnymi właścicielami Parku Dzikich Zwierząt w Dartmoor, który przyniósł im nie tylko radości, ale także smutki...

Żeby móc zrealizować to marzenie, trzeba było sprzedać dom rodziców Benjamina i czworga jego rodzeństwa oraz zgromadzić wszelkie możliwe środki na ten cel. Łatwo nie było, bo razem z zaniedbanym ZOO otrzymali duży, zrujnowany dom, w którym mieli zamieszkać, a część pokoi przeznaczyć część na pomieszczenia gospodarcze. Mieli do wykarmienia 200 dzikich zwierząt i 20 pracowników do zatrudnienia. Musieli uporać się nie tylko z ciągłymi remontami, ale i brakiem odpowiedniego wykształcenia, konfliktami między starymi pracownikami oraz samymi zwierzętami. Ich życie nie było usłane różami: warunki mieszkaniowe były marne (w domu panoszyły się szczury, panowała wilgoć i brud), w pobliskiej części ogrodu leżała rozkładająca padlina (na której bytowały w ogromnej ilości larwy much) co oznaczało fetor nie do wytrzymania, no i wciąż brakowało im pieniędzy. Poza tym Dartmoor z racji tego, iż ma największą średnią opadów w całym kraju raczył ich kiepską pogodą. Życie Benjamina wyglądało mniej więcej tak: "każdego dnia sam zmagałem się z przeszkodami nie do pokonania, które popołudniem zostawały jednak przezwyciężone i zapomniane - a na horyzoncie pojawiały się następne" (str. 66). Czy zatem było warto? Zdecydowanie tak, bo świadomość bycia odpowiedzialnym za unikatowe środowisko, chęć otwarcia ZOO w celach edukacyjnych oraz po to, by chronić przyrodę dawała mu każdego dnia siłę, by pracować dalej mimo przeciwności losu. Jak dowodzą naukowcy możliwość obcowania z przyrodą wywołuje pozytywną reakcję fizjologiczną i Benjamin był tego najlepszym przykładem. Park Zoologiczny w Dartmoor (tak brzmi oficjalna nazwa) został otwarty 7 lipca 2007 i do dnia dzisiejszego jest życiem jego i jego bliskich...

Nie byłoby tego sukcesu gdyby nie rodzina, a w szczególności jego dobra, cierpliwa, dająca mu siłę i znosząca jego kaprysy żona - Katherine. Jej historia jest jednakże naznaczona cierpieniem i bólem, bo będąc jeszcze we Francji okazało się, że w jej mózgu powstał guz, który właściwie zakończył beztroski etap w ich życiu. Fatalna diagnoza-glejak IV stopnia-nie dawał złudzeń ani nadziei...

W książce "Kupiliśmy ZOO. Niesamowita, lecz prawdziwa historia podupadającego ZOO i dwustu zwierząt, które na zawsze odmieniły pewną rodzinę" Benjamin Mee ukazał swoje prawdziwe oblicze. Jawi się w niej jako człowiek z ogromną pasją, wielką miłością do zwierząt, idący nieustraszenie za głosem powołania. Ma w sobie nutę szaleństwa i żyłkę hazardzisty, bo kto o zdrowych zmysłach walczyłby tak zaciekle jak on o ZOO będące w totalnej rozsypce? Żyje w stanie zwiększonej gotowości, bo nigdy nie wiadomo, czy z klatki nie ucieknie śmiertelnie niebezpieczny jaguar lub tygrysica Tanny nie obudzi się podczas transportu. Poza tym na swoich barkach musi dźwigać odpowiedzialność za odstrzał zwierząt chorych, starych lub groźnych oraz zdecydować o oddaniu innym ogrodom wybranych jednostek. Niby niewiele, bo przecież to wszystko należy do obowiązków każdego dyrektora ogrodu zoologicznego, ale pamiętajmy, że Benjamin Mee jest przede wszystkim miłośnikiem zwierząt, zwłaszcza tych zagrożonych wyginięciem, laikiem, a nie profesjonalistą z wielkim bagażem doświadczeń i długoletnim stażem. By przekonać Was, jak wielką radość daje mu to, co robi polecam ten fragment:
"Codziennie odwiedzają nas tłumy ludzi, którzy wyjeżdżają potem pełni energii i entuzjazmu, nauczywszy się czegoś o świecie natury - patrzeć na to jest niesamowitą frajdą i źródłem niezmiernej satysfakcji. Mamy wyjątkowe szczęście, że możemy rozwijać niezwykłą placówkę, wzbogacając ją o coraz liczniejsze zwierzęta z Czerwonej Księgi IUCN i w ten sposób przyczyniać się do zachowania ich dla przyszłych pokoleń. Jakkolwiek masę pracy włożyłem w to wszystko, nie mam wrażenia, że to harówka. Mam za to uczucie, że robię to, do czego jestem stworzony." (str. 341)

"Kupiliśmy ZOO"
to wzruszająca historia, pełna przygód, humoru, a także momentami smutku, będąca najlepszym dowodem na to, że marzenia się spełniają, jeśli tylko się w nie nigdy nie zwątpi.

Na koniec garść informacji:
-Oficjalna strona ZOO w Dartmoor: http://www.dartmoorzoo.org/
-16 marca 2012 roku odbędzie się premiera filmu oparta na powieści Benjamina Mee "Kupiliśmy ZOO" z Mattem Damonem i Scarlett Johansson w rolach głównych (reż. Cameron Crowe).

Polecam serdecznie!

Ocena 5/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B.