czwartek, 25 października 2012

Irena - Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska

Nie lubię tak zwanej ‘literatury kobiecej’. Jak dla mnie jest ona zazwyczaj synonimem ckliwych, nudnych historyjek z nieszczęśliwą kobietą w tle, której los ‘niespodziewanie’ się odmienia. Dzięki temu staje się ona przykładem dającym nadzieję przytłoczonym swym bezbarwnym życiem gospodyniom domowym, że może być lepiej, że jeszcze nie wszystko stracone... Tak, być może jestem uprzedzona do tego typu powieści. Za to uogólniam celowo i świadomie odrobinę koloryzuję. Ponadto otwarcie przyznaję: nie jestem fanką twórczości Małgorzaty Kalicińskiej. Przeczytałam jej „Dom nad rozlewiskiem”, by wiedzieć, czym się zachwycają rzesze czytelniczek. Ponieważ powieść ta nie porwała mnie w ogóle, to do najnowszej książki tejże autorki (na dodatek pisanej razem z córką) podeszłam sceptycznie i właściwie już na wstępie byłam raczej na ‘NIE’. Co zatem sprawiło, że „Irena” przypadła mi do gustu? Tak, dobrze przeczytaliście – ja, zwolenniczka lektur ciężkich, entuzjastka Bernharda i Houellebecqa, przeczytałam ją z niekłamaną przyjemnością. Jesteście w szoku? Ja tak i to wielkim…

Bohaterkami powieści są: matka - Dorota, mająca kłopoty z porozumieniem się z własnym dzieckiem, córka – Jagoda, zwana „Rumcajsem w spódnicy”, młoda, dynamiczna, dziewczyna, która szybko pnie się po stopniach kariery oraz przyszywana babcia Jagody - tytułowa Irena, która wychowała Dorotę - kobieta mądra, z doświadczeniem i workiem dobrych rad na wszystko i dla wszystkich. Kolorytu akcji dodaje fakt, iż matka i córka są totalnymi przeciwieństwami, a Jagoda chętniej niż z Dorotą przebywa z Ireną i jej mężem Felkiem (od którego śmierci powieść się zaczyna), których uwielbia i u których zawsze znajduje poczucie bezpieczeństwa i cenne wskazówki. O ten ‘związek’ zazdrosna jest matka dziewczyny, która jako jedyna w tej rodzinie nie potrafi znaleźć z nią wspólnego języka. Przyczyną prawdopodobnie jest nie tylko pewna tajemnica skrywana od lat, kładąca się cieniem na ich wzajemnej relacji, ale i brak odpowiedniego podejścia do córki, zbyt duże wymagania oraz fakt, że nie żyje ona według scenariusza mamy. Ta zaś martwi się, że Jagoda nie ma własnej rodziny, a ona w jej wieku była już matką, a wygłaszane przez nią sądy, skutecznie drażnią dziewczynę i pozbawiają jej ochoty na otwarcie się przed Dorotą. Dziewczyna odnosi sukcesy w pracy (choć jest świadoma, że etat w korporacji niszczy ją coraz bardziej), ale coraz częściej brakuje jej kogoś, kto by się nią zainteresował, był blisko. Od dziecka jestem oazą spokoju i opanowania – właściwie nie płaczę, ciężko mnie wyprowadzić z równowagi, nie jestem kłótliwa, nie miewam ataków śmiechu. Asertywność to ja, wyznaje smutnie. A gdzie miejsce na miłość, radość i spontaniczność, czyli na prawdziwe emocje? Zamiast nich jest uczucie poniżenia, niekochania i braku akceptacji przez matkę, co skutkuje zamknięciem się w sobie i tłumieniem swego bólu w samotności albo wylewaniem go na forum internetowym. Jej powiernicą jest jedynie przyjaciółka Wera, której może się przyznać do wszystkiego, ojciec, chadzający z nią regularnie do kina oraz dość niespodziewanie Radek, z którym od czasu do czasu współżyje... Dorota przekonana, iż ma „kłótliwą córkę singielkę”, z którą nie może się dogadać, i nie mając pomysłu na uzdrowienie sytuacji, szuka pomocy u niezawodnej Ireny. Ale czy ją znajdzie? Czy będzie Happy end?

„Irena” to książka o ważnych relacjach: nie tylko damsko-męskich, ale i damsko-damskich. To powieść, w której na pierwszy plan wysuwa się rodzina i jej ogromne znaczenie oraz to, co często bywa powodem jej zniszczenia - rodzinne tajemnice skrywane od lat, zatwardziałość serc, brak komunikacji, itp. To także książka, w której autorki pokazują, jak zmienia się postrzeganie świata w zależności od wieku i zdobytych doświadczeń, jak wygląda ten skomplikowany dialog między pokoleniami i czy jest on w ogóle możliwy.
Tematyka „Ireny” jest zdecydowanie kobieca, ale nie banalna, ani nie nudna, bo pachnąca prawdziwym życiem, rzeczywistymi problemami. Serwowane tu czytelnikom sytuacje dostarczą z pewnością wielu wzruszeń, a szybkie tempo (fakt - na początku trochę mnie zmęczyło, później do niego przywykłam), zmieniające się perspektywy (zdarzenia są przedstawiane na zmianę: raz z punktu widzenia matki, raz - córki) czy mnogość informacji podawana za jednym zamachem sprawiają, że książkę czyta się bardzo szybko. Myślę, że duża w tym zasługa Basi Grabowskiej, która swoim żywym, młodzieżowym językiem wprowadziła do „Ireny” tempo, humor i nie pozwoliła, by była to jedynie kolejna powieść z szerokiego nurtu literatury kobiecej wątpliwej jakości. Warto zauważyć, iż autorki dość zgrabnie wplotły w akcję dydaktykę prozdrowotną i promocję zdrowia. Dorota ma problem z WNM (Wysiłkowym Nietrzymaniem Moczu – Kalicińska wsparła tę akcję swoim nazwiskiem, ponieważ sama miała z tym do czynienia), a Janek, mąż Doroty, po kryjomu leczy prostatę. Jeśli po lekturze tej powieści znajdzie się choćby jeden człowiek, który zdecyduje się, by otwarcie rozmawiać o wstydliwych schorzeniach i nie stronić od porady specjalisty, to będzie to dowód na to, że czasem daje się połączyć przyjemne z pożytecznym. Żeby nie przedłużać napiszę tylko tyle: „Irena” zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, okazała się ciepłą, rodzinną historią, w której czytelniczki z każdego przedziału wiekowego znajdą coś dla siebie. Nawet te, które literatury kobiecej unikają jak ognia. Serdecznie polecam i czekam na książkę autorstwa samej Basi Grabowskiej, by się przekonać, jaki kierunek obierze i czy nie da się porwać bezbarwnemu nurtowi literatury pisanej dla mas.

Cytaty za: Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska, Irena, W.A.B. 2012.

Ocena 5/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję portalowi Oblicza Kultury


4 komentarze :

  1. A jednak Ci się spodobała. ;)
    Ja już się o niej nagadałam, więc nie będę się powtarzać. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bardzo zaskoczona, bo jak napisałam we wstępie pani Kalicińska nie należy do autorek, które czytam, a jej powieści raczej omijam. Poza tym, wiesz jakie miałam nastawienie u Ciebie na blogu i tak właśnie do "Ireny" podeszłam. A tu zaskoczenie! Myślę, że gdyby nie Basia Grabowska książka miałaby zupełnie inne oblicze i moja ocena nie byłaby tak wysoka. No cóż, o gustach się nie dyskutuje..

      Usuń
  2. Ja też do tej pory omijałam książki pani Kalicińskiej, widzę - pora sięgnąć po Irenę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, myślę, że początek z "Ireną" będzie obiecujący :) Pozdrawiam ciepło!

      Usuń